Księga fundacji Św.
Teresa od Jezusa (Teresa de Cepeda y Ahumada)
Rozdział 6
Mówi o szkodach, jakie może sobie wyrządzić
dusza w życiu duchowym, gdy nie wie, kiedy i jak
należy sprzeciwiać się duchowi. - O pożądaniu
Komunii świętej i jakie w nim mogą ukrywać się
złudzenia. - Ważne wskazówki i przestrogi dla
przełożonych klasztorów.
1. Pilnie się zastanawiałam i starałam się
rozumieć, skąd pochodzi pewne upojenie duszy,
jakie widziałam u niektórych pobożnych osób,
którym Pan na modlitwie wielkich słodkości użycza,
gdy z ich strony nie zbywa na odpowiednim
przysposobieniu się do przyjęcia łask Jego. Nie
mówię tu o tych wypadkach, gdy dusza zostaje w
zawieszeniu i zachwyceniu porwana Boskim
Majestatem; dość o tym pisałam na innych
miejscach. W podobnych zdarzeniach nie ma co mówić
o własnym naszym działaniu i przysposobieniu się,
bo sami z siebie nic tu uczynić nie możemy, i
jeśli jeno zachwycenie jest prawdziwe, oprzeć się
mu nie zdołamy, mimo wszelkiej usilności naszej.
Dodać wszakże należy, że ta siła, która nas
opanowuje w zachwyceniu i władzy nad sobą nas
pozbawia, trwa krótko. Upojenie zaś, o którym tu
mówię, następuje najczęściej w chwili, gdy dusza
wszczyna modlitwę odpocznienia, podobną do pewnego
rodzaju snu duchowego. Jest to stan taki, że kto
nie wie, jak się w nim zachowywać, może dużo czasu
stracić i siły swoje na próżno wyczerpać, i to z
własnej winy, a z małą zasługą.
2. Chciałabym to jak najjaśniej wytłumaczyć,
choć rzecz jest trudna i nie wiem, czy zdołam. Ale
dusze, które by zostawały w tym błędzie, jeśli
zechcą mi dać wiarę, pewna jestem, że mnie
zrozumieją. Znałam takie dusze wysoko cnotliwe,
które po siedem i osiem godzin zostawały w tym
stanie i zdawało im się, że są w zachwyceniu.
Każde ćwiczenie duchowe tak je pochłaniało, że
zaraz całe się oddawały popędowi jego, tłumacząc
sobie, że nie godzi się im sprzeciwiać Panu. Tym
sposobem, gdyby wcześnie nie zaradzono złemu,
łatwo mogły same się powoli przyprawić o śmierć
albo popaść w obłęd. Według mojego rozumienia
rzecz się ma tak: gdy Pan zacznie użyczać duszy
pociech niebieskich, natura nasza chciwa rozkoszy,
tak się przejmuje tą słodkością, iż nie śmie
zrobić najmniejszego poruszenia, by snadź ta
słodkość się nie rozwiała i za nic nie chciałaby
jej utracić. Jakoż w rzeczy samej, duchowa ta
rozkosz słodsza jest niż wszelkie uciechy tego
świata. Przypuśćmy zaś, że pociechy te trafią na
naturę słabą, albo na umysł (czyli raczej na
wyobraźnię) z natury nielotny; umysł taki, gdy
uchwyci się jakiej rzeczy, cały w niej utkwi,
niezdolny ani na chwilę uwagi swej od niej
odwrócić (jak w życiu powszednim nieraz się zdarza
ludziom powolnego umysłu, że zamyśliwszy się o
jakiej rzeczy, choćby nie odnoszącej się do Boga,
tak się w niej zatopią, iż patrząc na przedmioty
ich otaczające, nie widzą ani uwagi na to, co
widzą, nie zwracają albo od wielkiego zamyślenia
zapominają, co powiedzieć mieli); tak i tu bywa,
według różnego stanu kompleksji albo słabości
umysłu. A jeśli jeszcze do tego przyłączy się
melancholia, ta dopiero naprowadzi im do głowy
tysiące słodkich przywidzeń.
