Księga fundacji Św.
Teresa od Jezusa (Teresa de Cepeda y Ahumada)
Rozdział 5
Mowa tu o modlitwie i objawieniach. - Uwagi
i przestrogi przydatne szczególnie duszom
powołanym do pracy zewnętrznej.
1. Nie jest zamiarem ani myślą moją, by to, co
tu powiem, tak było dokładnie i trafnie wyrażone,
iżby miało służyć za nieomylne prawidło; podobne
roszczenie, w rzeczach tak trudnych, byłoby
niedorzeczne. Różne w tym życiu duchowym i dążeniu
do doskonałości są drogi. Może więc o której z
nich zdołam coś powiedzieć, co by trafiło do
przekonania i odpowiadało potrzebie tych, które to
czytać będą. Które by zaś, nie będąc na tej
drodze, tego, co powiem, nie zrozumiały, będzie to
właśnie dowód, że idą inną drogą. A choćby
wreszcie te uwagi moje nie przydały się żadnej,
Pan zawsze przyjmie dobrą wolę moją, bo wie i
widzi, że tylko to powiem, o czym wiem z własnego
doświadczenia, albo czego nie doświadczyłam sama,
to widziałam u drugich i poznałam, patrząc na
przejścia ich wewnętrzne.
2. Najpierw chcę tu objaśnić, według słabego
rozumienia mego, na czym polega istota doskonałej
modlitwy. Znam takich, którzy sądzą, że wszystko
tu się zasadza na rozumie. Jeśli zdołają, choćby z
wielkim natężeniem, dłuższy czas trzymać myśl
utkwioną w Bogu, już tym samym zdaje im się, że są
ludźmi duchowymi, a gdy uwaga ich, nie mogąc
znieść tego ciągłego naprężenia, odwróci się od
Boga do rzeczy postronnych, chociażby dobrych,
dręczą się tym roztargnieniem i pocieszyć się nie
mogą; zdaje im się bowiem, że wszystko stracone.
Takie niezrozumienie rzeczy rzadziej się zdarza u
mężów uczonych, chociaż i między nimi napotkałam
niektórych, którzy podobnemu błędowi podlegali.
Ale nam niewiastom łatwiej weń popaść i
pilniejszej nam przeciw takim błędnym pojęciom
potrzeba przestrogi. Nie mówię, by nie było to
łaską od Pana, jeśli kto może zagłębiać się w
ustawicznym rozważaniu cudownych spraw Jego, a
zatem dobrze robi, kto o tę łaskę się stara; ale
należy pamiętać, że nie wszystkie wyobraźnie
zdolne są z natury swojej ciągle rozmyślać, gdy
przeciwnie, wszystkie dusze zdolne są kochać. O
przyczynach, nie wszystkich zapewne, bo to byłoby
niepodobna, ale o głównych przynajmniej, z których
powstaje niestałość wyobraźni naszej, pisałam na
innym miejscu tu więc już o nich mówić nie
potrzebuję. To tylko chciałabym tutaj jak
najmocniej zaznaczyć, że dusza nie jest samą
wyobraźnią tylko, i nie od tej ostatniej wola
powinna przyjmować rozkazy, co byłoby wielkim dla
niej nieszczęściem, jak się o tym wyżej mówiło; że
zatem postęp duszy nie na tym polega, aby dużo
rozmyślała, jeno na tym, by dużo miłowała.
3. Jaką drogą, pytacie, nabywa się tej miłości?
- Droga do miłości jest ta, gdy dusza ma mocną i
stanowczą wolę dla miłości Boga pracować i
cierpieć, a skoro nadarzy się sposobność, to
postanowienie swoje czynem wypełnia. Prawda, że do
tego postanowienia przychodzi dusza przez
rozmyślanie o tym, co jesteśmy winne Bogu, i kto
On, a kto my. Takie rozmyślanie wielką ma zasługę,
a dla początkujących bardzo jest odpowiednie. Ale
to się ma rozumieć o tyle, o ile rozmyślaniu nie
staje w drodze obowiązek posłuszeństwa albo
pożytek drugich, to jest obowiązek miłości
bliźniego. W takim razie bowiem, gdy się nastręcza
który z tych dwu obowiązków, potrzeba go spełnić
bez odkładania, opuszczając to, co najgoręcej
pragnęłybyśmy, jak nam się zdaje, poświęcić Bogu,
to jest te najpożądańsze chwile samotnego o Nim
rozmyślania i używania tych słodkich pociech,
którymi On nas darzy. Zrzekając się tych słodkości
dla spełnienia którego z tych obowiązków,
prawdziwie dajemy je Panu w ofierze i dla Niego
pracujemy, jako On sam to boskimi usty swymi
oznajmił, mówiąc nam: "Co uczyniliście jednemu z
tych najmniejszych, Mnieście uczynili". To mówi o
uczynkach miłości bliźniego; a co się tyczy
posłuszeństwa, zapewne On nie chce, by kto
szczerze Go kocha, szedł inną drogą, niż tą, którą
On sam tak bardzo ukochał "stawszy się posłusznym
aż do śmierci".
4. Lecz jeśli tak jest, skądże więc pochodzi
niesmak, jakiego najczęściej doznajemy, ile razy
cały dzień lub większą część dnia odjęta nam była
możność zostawania na samotności i pogrążania się
w Bogu, chociaż zajęte pełnieniem obowiązków
zewnętrznych wiemy, że nie traciłyśmy czasu na
próżno? - Pochodzi to, zdaniem moim, z dwojakiej
przyczyny, z których pierwszą i główną jest miłość
własna, która w to się miesza, a tak jest
subtelna, że trudno ją rozpoznać. Innymi słowy, że
sami sobie sprawy z tego nie zdając, pragniemy
raczej zadowolenia własnego niż upodobania Bożego.
