Ksiądz Jan Kanty Pytel

profesor doktor habilitowany, polski naukowiec i duchowny katolicki, teolog specjalizujący się w naukach biblijnych. Wykładowca na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W latach 1981-1987 był dziekanem (przedtem prodziekanem) Papieskiego Wydziału Teologicznego w Poznaniu (dziś WT UAM).

ks. Jan Kanty Pytel

Cichociemny i Pisarz - Przemysław Bystrzycki

Terebinty wyrosłe na poznańskiej ziemi


W ostatnim półwieczu wyrosły na poznańskiej glebie Dwa Terebinty prozy. Pierwszy - Roman Brandstaetter, drugi Przemysław Bystrzycki. Terebinty te rosły opodal siebie i bez wątpienia dostrzegane były różnice, które je znamionowały. Roman Brandstaetter czuł się przedłużeniem patriarchy Jakuba znad rzeki Jabbok. Ten, który ma "bezimienne Imię" zgarnął go do swej szczelnej galilejskiej sieci i wyznaczył mu drogi jak "zygzaki błyskawicy". Sławił Niewidzialnego w kręgu biblijnym, w tetralogii Jezus z Nazarethu. W Pieśni o moim Chrystusie wyśpiewał swą miłość do Galilejczyka, ubolewał nad "trzciną", która "oszalała", i wołał do Syna Bożego, aby uczłowieczył człowieka skoro sam stał się człowiekiem.
Drugi Terebint - Przemysław Bystrzycki nieraz mawiał, że literacka spuścizna Romana Brandstaettera jest ogromna i trudna do udźwignięcia i trzeba będzie dłuższego czasu na przyjęcie jego profetycznego przesłania. Oba Terebinty łączy PEN - Club i Związek Literatów Polskich. Ale Roman Brandstaetter nie doczekał się ze Sztokholmu Literackiej Nagrody Nobla, a w Poznaniu, gdzie cieszył się wysokim autorytetem moralnym, nie otrzymał honorowego obywatelstwa Miasta, nie otrzymał honorowego doktoratu z Uniwersytetu, nie otrzymał jako czytelny świadek wiary w Jezusa ziemskiego i uwielbionego, żadnego odznaczenia papieskiego.
Inaczej było z drugim Terebintem - Przemysławem Bystrzyckim. Został wyróżniony godnością honorowego obywatela Poznania, a nieco później Przemyśla. Rada Miasta wyznaczyła po jego śmierci Plac jego imienia, z którego rozbiegają się niczym znaki pamięci, ulice o nazwiskach zasłużonych poetów i pisarzy.


Ze świątyni karmelitów na Cmentarz Zasłużonych Wielkopolan
.

Biografię Przemysława Bystrzyckiego rozpocznę od 12 października 2006 roku. W tym dniu w pięknej świątyni Karmelitów Bosych celebrowana była ofiara Chrystusa i Kościoła o Jego wieczną komunię z Bogiem. świątynia była po brzegi wypełniona ludźmi. Były poczty sztandarowe, w tym Sztandar Rodziny Katyńskiej. Przy trumnie była honorowa warta z Jednostki "Grom" im. Cichociemnych. Na życzenie rodziny wygłosiłem mowę pogrzebową. Ukazałem w niej naznaczone interwencją Opatrzności Bożej drogi, po których szedł bezpiecznie Zmarły. Bóg bowiem jakby biblijny orzeł nosił go na swych skrzydłach i wywabiał go jak swoje młode orlęta do lotu życiowego i lotniczego w formacji Cichociemnych. Zacytowałem mu, jako żołnierzowi - oficerowi, strofy z modlitwy Jana Lechonia:
"Daj żołnierzom, którzy idą, śpiewając w szeregu,
Chłód i deszcz na pustyni, a ogień na śniegu
Niechaj będą niewidzialni płynący w przestworzu.
I do kraju niech dopłyną, którzy są na morzu.
Każdy ranny niech znajdzie opatrunek czysty
i od wszystkich zaginionych niechaj przyjdą listy"

(Matka Boska Częstochowska ).
Na koniec mowy skierowałem prośbę: "miasto Przemyśl, nie zapomnij nazwać jednej z ulic ulicą Bystrzyckich. To zdanie pominięto w druku, ale potwierdza je nagrany zapis. Młodzież niosła za trumną na poduszce odznaczenia wojskowe: srebrny order krzyża "Virtuti Militari", Krzy Walecznych, Srebrny Krzyż Zasługi z Mieczami, poczwórny Medal Wojsk Polskich Armii Krajowej, Krzyż Partyzancki i inne odznaczenia brytyjskie. Na Cmentarzu Zasłużonych Wielkopolan przemówienie wygłosił Prezydent miasta Ryszard Grobelny. Był obecny także przewodniczący rady miasta Poznania Przemysław Alexandrowicz.