3. O melancholii będzie mowa niżej. Ale i bez
niej takie rzeczy, jak je tu opisałam, zdarzają
się duszom pobożnym, wyniszczonym pokutą zarówno
jak tym, o których mówiłam wyżej, to jest, że
skoro tylko poczują w sobie słodkość miłości
Bożej, całkiem się dają tej słodkości opanować.
Moim zdaniem, lepiej byłoby, gdyby się nie
poddawały urokowi, bo na tym stopniu modlitwy
bardzo dobrze mogą mu się oprzeć. Jako w słabości
fizycznej człowiek czuje w sobie zniemożenie i
ruszyć się ani mówić nie zdoła, tak samo dzieje
się i tu, gdy brak należnego oporu; wtedy siła
duchowego uniesienia opanowuje niedołężne
przyrodzenie i je ubezwładnia.
4. Czymże więc, może kto zapytać, stan taki
różni się od zachwycenia, kiedy na pozór oba te
stany zupełnie są do siebie podobne? Tak jest na
pozór, ale nie istotnie. Zachwycenie, czyli
zjednoczenie wszystkich władz w Bogu - jak mówiłam
- trwa krótko, ale wielkie po sobie skutki
pozostawia, wielkie oświecenie duszy i wiele
innych korzyści duchowych; rozum tu nic nie
działa, tylko Pan sam działa w woli. W tym stanie,
o którym tu mówię, jest zupełnie inaczej; choć
ciało jest jakby pojmane i ubezwładnione, ale
wola, pamięć i rozum pozostają swobodne, tylko że
działanie ich będzie bezwładne i czego się w danym
razie uchwycą, temu się oddają i tego się oburącz
trzymają.
5. Ja w tej mdłości ciała - bo nie jest to nic
innego, choć z dobrego źródła bierze początek -
żadnego nie widzę pożytku. Lepiej zaiste mogą użyć
czasu niż poddając się tyle godzin takiemu
upojeniu; daleko większą ma zasługę jeden akt
cnoty albo częste pobudzenie woli do miłości
Bożej, niż ta gnuśna bezczynność. Radzę zatem
przeoryszom, niech z wszelką pilnością starają się
zapobiegać takim długim omdleniom, z których,
zdaniem moim, nic innego nie wynika, jeno
sparaliżowanie władz i zmysłów, pozbawiające
możności czynienia tego, czego żąda dusza, a zatem
i postradanie zasług, jakich dusza dostępuje
posłuszeństwem i staraniem się o to, aby spodobała
się Panu. Jeśli spostrzegą w której, że podobne
omdlenia są u niej skutkiem osłabienia fizycznego,
niech jej zabronią postów i umartwień, takich,
mówię, które nie są przykazane (choć w danym
razie, gdy tego okaże się potrzeba, można ze
spokojnym sumieniem zabronić i tych ostatnich),
niech ją naznaczą do posług domowych, aby się
zajęciem zewnętrznym rozerwała.
6. Inne, choć nie podlegają tym omdleniom, mają
jednak wyobraźnię zbytnio zajętą przedmiotem
rozmyślania swego, jakkolwiek mogą to być rzeczy
bardzo wzniosłe i bogomyślne. Zdarza im się wtedy,
że już nie zdołają panować nad sobą; szczególnie
za otrzymaniem od Pana jakiej łaski nadzwyczajnej
albo jakiego widzenia, dusza nieraz tak pozostaje
pod wrażeniem tego widzenia, iż zdaje jej się, że
ciągle je widzi, a tak nie jest, bo widziała je
tylko raz. Gdy więc okaże się, że która całymi
dniami pozostaje w takim upojeniu, należy jej
zmienić przedmiot rozmyślania. Nie ma w tym nic
złego, bo skoro rozmyślanie zawsze będzie o
rzeczach Bożych, nie robi to żadnej różnicy, czy
dusza będzie rozmyślała o tym czy o owym; zawsze
tak rozmyślając zajęta będzie Bogiem i Bogu
służyć; a Bóg równe ma upodobanie w modlitwie
naszej, czy rozmyślamy o Nim samym, Stworzycielu
wszech rzeczy, czy też niekiedy zastanawiamy się
raczej nad stworzeniami Jego i nad tą potęgą Jego,
która je stworzyła.
