Księga życia
Św. Teresa od Jezusa (Teresa de Cepeda y Ahumada)
Rozdział 10
Zaczyna opisywać łaski, jakich Pan jej udzielał na modlitwie. Jak i w czym
możemy sami sobie dopomagać do otrzymania podobnych darów. Jak wiele zależy od
tego, jak rozumiemy łaski, jakie Pan nam daje. - Prosi tego, któremu to pismo
posyła, by od tego miejsca wszystko, co napisze, pozostało tajemnicą, skoro
według danego rozkazu, musi tak szczegółowo opowiadać o łaskach przez Pana jej
udzielonych.
1. Kilka razy - jak mówiłam - miałam, choć to bardzo szybko przemijało,
początki tego, co teraz opowiem. Gdy na modlitwie, jak powiedziałam wyżej,
stawiałam siebie tuż przy Chrystusie i przedstawiałam Go sobie mieszkającego w
moim wnętrzu - a nieraz także w czasie czytania - zdarzało mi się, że nagle
przenikało mnie takie żywe uczucie obecności Bożej, że żadną miarą nie mogłam
wątpić o tym, że On jest we mnie albo ja cała w Nim pogrążona. Nie był to jakiś
rodzajem widzenia, ale coś innego, co nazywają, zdaje mi się, teologią
mistyczną. Sprawia to takie zawieszenie duszy, iż cała jakby wychodzi z siebie.
Wola w tym stanie kocha, pamięć zdaje się jakby zagubiona, rozum, o ile mi się
zdaje, nie myśli ani się nie gubi w tym zachwyceniu, tylko, nie działa będąc
jakby przerażony wielkością tych rzeczy, które ogląda. Bóg, bowiem chce, aby
rozumiał, że z tego, co mu w tej chwili ukazuje Boski Jego Majestat nic a nic
nie rozumie.
2. Przedtem miałam prawie nieustannie pobożność uczuciową. Łaski tej, o ile
mnie się zdaje, możemy w pewnej mierze i do pewnego stopnia osiągnąć własnym
staraniem. Jest to pociecha ani całkiem zmysłowa, ani też czysto duchowa, ale
cała jest darem Bożym. Możemy jednak, zdaje mi się, skutecznie ją osiągnąć,
zastanawiając się nad niskością i niewdzięcznością naszą względem Boga za tyle
dobrodziejstw, które nam uczynił, rozważając Mękę Zbawiciela i tyle ciężkich
Jego boleści, i całe życie Jego tak pełne cierpienia. Patrząc z miłością na
wspaniałość dzieł Pańskich, na nieskończoną wielkość Jego majestatu, jak nas
umiłował i wiele innych rzeczy, które każdemu, kto szczerze pragnie postąpić w
dobrym, co chwile same się nasuwają, chociaż nie bardzo na nie zwraca uwagę.
Jeśli więc do takiego rozważania dołoży się trochę miłości, wtedy dusza się
raduje, serce się wzrusza i łzy płyną. Czasem sami jakby własną siłą je
wydobywamy, czasem znowu Pan, otwiera własną ręką ich źródło, tak, iż
powstrzymać go ani oprzeć się nie zdołamy. Tak to hojnie, za tę trochę
natarczywości naszej, Bóg nam płaci darem tak wielkim, jakim jest pociecha,
przenikająca duszę wśród tych jej łez, gdy wie i widzi, że płacze dla wielkiego
Pana. I nie ma, co się dziwić, bo ma tu słuszny i wzniosły powód do serdecznej
pociechy. Tą pociechą się raduje, w niej słodko odpoczywa.
3. Nasuwa mi się tu porównanie, trafne jak sądzę. Rozkosze te duchowe na
modlitwie podobne są w pewnym stopniu do rozkoszy wybranych w niebie, którzy
choć tam nie oglądają nic więcej nad to, co Pan według zasługi każdego chce, aby
oglądali, każdy z nich przecież, widząc jak małe są jego zasługi, raduje się i
jest szczęśliwy z miejsca, jakie otrzymał. Stąd taka jest niezmierzona różność
stopni rozkoszy niebieskich, bez porównania większe od różnicy, jaka tu na ziemi
zachodzi między jedną pociechą duchową a drugą, choć i tu różnorodność stopni
jest bardzo wielka. Tak i duszy początkującej, gdy Bóg użyczy tej łaski,
prawdziwie już zdaje się, że nie ma nic, czego by jeszcze pragnąć mogła i uważa
się za obficie nagrodzoną za całą swoją pracę i służbę, i bez wątpienia ma
słuszność. Bo jedna taka łza, jak mówiłam, staraniem naszym wywołana - chociaż
bez Boga daremne byłoby wszelkie nasze staranie - żadną jak sądzę, najcięższą
pracą tego życia nie może być godnie okupiona, tak wielką jest jej wartość i tak
wielki zysk nam przynosi. Bo jaki może być większy zysk nad taką pociechę,
dającą duszy niejakie świadectwo, iż jest przyjemna Bogu? Kto wiec tej łaski
dostąpi, niech za nią wielbi Boga, ile zdoła. Niech uważa siebie za wielkiego
dłużnika Jego boskiej dobroci, gdyż Pan chce go mieć swoim domownikiem i
przeznacza go do swego królestwa, byleby wstecz się nie cofał.