Spokojne lata w Przemyślu potargane wywózką do Kazachstanu


Przemysław Bystrzycki kochał swoje rodzinne miasto, w którym przeżył swoją piękną i beztroską młodość. Po latach napisał śliczną książkę autobiograficzną Nad Sanem, nad zielonookim. Do dziś pamiętam jak opowiadał mi wspomnienie o generale Boruta-Spiechowiczu. Boruta codziennie konno jechał do sztabu, pozdrawiały go uśmiechnięte pannice z liceum. Generał przykładał palce do generalskiej rogatywki, salutował, obracał się na prawo i na lewo na znak podziękowania dla młodzieży. Po pięknej młodości nadszedł smutny rok 1939. Ojciec - wiceprezydent Przemyśla został zastrzelony w Bykowni. Matka z dziećmi wygnana została do Kazachstanu. Ta ziemia, niestety zatrzymała ją u siebie, umarła bowiem z głodu z babcią Przemysława.
Młody licealista, urodzony w 1925 roku zaplanował ze starszym kolegą ucieczkę. Dotarł do Charkowa oddalonego o 3000 km od miejsca zsyłki. Zatrzymany przez polityczną policję został etapami przewieziony do Kistownaj. Tu stawiony przed sądem otrzymał wyrok 10 lat łagru. Znał dobrze język rosyjski, który pomógł mu w uwolnieniu, a właściwie Opatrzność Boża wyprowadziła go jak proroka Daniela z lwiej jamy na wolność. Poznał tych, co kupowali dusze. Duszy swej jednak nie sprzedał. Nikomu, Nigdzie. Nigdy!
Kiedy szedł dalej i dalej, znalazł się w Tockoje..Tu odbywał się pobór do Wojska Polskiego na podstawie układu Sikorski - Majski . Przemysław Bystrzycki zgłosił się w miejscu poboru do wojska w Wielkiej Brytanii, ale dowiedział się, że jest za młody. Ale, kiedy kapitan usłyszał jego nazwisko ,że jest synem Michała z Przemyśla ,podjął decyzję wcielenia go do armii. Teraz młody żołnierz o poranionych stopach, wycieńczony, zawszawiony maszerował w bólu z innymi wcielonymi do wojska, a droga do celu była długa i ciekawa: Persja, Egipt, Palestyna, Afryka Południowa, Wielka Brytania. Tu odbył na własne życzenie trudne i specyficzne szkolenie w formacji skoczka cichociemnego. Spośród 3000 kandydatów zostało wybranych 316, ( już niemal wszyscy wymarli). W roku 1944 w listopadzie został zrzucony" na Podhalu w Gorcach. Był wtedy podporucznikiem , dowódcą tajnej radiostacji Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej. W 1944 roku został aresztowany ze swoim dowódcą - majorem , skazany na 6 lat więzienia i osadzony w Krakowie w więzieniu św. Michała przy ul. Senackiej 3. Dzięki amnestii, która obejmowała 5 lat, pozostał rok w więzieniu. Tam nabawił się klaustrofobii. O ile dobrze wiem, w całym kontekście wydarzeń związanych z procesem, sprawdziło się porzekadło filozofa Cycerona: "Nie ma tak wysokiej bramy przez którą nie przeszedłby osioł obładowany złotem". Na chwałę Przemysława Bystrzyckiego trzeba zapisać i to, że w chwili aresztowania wysadził w powietrze radiostację nadawczą. Wywołało to oburzenie "ludzi bezpiecznych", a Bystrzycki ratował objętych szyframi kolegów, wiedział też jak zniszczyć radiostację i jak się umiejętnie tłumaczyć.