7. O nieszczęsna nędzo ludzka, tak ciążąca na
nas skutkiem grzechu, że i w dobrym potrzeba nam
powściągliwości i miary, byśmy zdrowia nie
podkopali i tym samym stali się niezdolni tym
dobrem się cieszyć! Rzecz pewna, że wielu jest
takich, zwłaszcza tych, którzy mają słabą głowę
albo niepohamowaną wyobraźnię, którzy koniecznie
muszą lepiej poznać samych siebie; lepiej przez to
usłużą i Panu. Która by więc spostrzegła w sobie,
że ma wyobraźnię wyłącznie i całymi dniami zajętą
jaką tajemnicą, czy to Męki Pańskiej czy chwały
niebieskiej, czy innym podobnym przedmiotem i o
niczym innym, choćby chciała, myśleć nie może, ani
od tego pochłonięcia jednym wyłącznym przedmiotem
się oswobodzić - niech wie i rozumie, że potrzeba
jej w jaki bądź sposób się rozerwać. Inaczej
przyjdzie czas, że dowie się o swojej szkodzie i
przekona się, że to wyłączne zatopienie się w
jednej myśli pochodzi, jak mówiłam, albo z
wielkiego osłabienia fizycznego, albo też, co
daleko gorsza, z niezdrowej wyobraźni. Podobnie
jak obłąkany, gdy jedna myśl mu utkwi w głowie,
niezdolny jest zapanować nad sobą ani od tej myśli
się oderwać, ani o niczym innym myśleć, ani żadne
racje nie zdołają go skłonić do tego, bo nie jest
panem rozumu swego, tak również i tu mogłoby się
zdarzyć to samo, choć nie przeczę, że słodkim
byłby taki rodzaj obłąkania. Jeśli zaś do tej
chorobliwej wyobraźni przyłączy się jeszcze
melancholia, trudno obliczyć, jak wielka stąd może
być szkoda dla duszy. Co do mnie nie widzę zgoła,
co by mogło być dobrego w takim skrępowaniu duszy,
zdolnej Bogiem samym się cieszyć. Pominąwszy
bowiem nawet racje wyżej przywiedzione, to samo
już, że Bóg jest nieskończony, jasno dowodzi, że
dusza nie ma powodu ani potrzeby trzymać się
niewolniczo jednej wyłącznie tajemnicy, kiedy ich
jest tyle, nad którymi zastanawiać się może.
Owszem, im więcej kto rozważa Bożych spraw i
doskonałości Jego, tym jaśniej mu się objawi
wielkość Jego nieskończona.
8. Nie znaczy to, byśmy w ciągu jednej godziny
albo choćby w ciągu całego dnia mieli rozmyślać o
wielu naraz przedmiotach, bo z tego tyle tylko by
wynikło, że nie skorzystalibyśmy z żadnego. Nie
chciałabym, pisząc o kwestii tak delikatnej, by
kto czytając słowa moje domyślał się rzeczy,
których ja nie mam na myśli i co innego rozumiał,
kiedy ja mówię co innego. Dobre zrozumienie
niniejszego rozdziału tak jest, upewniam, rzeczą
ważną, że jakkolwiek pisanie to mię trudzi, nie
czuję przecie trudu mego. Z drugiej strony
pragnęłabym, by kto czytając te rzeczy nie
zrozumie ich od razu, nie żałował trudu odczytania
ich kilka razy. Mówię to szczególnie do przeorysz
i do mistrzyń nowicjuszek, które z obowiązku swego
winny kierować siostrami w rzeczach modlitwy.
Jeśli nie użyją z samego początku pilnego starania
i baczności w powściąganiu podobnych słabości i
omdlewań, same się przekonają później, ile czasu
potrzeba na zaradzenie im poniewczasie.