4. Niechaj się nie oszuka pewną fałszywą pokorą, o której tu mówić zamierzam,
a która na tym polega, że ktoś przez rzekomą pokorę nie uznaje w sobie darów,
jakich Pan mu użycza. Zrozumiejmy to dobrze i nigdy o tym nie zapominajmy, że
Bóg nam daje łaski swoje bez żadnej naszej zasługi, że zatem naszą powinnością
jest dziękować za nie Jego Boskiemu Majestatowi. Bo jeśli nie znamy i nie
rozumiemy tego, co od Niego otrzymujemy, nie zdołamy też pobudzić siebie do Jego
miłości. Jest rzeczą pewną, że im jaśniej dusza uznaje, jak bogata jest przez
łaskę Bożą, pamiętając o tym, jak sama z siebie jest uboga, tym wyżej postąpi w
cnocie, tym głębiej się utwierdzi w prawdziwej pokorze. W przeciwnym razie, gdy
przez tę fałszywą pokorę wyobraża sobie, że nie jest godna do posiadania
wielkich łask, gdy Pan zacznie jej ich udzielać, lęka się tylko i drży, aby nie
zgrzeszyła próżnym upodobaniem. Dusza taka pozbawia siebie wszelkiej otuchy i
odwagi do dobrego. Wierzmy mocno, że Ten, który nam daje swoje dary, da także
łaskę, abyśmy umieli poznać podstępy czarta, jeśliby z powodu tych darów zaczął
nas kusić próżną chwałą, że da i moc, abyśmy mogli się sprzeciwić pokusie, jeśli
tylko w szczerości serca chodzimy przed Bogiem i Jemu pragniemy się podobać, a
nie ludziom.
5. Rzecz to jasna, że im większe, kto nam wyświadczył dobrodziejstwa, tym
więcej będziemy go miłować. Słuszną, więc jest rzeczą i wielką zasługą pamiętać
zawsze o tym, że od Boga mamy byt i nasze istnienie, że On nas stworzył z
niczego i zachowuje nas, że wszystkie dobrodziejstwa swojej męki i śmierci nam
przygotował i w pogotowiu trzymał dla każdego z nas dziś żyjących, na długo
przedtem nim nas stworzył. Czemuż by mnie nie miało się godzić, bym uznawała to
i jasno widziała, i ustawicznie rozpamiętywała, jak niegdyś lubowałam się w
próżnych rozmowach, a jak teraz Pan mi dał tę łaskę, że o niczym mówić nie lubię
i nie chcę, tylko o Nim? Oto klejnot drogi, który gdy wspomnimy, że On go dał i
że jest w naszym posiadaniu, pobudza i zniewala do miłości, i to jest szczęśliwy
owoc modlitwy wewnętrznej, opartej na pokorze. Cóż dopiero będzie, gdy dusza
ujrzy w swym władaniu inne klejnoty jeszcze droższe, takie jak je już otrzymał
niejeden sługa Boży, na przykład łaskę wzgardy świata, owszem i wzgardy siebie
samego? - Rzecz jasna, że tym bardziej wówczas musi uznawać, że jest dłużnikiem
Pana i zobowiązaną do służenia Jemu. Musi pamiętać, że sama z siebie nic z tego
wszystkiego nie miała. Powinna wielbić hojność Pana za to, że duszy tak ubogiej,
grzesznej i ogołoconej z wszelkiej zasługi, jaką jest moja dusza, której
wystarczyła ta pierwsza perełka, raczył użyczyć tyle innych jeszcze droższych
łask i większymi obsypać mnie bogactwami, niż sama pragnąć bym mogła.