Wyjazd do Wielkopolski

Na apel stryja - fabrykanta z Orzechowa (głosiłem tam rekolekcje) opuszcza Przemyśl, studiuje w Poznaniu socjologię i ekonomię i rzuca się w wielki nurt pracy w mieście, które całym sercem adoptował. Po ślubie oświadczył swej żonie Janinie : " będę pisarzem". Okazało się, że twórczość pisarska Przemysława Bystrzyckiego była bardzo bogata, miała wprawdzie na ogół wymiar biograficzny, ale w nim mieściły się wszystkie zagadnienia ówczesnego, skomplikowanego świata.
Za życia wydał 22 książki, a dwie przygotowane do druku ukazały się po jego śmierci. Żona Przemysława Janina, jest jak dobra studnia, która nie uroni żadnej kropli wody z życiorysu męża. Zna niemal na pamięć nie tylko jego życiorys, ale i treść wszystkich książek. Przemysław Bystrzycki był tytanem pracy. Znał się na ludziach. Wierny Bogu, Polsce i sobie nie przyjął żadnego awansu. Każdego wieczoru zmawiał, co potwierdza żona, modlitwę na stojąco, raz tylko widziała go jak klęczał zatopiony w modlitwie. Oboje małżonkowie wielką wagę przywiązywali do świętowania niedzieli. W centrum tego świętowania była msza św., z ogromnym pietyzmem upamiętniali każde święto narodowe.
Dziękuję Bogu, że poznałem Przemysława Bystrzyckiego. Myślę, że uważał mnie za swego przyjaciela. Ja uważałem go od pierwszego spotkania za przyjaciela. Został wiceprezesem Stowarzyszenia imienia Romana Brandstaettera. Często bywałem w jego domu, teraz odwiedzam jego żonę, buduje mnie ona swoim umiłowanie Polski, prawdy, niezmiennych zasad Dekalogu. Dużo czyta, chętnie prowadzi rozmowy z przyjaciółmi.
Przemysław Bystrzycki w trudzie pisania podzielił się sobą z czytelnikami. Cieszyłem się, że był w moim rodzinnym mieście , w Budzyniu, w szkole, jako tzw. "ciekawy człowiek". Tam w galerii jest i jego portret. Kiedy chorował na serce, odwiedzałem go w szpitalu im. Raszei. Był na oddziale kardiologicznym, na sali było 6 pacjentów, gdy dowiedzieli się, że to cichociemny i pisarz, zaczęli okazywać mu wielki szacunek i zaufanie. Po wyjściu ze szpitala w czasie rehabilitacji w Kowanówku k. Obornik Wlkp. odwiedziłem go na znak przyjaznej pamięci. Budujące były nasze rozmowy w leśnym zaciszu sanatorium. Swoje 80 urodziny świętował w Bibliotece Raczyńskich. Był bezspornym przyjacielem tej Biblioteki, walczył o jej rozbudowę. Było to zatem najlepsze miejsce świętowania dostojnej rocznicy urodzin. Na dzień świętowania urodzin profesor Jerzy Albrycht opracował recenzję książki Jabłko Sodomy. Kiedy wchodził na salę powitał mnie słowami: "Ale mnie ksiądz urządził: co za trudna książka", oczywiście recenzja była świetna. Autor wpisał mi do tej książki wiele znaczącą dedykację. A książka zaczyna się słowami telegramu: "Przemka kierować do mnie " ( do Orzechowa ). Centralną myśl książki tworzą słowa z Talmudu: "Kto ratuje jedno życie, to tak jakby ratował cały świat" ...To talmudyczne przesłanie spotkałem na marginesie jednej z książek Bystrzyckiego. Wnioskuję zatem, że nosił w sobie dramaty ludzi, których życie na różne sposoby było zagrożone, a wielokrotnie porzucone jak łodyga kwiatu w rynsztoku. Z dnia świętowania urodzin zachowała się piękna fotografia pisarza, twarz spokojna, jakby wykąpana w ciszy, refleksyjna. Jest to prawdopodobnie najpiękniejsza fotografia pisarza, która teraz znajduje się na honorowym miejscu w mieszkaniu. Chciałbym, ażeby Poznańczycy, zwłaszcza studenci filologii polskiej, przeczytali Nad Sanem, nad zielonookim, Znak cichociemnych, Szabasy z Brandstaetterem, Wiatr Kuszmurunu (podziękowanie mieszkańcom Kazachstanu), Oddanie broni. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś z młodych naukowców, który zainteresuje się wielce wartościowym zapisem w książkach Przemysława Bystrzyckiego.


Napis na grobowcu.

Po śmierci Przemysława Bystrzyckiego trwały długie narady rodzinne i wydaje mi się, że ich owocem był najwłaściwszy cytat wybrany przez córki: Zosieńkę, Marysieńkę (Elżbieta) i Basieńkę. Tak zawsze ojciec w rozmowie ze mną nazywał swe córki. Cytat ten brzmi: "W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem" (2 Tym 4,7). Ten szczęśliwie dobrany cytat z Pisma najlepiej i w całości streszcza pod wieloma aspektami życie i działanie Przemysława Bystrzyckiego.