9. Gdybym mogła tu przytoczyć wszystkie, o
jakich wiem, przykłady szkód z tego źródła
wynikających, przekonałaby się każda, jak słusznie
na ten punkt tak usilnie nalegam. Jeden tylko
wymienię, z którego łatwo będzie domyślić się
drugich. Mamy w jednym z tych klasztorów naszych
dwie siostry, jedną chórową, drugą konwerskę. Obie
odznaczają się wysoką bogomyślnością, połączoną z
umartwieniem, pokorą i innymi cnotami, za które im
Pan wielkich łask użycza i daje im objawienia
wielmożności swoich. Obie są tak oderwane od
wszystkich rzeczy ziemskich i wyłącznie miłości
Pana oddane, że jakkolwiek na wszelkie
najtrudniejsze próby je wystawiamy, nigdy nie
dostrzegłyśmy, o ile nasza niskość zdoła, by w
czymkolwiek zbywało im na wierności, odpowiedniej
łaskom, jakich Pan im użycza. Dlatego tak szeroko
nad ich cnotami się rozwodzę, aby te, którym
podobnych cnót nie dostaje, tym bardziej miały się
na baczności. Otóż poczęły na nie przychodzić
wielkie zapały, pożądania i tęsknoty do Pana, nad
którymi niezdolne były zapanować. Sama tylko
Komunia św. uśmierzała nieco te ich uniesienia; za
czym też wyprosiły sobie u spowiedników pozwolenie
częstego do niej przystępowania. Pragnienie jednak
tak się w nich wzmagało, iż w końcu zdawało się
im, że gdyby którego dnia nie komunikowały,
umarłyby z pewnością. Spowiednicy, widząc te dusze
w takim stanie i takie niepohamowane ich
pragnienie, uznali, choć jeden z nich był mężem
gruntownie duchowym, że w rzeczy samej nie ma dla
nich innego lekarstwa.
10. I nie koniec na tym. Z jedną z nich do tego
doszło i do takich ją zapał wewnętrzny przywodził
cierpień, że potrzeba było dawać jej Komunię św. o
samym świcie, aby dzień przeżyć mogła. Takie miała
szczere przekonanie, bo i jedna i druga nie były
to dusze zdolne do obłudy i za nic na świecie nie
popełniłyby kłamstwa. Mnie tam wówczas nie było,
ale przeorysza napisała do mnie donosząc, co się
dzieje i jak nie może z nimi dać sobie rady, i że
takie osoby poważne, to jest spowiednicy, są
zdania, że należy ustąpić i zgodzić się na to, bez
czego one wytrzymać nie mogą. Ja z łaski Pana od
razu zrozumiałam, jak rzeczy stoją, ale nie
objawiłam zaraz zdania mego, ażbym sama przybyła
na miejsce; naprzód z obawy, że mogę się mylić, a
po wtóre, że nie wypadało stawać w sprzeczności z
tymi, którzy te rzeczy pochwalali, póki bym ich
nie przekonała.
11. Jeden ze spowiedników tyle miał pokory, że
skoro przyjechałam na miejsce i z nim się
rozmówiłam, przyznał mi słuszność. Drugiego
przeciwnie, nie tak wysoko, czyli raczej w
porównaniu z tamtymi wcale nie duchowego, żadną
miarą nie mogłam przekonać; ale mało na opór jego
zważałam, nie mając takich względem niego
obowiązków. Wzięłam na rozmowę obie siostry;
przedstawiałam im racje, zdaniem moim, dostateczne
do przekonania ich o tym, że obawa ich, iż bez
Komunii św. umrzeć muszą, jest tylko urojeniem.
Ale myśl ta tak mocno w nich tkwiła, że jej żadne
racje nie zdołały wybić im z głowy. Zaniechawszy
więc dalszych dowodzeń, oznajmiłam im, że ja też,
tak samo jak one, tęsknię do Komunii, ale się od
niej powstrzymam, aby z mojego przykładu
przekonały się, że i one komunikować nie powinny,
z wyjątkiem dni Komunii ogólnej. Jeśli ma być z
tego śmierć, więc umrzemy wszystkie trzy, bo
zdaniem moim, lepsze to, niż gdyby podobny obyczaj
miał się zaprowadzić w tych domach naszych, gdzie
są jeszcze inne dusze, tyleż co i one kochające
Boga, a zatem i każda mogłaby sobie rościć prawo
do takichże dla siebie wyjątków.