6. Powinniśmy zdobywać się na nowe siły do służby Bożej i nie okazywać się
niewdzięcznymi, bo pod tym warunkiem Pan daje nam swoje łaski. I jeśli nie
czynilibyśmy dobrego użytku z tego skarbu i z tego wysokiego stanu, do którego
nas podnosi, On je nam znowu odbierze i w większym ubóstwie nas pozostawi niż
byliśmy przedtem, a perły swoje da takiemu, który je wiernie uszanuje i pożytek
z nich uczyni sobie i innym. Lecz jakże mógłby czynić taki pożytek i hojnie
użyczać innym, ten, kto by nie wiedział o tym, że jest bogaty? Przy takiej
naturze jak nasza, nie sposób, zdaje mi się, by, kto zdobył się sercem i odwagą
do rzeczy wielkich, jeśli nie ma wewnętrznego przeświadczenia, że jest w łasce u
Boga. Tak przecież jesteśmy nędzni i tak skłonni do rzeczy ziemskich, że trudno
by zdołał obrzydzić sobie wszystkie dobra doczesne i całym sercem od nich się
oderwał, kto nie jest przeświadczony, że posiada już niejaki zadatek dóbr
wiecznych. Trudno tym bardziej, by szczerze pragnął być wzgardzonym przez
wszystkich, kto, oprócz żywej wiary, nie czuje w sobie tej miłości, jaką Bóg go
miłuje, i nabył wszystkie te wielkie cnoty, którymi jaśnieją doskonali. Bo tak
jest nieczuła dla rzeczy nadziemskich nasza natura, że tylko do tego się
garniemy, co widzimy na oczy. Dlatego właśnie te łaski i dary Boże, gdy je
uznajemy w sobie i widzimy, budzą naszą wiarę i nowej dodają jej dzielności.
Przez te swoje dary Pan przywraca nam siłę i męstwo, które my przez grzechy
nasze straciliśmy. Może być, że będąc złą i grzeszną, sądzę o tych rzeczach
według siebie. Mogą być inni, którym do spełnienia doskonałych uczynków niczego
więcej nie potrzeba, tylko samej prawdy wiary. Ja w nędzy swojej potrzebowałam
wszystkich tych pomocy.
7. Te rzeczy niech oni nam wyjaśnią. Co do mnie, opisuję tu tylko, co było ze
mną, jak mi kazano. Jeśli piszę, co nie do rzeczy, ten, któremu to posyłam,
podrze moje pisanie, bo lepiej ode mnie potrafi poznać, co jest złego. Proszę go
też na miłość Zbawiciela, by to wszystko ogłosił, co dotąd powiedziałam o swoim
niecnotliwym życiu i o grzechach. Od dzisiaj daję na to pozwolenie jemu i
wszystkim moim spowiednikom. Wszystko to niech ogłoszą, jeśli chcą, natychmiast,
jeszcze za mego życia, bym nie oszukiwała ludzi, którzy myślą, że jest we mnie,
co dobrego. Prawdziwie i z wszelką pewnością, o ile znam i rozumiem dzisiaj samą
siebie, zapewniam ich, że ogłoszenie to wielką mi sprawi pociechę. Natomiast nie
daję pozwolenia na to, o czym teraz będę mówić. Jeśliby ten opis komu mieli
pokazać, nie chcę, by wyjawili, kto jest ta, w której takie rzeczy się działy,
ani kto to napisał. Dlatego też nie wymienię tu nigdzie swojego nazwiska ani
kogokolwiek. Postaram się tak pisać, żebym nie została poznana i o to proszę na
miłość Boga. Jeśli tu, cokolwiek w tym moim opisie znajdzie się godne zalecenia,
niech to zostanie zatwierdzone przez mężów tak poważnych i uczonych. Jeśli Pan
da mi łaskę ku temu, i powiem, co dobrego, będzie to Jego sprawa, a nie moja, bo
ja nie mam żadnej nauki ani zalety życia cnotliwego, ani żadnej od nikogo,
uczonego czy kogo bądź pomocy do tego pisania. Nikt też oprócz tych, którzy
kazali mi pisać, a których obecnie tu nie ma, nie wie o tym, że piszę. A mogę
tylko pisać w chwilach, że tak się wyrażę, kradzionych, bo odrywa mnie to od
przędzenia, a dom, w którym mieszkam, jest ubogi i nie brak mi różnego rodzaju
zajęć. Gdyby to jeszcze Pan dodał mi większej zdolności i lepszej pamięci, za
pomocą, których mogłabym przynajmniej korzystać z rzeczy dawniej czytanych lub
słyszanych, ale zdolność moja prawie żadna a pamięć bardzo słaba. Jeśli więc w
tym wszystkim zdarzy mi się powiedzieć, co dobrego, sam Pan to sprawi według
swojej woli, mając w tym na celu, jaki dobry skutek. Co zaś będzie złego, to
będzie moja własna sprawa i wasza miłość to wykreśli. Jakkolwiek bądź
wymienienie mojego nazwiska ani w jednym, ani w drugim wypadku nie może
przynieść pożytku, póki żyję. Wyjawienie to równałoby się głoszeniu moich zalet,
a rzecz jasna, że nikogo nie należy chwalić za życia. Tym bardziej jeszcze po
mojej śmierci nie ma powodu mówić o mnie, chyba na to tylko, aby to, co w moim
pisaniu może być dobrego, straciło wszelką powagę, i nikt by mu wiary nie dawał,
widząc, że pisała to osoba tak nędzna i niecnotliwa.