12. Skutkiem nawyku zło już tak głęboko się
zakorzeniło, do czego pewno i diabeł się wmieszał,
że gdy im nie dano Komunii, naprawdę zdawało się,
że umrą. Ja jednak nieubłaganie trwałam w
postanowieniu moim; bo im bardziej one wzdrygały
się przeciw posłuszeństwu (wyobrażając sobie, że
usłuchać nie mogą), tym wyraźniejszy widziałam w
tym dowód, że wszystko to tylko pokusa. Pierwszy
dzień przebyły z wielką ciężkością, drugiego
cierpiały trochę mniej, następnych coraz mniej, i
kiedy wkrótce potem sama bez nich przystąpiłam do
Komunii, bo mi tak kazano (sama z siebie nie
byłabym przystąpiła, widząc taką ich słabość), one
zupełnie już spokojnie to zniosły.
13. W krótkim czasie przekonały się one i inne,
że była to pokusa i jak dobrze to się stało, że
jej w porę jeszcze zaradzono. Niezadługo bowiem
potem zaszły nieporozumienia między tym domem a
przełożonymi (nie z winy sióstr, o czym może
jeszcze w dalszym ciągu nieco opowiem), a ci nie
byliby pochwalili ani ścierpieli podobnych
zwyczajów.
14. O, ileż mogłabym przytoczyć tego rodzaju
przykładów! Wspomnę tu przynajmniej jedno jeszcze
podobne zdarzenie, choć zaszło ono nie w
klasztorze naszego Zakonu, tylko u bernardynek.
Była w tym klasztorze zakonnica, równie cnotliwa
jak one dwie poprzednie. Skutkiem ustawicznego
biczowania się i postów, doszła była do takiego
wycieńczenia, że za każdym przystąpieniem do
Komunii św., albo za każdym gorętszym uniesieniem
pobożnym, natychmiast padała na ziemię jak martwa
i osiem do dziewięciu godzin w takim stanie
pozostawała. Zdawało się jej i wszystkie tak
sądziły, że są to zachwycenia. A tak często jej
się to zdarzało, że gdyby temu nie położono tamy,
pewna jestem, że bardzo złe byłyby stąd wynikły
następstwa. Wieść o tych rzekomych zachwyceniach
rozchodziła się po całym mieście. Mnie bolały te
słuchy, bo z łaski i woli Pana wiedziałam, co o
tym wszystkim sądzić należy, i w wielkiej byłam
obawie, na czym to się skończy. Spowiednik tej
zakonnicy był i moim, bardzo mi przychylnym ojcem
duchownym; będąc u mnie, opowiedział mi wszystko.
Ja mu na to oświadczyłam moje o tych zajściach
przekonanie, że jest to tylko strata czasu, że
niepodobna, by były to zachwycenia, że to wprost
tylko skutek niemocy fizycznej. Poradziłam mu, by
jej zabronił dyscyplin i postów i kazał jej się
rozerwać. Ona posłuszna, uczyniła jak jej kazano.
W krótkim czasie odzyskała siły i już więcej nie
było mowy o zachwyceniach; a gdyby to były
prawdziwe zachwycenia, żaden środek ludzki nie
zdołałby ich powstrzymać, dopóki by Bóg chciał,
aby trwały. Bo taka jest potężna siła ducha
Bożego, że żadna siła nasza nie zdoła mu się
oprzeć, a przy tym - jak mówiłam - działanie jego
wielkie w duszy skutki pozostawia. Natomiast
rzekome te zachwycenia tak przemijają bez śladu,
jak gdyby ich wcale nie było, i niczego więcej po
sobie nie pozostawiają, jeno wyczerpanie fizyczne.
15. Z tego, co się powiedziało, zrozumiejmy, że
cokolwiek nas krępuje wewnętrznie w sposób taki,
iż czujemy, że rozum już nie jest swobodny,
wszystko to powinno nam być podejrzane. Nigdy tą
drogą nie nabędziemy wolności ducha, bo jedna z
głównych cech tej wolności zasadza się na tym,
byśmy umieli znajdować Boga we wszystkich rzeczach
stworzonych i swobodnie przez nie do Boga myślą
się wznosili. Co poza tym jest, wszystko to tylko
niewola ducha, która, nie mówiąc już o szkodzie,
jaką wyrządza ciału, więzi duszę i wzrost tej
tamuje. I podobnie, gdy kto idąc drogą trafi na
bagno lub trzęsawisko i tak w nim zabrnie, że
dalej postąpić nie może, tak i tu dzieje się z
duszą, której, aby mogła postąpić, zupełnej
potrzeba swobody, bo nie tylko powinna wciąż iść
naprzód, ale i latać.
16. Co do tych, które mówią, albo którym się
zdaje, że są pochłonięte w Bogu i w tym rzekomym
zawieszeniu władz wewnętrznych ani panować nad
sobą, ani myśli rozerwać nie mogą, powtarzam raz
jeszcze zdanie i radę moją: jeśli taki stan trwa
dzień tylko albo choćby cztery dni, albo i
tydzień, nie ma jeszcze czego się obawiać, bo nie
jest to nic nadzwyczajnego, gdyż naturze słabej
tyle czasu potrzeba, aby mogła przyjść do siebie
po doznanym wstrząśnięciu. Ale jeśli rzecz dalej
się przedłuża, wtedy już należy zaradzić złemu.
Tyle tylko w tym stanie jest dobrego, że nie ma w
nim winy ani grzechu, że owszem nie jest
pozbawiony zasługi przed Bogiem; zawsze jednak
pociąga on za sobą te szkodliwe następstwa, o
których mówiłam, i wiele innych jeszcze.
Mianowicie co się tyczy Komunii św., niemała
byłaby to niewłaściwość, gdyby dusza, dla
niepohamowanego jej pożądania, nie chciała być
posłuszną spowiednikowi i przełożonej. Jakkolwiek
by wielkie czuła w sobie, za odmówieniem jej
Komunii, opustoszenie, należy przecie, w tym jak
we wszystkim, umartwiać ją, choć w sposób łagodny,
aby jej nie popchnąć do ostateczności. Należy im
tłumaczyć i przywieść je do uznania, że
pożyteczniejsza rzecz i potrzebniejsza jest zrzec
się woli swojej, niż szukać pociechy.
17. Może się w to wmieszać i miłość własna, jak
tego sama na sobie doświadczyłam. Zdarzało mi się
nieraz, że zaraz po Komunii (gdy postać chleba
musiała jeszcze cała być we mnie), widząc drugie
przystępujące, czułam w sobie jakby zazdrość do
nich i żal, że już komunikowałam i drugi raz
komunikować nie mogę. Wówczas (choć to po wiele
razy się powtarzało) nie widziałam w tym nic
nagannego; później dopiero spostrzegłam się, że to
uczucie pochodzi raczej z chęci zadowolenia
własnego niż z miłości Bożej; wzbudziło je we mnie
pragnienie tej słodkości i pociechy wewnętrznej,
jakiej po większej części doznajemy w chwili
Komunii. Bo gdyby mi było chodziło tylko o
posiadanie Boga w mej duszy, przecież Go już
posiadłam; i gdyby mi było chodziło tylko o
spełnienie przepisu, jaki nam w pewne dni każe
przystępować do Komunii, wszak już go byłam
spełniła; i gdyby mi było chodziło tylko o łaski,
jakie nam się w Najświętszym Sakramencie
udzielają, wszak już je byłam otrzymała. Tym
sposobem przyszłam do jasnego poznania, że
powodowałam się wówczas tylko pragnieniem
uczuwalnej onej pociechy i że jej więcej pragnąć
nie powinnam.