8. Piszę swobodnie, mając nadzieję, że wasza miłość i inni, którzy mają to
czytać, uczynicie to, o co proszę na miłość Zbawiciela. Inaczej miałabym wielkie
skrupuły, z wyjątkiem, gdy przychodzi mi pisać o swoich grzechach, bo co do tego
żadna mnie wątpliwość nie krępuje. Co do reszty zaś, dość tego, że jestem
kobietą, aby mi na samo wspomnienie skrzydła opadły, a tym bardziej, że nie
tylko kobietą, ale i niecnotliwą. Wszystko, więc, co tu nie należy do prostego
opisu mego życia, niech to wasza miłość zachowa u siebie, skoro z takim
naleganiem żąda ode mnie objaśnienia tych łask, jakie mi Bóg czyni na modlitwie.
Czy to objaśnienie okaże się zgodne z prawdami świętej naszej wiary katolickiej?
- Gdyby nie, wasza miłość natychmiast to spali, na co z góry się zgadzam i
poddaję. Powiem, więc, co się dzieje we mnie:, jeśli są to rzeczy zgodne z
wiarą, może wasza miłość odniesie z nich, jaki pożytek, jeśli nie, nie zaniedba
wyprowadzić moją duszę z błędu, by diabeł nie skorzystał z tego, z czego ja
spodziewałam się odnieść korzyść dla siebie. Bo zawsze, jak wiadomo Panu i jak o
tym później jeszcze wspomnę, szukałam i pragnęłam znaleźć takich, którzy by mnie
mogli oświecić.
9. Jakkolwiek pragnę jasno wyrazić to, co wiem o tych przejściach
wewnętrznych na modlitwie, słowa moje wydadzą się zapewne bardzo ciemne tym,
którzy nie mają doświadczenia w tych rzeczach. Wskażę tu niektóre trudności,
które zdaniem moim stoją na przeszkodzie do postępu na tej drodze i inne
niebezpieczeństwa, mogące się na niej trafić, jak mi je Pan dał poznać z
własnego doświadczenia. Przez wiele lat zasięgałam w tej mierze zdania ludzi
głęboko uczonych i świadomych życia duchowego. Wszyscy oni uznali, że mimo tych
fałszywych kroków i moich niewierności na tej drodze, Pan łaskawy w ciągu tych
dwudziestu siedmiu lat, odkąd zaczęłam odprawiać rozmyślanie, takiego mi użyczył
doświadczenia, jakie inni zaledwie osiągnęli w trzydzieści siedem albo
czterdzieści siedem lat, przy niezmiennej przez tak długie lata stałości w
pokucie i cnocie. Niech będzie błogosławiony za wszystko i niech mną rozporządza
do służby swojej według boskiej woli i dobroci. Bo dobrze wiadomo mojemu Panu,
że w tym objawieniu łask, jakie mi uczynił, nie mam na celu niczego innego,
tylko uwielbienie i przymnożenie Mu chwały według maluczkiej mojej miary,
ukazując jak spodobało mu się takie plugawe i cuchnące śmietnisko zamienić w
ogród, takim wdzięcznym kwiatem pachnącym. Niech mnie boska dobroć Jego uchroni
od tego nieszczęścia, bym je, kiedy jeszcze z własnej winy wyplenić miała... i
stać się znowu taką, jaką przedtem byłam. O to błagam na miłość Bożą, niech
prosi za mną wasza miłość, bo lepiej i jaśniej wie, czego jestem warta, niż mi
to pozwolił tu wypowiedzieć. |