18. Przypomina mi się tu pewna pani, którą
znałam, bawiąc w jednym mieście, gdzie posiadamy
nasz klasztor. Uchodziła tam za gorliwą służebnicę
Bożą i mogła być taką. Komunikowała co dzień nie
mając stałego spowiednika, tylko to w jednym
kościele, to w drugim do Komunii przystępując.
Uderzyło mię to i byłabym wolała widzieć ją raczej
posłuszną jednemu przewodnikowi, niż tyle razy
komunikującą. Mieszkała w domu własnym i robiła,
sądzę, co jej się podobało; ale że była dobra,
wszystko też, co robiła, było dobre. Nieraz
czyniłam jej uwagi moje, ale ona nie zważała na
mnie, i słusznie, bo była o wiele lepsza ode mnie,
ale w tym punkcie nie zdaje mi się, bym była w
błędzie. Korzystając z przybycia świętego ojca,
Piotra z Alkantary, postarałam się, aby z nią się
zobaczył. Sprawozdanie jednak, jakie przed nim o
sobie uczyniła, nie bardzo mi się podobało, czego
zapewne nie inna była przyczyna, jeno ta wielka
nędza nasza, że nikt nas nigdy nie zdoła w
zupełności zadowolić, jeśli nie jedną z nami drogą
chodzi. Bo pewna tego jestem, że więcej ona Panu
służyła i więcej w jeden rok pokuty czyniła, niż
ja przez lat wiele.
19. W końcu, bo do tego zmierzam, przyszła na
nią choroba śmiertelna. Nie zwlekając, postarała
się o pozwolenie, by co dzień w mieszkaniu jej
odprawiała się Msza święta i by jej co dzień na
Mszy dawano Komunię. Gdy jednak choroba jej się
przedłużała, kapłan bardzo pobożny, który często u
niej miewał Mszę świętą, uznał w końcu, że nie
można na to pozwolić, by tak na co dzień w pokoju
komunikowała. Była to zapewne pokusa czartowska,
bo stało się to w samże dzień, którego ona umarła.
Widząc, że Msza święta się kończy, a Komunii jej
nie dają, tak się na to oburzyła i takim
gwałtownym na kapłana uniosła się gniewem, że ten
mocno zgorszony przybiegł do mnie, donosząc mi, co
się stało. Mnie to mocno obeszło, zwłaszcza że nie
było nawet pewności, czy miała jeszcze czas
pojednać się z Bogiem, bo zdaje mi się, że zaraz
po tym zajściu umarła.
20, Przekonałam się na tym przykładzie, jak
ciężką szkodę wyrządza duszy przywiązanie się do
woli własnej w czymkolwiek bądź, a tym bardziej w
rzeczy tak wielkiej. Bo kto tak często przystępuje
do Pana, ten słusznie powinien tak uznawać
niegodność swoją, iżby nigdy nie śmiał tego
czynić, polegając na własnym zdaniu swoim, ale
zasięgał i słuchał zdania duchownego przewodnika,
aby to, czego mu nie dostaje do godnego połączenia
się z tak wielkim Panem - a do tego każdemu musi
nie dostawać wiele - zastąpił i dopełnił
posłuszeństwem, z rozkazu tylko przystępując. W
zdarzeniu, o którym mówię, biedna ona pani miała
podaną sobie sposobność do głębokiego upokorzenia
się, i zapewne większą, niż z przyjęcia Komunii,
byłaby miała zasługę, gdyby była uznała, że kapłan
w tym razie nic jej nie był winien, ale że Pan
sam, widząc jej nędzę i niegodność, tak zrządził,
bo nie chciał wnijść do takiego nieprzystojnego
dlań mieszkania. Tak czyniła pewna osoba, której
roztropni spowiednicy niejednokrotnie odmawiali
Komunii, bo przystępowała do niej często. W czułej
swej dla Pana miłości bolała bardzo nad takim od
Niego usunięciem; ale z drugiej strony, więcej
pragnąc czci Boga niż swojej, nie przestawała
błogosławić Go za to, że otworzył oczy
spowiednikowi, aby ją poznał, jaką jest, i nie
dopuszczał Boskiemu Majestatowi Jego wchodzić do
takiej lichej gospody. Tych myśli się trzymając, z
wielkim spokojem duszy poddawała się zakazowi,
chociaż z rzewną także, miłosną boleścią, ale za
nic w świecie nie byłaby postąpiła wbrew temu, co
jej kazano.
21. Wierzajcie mi, siostry: kiedy miłość Boża w
podobny sposób wzbudza namiętności albo prowadzi
do czego takiego, co obraża Boga, albo zakłóca
pokój duszy tak zakochanej w myślach swoich, że
już głosu rozumu nie słyszy, wtedy, rzecz jasna,
że szukamy samych siebie (a to nie jest prawdziwa
miłość Boża, tylko my ją za taką mamy). Wtedy też
diabeł, który nie śpi, nie omieszka nastawać na
nas, widząc, że w taką porę łatwiej i ciężej
szkodzić nam może, jak to uczynił onej pani.
Wypadek jej, przyznaję, mocno mię przeraził. Nie
iżbym straciła ufność, że kusiciel nie zdołał
dokazać tego, by dusza jej poszła na potępienie,
bo dobroć Boga wielka jest, ale że pokusa trafiła,
bądź co bądź, na złą godzinę.
22. Opisałam to zdarzenie dla przestrogi
przeorysz i aby siostry z świętą bojaźnią
zastanawiały się nad sobą i badały siebie, w jaki
sposób przystępują do przyjęcia tak wielkiego
daru. Jeśli po to przystępują doń, aby przez to
podobały się Bogu, wszak wiedzą dobrze, że lepiej
podoba się Jemu posłuszeństwo niż ofiara. Jeśli
tak jest, jeśli przez posłuszeństwo wstrzymując
się od Komunii większą mam zasługę, więc czegóż
mam się niepokoić? Nie mówię, by nie czuły przy
tym przykrości, ale niech będą pokorne, bo nie
wszystkie jeszcze doszły do tego stopnia
doskonałości, na którym nic już duszy nie jest
przykre, skoro tylko czyni to, co wie, że jest
przyjemniejsze Bogu. Bo gdy wola zupełnie jest
oderwana od wszelkiego względu na samą siebie,
wtedy rzecz jasna, że nic już jej zasmucić nie
zdoła, że owszem, będzie się radowała z
nastręczającej się jej sposobności przypodobania
się Panu w rzeczy tak wiele ją kosztującej i
upokorzy się, i zarówno ochotnie poprzestanie na
komunii duchowej.
23. Ponieważ jednak w początkach jest to
szczególną łaską od Pana, gdy daje te gorące
pragnienia złączenia się z Nim, słusznie więc
takim początkującym można to wyrozumieć, że,
pozbawione Komunii, uczują rzewny żal i
zmartwienie, byleby tylko zachowały przy tym pokój
duszy wykorzystywały to do czynienia aktów
upokorzenia siebie. Wspomniane pragnienia daje Bóg
także i doskonałym i gorętsze; ale dlatego mówię
tu o początkach tylko, bo na tym stopniu
pragnienia one wyżej cenić należy i zresztą, na
tym stopniu pragnienia one o którym wspomniałam,
nie są one już tak gwałtowne. Lecz gdyby doznawały
z tego powodu jakiego wzburzenia lub miotania się,
albo skrytego żalu do przełożonej lub do
spowiednika niechaj będą pewne, że jest to
oczywista pokusa. Jeśliby zaś która, gdy
spowiednik zabronił jej Komunii, jednak odważyła
się komunikować, ja zasługi, jaką by z takiego
postępku odniosła, nie życzyłabym sobie. W
rzeczach tak niesłychanie ważnych nie godzi się
nam czynić siebie sędziami we własnej sprawie. Sąd
należy do tego, któremu powierzone są klucze ku
wiązaniu i rozwiązywaniu. Niechaj Pan raczy nam
użyczyć światła, abyśmy w rzeczach tak ważnych nie
błądzili; niech nam nie odmawia pomocy łaski
swojej, byśmy darów, jakich nam użycza, nie
obracali na obrazę
Jego. |