Boć łatwo to zrozumieć, że skoro dusza poczęła już
kosztować, iż słodki jest Pan, większe ma z
tego zadowolenie, gdy ciało odpoczywa wolne od
pracy zewnętrznej, a sama używa tych duchowych
rozkoszy.
5. O, jakże inna jest miłość tych, którzy
prawdziwie miłują tego Pana i znają serce Jego!
Jakżeby mogli używać wczasów, gdy widzą, że choć w
małej cząstce mogą się przyczynić do postępu
jakiej duszy, aby się pomnożyła w miłości Bożej,
albo wesprzeć ją dobrą radą, albo obronić ją od
grożącego jej niebezpieczeństwa? Jakże nieznośnie,
wobec takiej potrzeby bliźniego, męczyłoby ich
własne odpoczywanie! Serce z żalu się kraje
takiemu prawdziwemu miłośnikowi na widok tylu dusz
idących na zgubę; i kiedy nie może ratować ich
czynem, modlitwą nieustanną błaga za nimi Pana; i
tak traci rozkosz swoją i rad jest z tej utraty,
bo nie zważa na własne zadowolenie, jeno na to,
jak by najlepiej czynił wolę Pańską. Tak samo jest
i z posłuszeństwem: gdy Bóg daje nam rozkaz i
wyraźnie wskazuje obowiązek, którym chce, byśmy
się w danej chwili zajęły, niepięknie byłoby kazać
Mu czekać i siedzieć, wpatrując się w Niego
dlatego, że tak nam przyjemniej. Szczególniejszy
to sposób ćwiczenia się w miłości Bożej, tak Bogu
wiązać ręce i narzucać Mu tę drogę, jaka nam się
podoba, jakby On żadną inną nie mógł nas
doprowadzić do celu!
6. Pomijając tu (jak mówiłam na wstępie),
własne moje w tej mierze doświadczenia, odwołuję
się do tego, co widziałam w niektórych innych
duszach, które znam i przez nie przyszłam do
zrozumienia tej prawdy. I ja wówczas bardzo się
tym trapiłam, że mało miałam czasu do modlitwy, i
nad nimi również się litowałam, widząc je wciąż
zajęte około różnych zatrudnień i prac
zewnętrznych, zleconych im przez posłuszeństwo.
Myślałam sobie i nieraz im mówiłam, że niepodobna
w takim zamęcie postąpić w życiu wewnętrznym, i
wówczas istotnie mało go miały. O Panie, jakże
różne są drogi Twoje od poziomych myśli naszych! I
jaka to prawda, że skoro dusza raz zdobędzie się
na stanowczą wolę miłowania Ciebie i odda się w
ręce Twoje, Ty niczego więcej od niej nie żądasz,
jeno by była posłuszna i pilnie patrzyła, jak
lepiej Tobie usłużyć może; wtedy już nie ma
potrzeby troszczyć się o drogi i sama je wybierać,
bo wola jej cała już do Ciebie należy. Ty sam,
Panie mój, bierzesz na siebie troskę o nią i
wiedziesz ją drogą, jaka jest dla niej najlepsza.
I chociażby przełożony w rozporządzeniach swoich
nie miał na pierwszym względzie tego starania o
postęp dusz naszych, ale myślał tylko o rzeczach
doczesnych, dla dobra zgromadzenia, wedle
rozumienia jego, potrzebnych, Ty, Boże mój, o
duszach naszych pamiętasz i tak nimi kierujesz i
powszednie ich sprawy tak rozrządzasz, iż
nieznacznie, sami nie wiemy jak, samym tylko
wiernym i posłusznym dla miłości Boga spełnianiem
tych nakazanych nam czynności zewnętrznych,
pomnażamy się w życiu wewnętrznym i z czasem, ku
wielkiemu zdumieniu naszemu, wielki w sobie
spostrzegamy postęp w doskonałości.
7. Taką drogą do wysokiej doskonałości doszedł
pewien zakonnik, z którym jeszcze niedawno temu
rozmawiałam. Przez piętnaście lat był tak
obarczony pracą w różnych zajęciach i
przełożeństwach, które nań wkładało posłuszeństwo,
że przez cały ten czas nie pamięta, by miał jeden
dzień swobodny dla siebie. Ale starał się, ile
mógł, w różnych porach dnia choć na chwilę
uklęknąć na modlitwę, czuwając przy tym nad sobą,
aby zawsze miał czyste sumienie. Nie spotkałam
nigdy duszy bardziej rozmiłowanej w
posłuszeństwie; stąd i słowa jego miłość tej cnoty
wzbudzają w każdym, kto je słyszy. Hojnie mu Pan
za to odpłacił; z łaski Jego, sam nie wie jak,
doszedł on do tej nieocenionej, najpożądańszej
swobody ducha, którą się cieszą doskonali, i w
której znajdują wszystko szczęście, jakiego może
człowiek pragnąć w tym życiu; bo niczego nie
pożądając, wszystko posiadają. Niczego na tej
ziemi nie boją się ani nie pragną; ani ich żadne
utrapienie nie zgnębi, ani żadna pociecha ziemska
zbytnio nie wzruszy; słowem, żadna odmiana czy
przygoda nie zdoła zakłócić wewnętrznego ich
pokoju, bo pokój ten wszystek na Bogu samym
polega. Ponieważ zaś Boga nikt im wydrzeć nie
zdoła, więc jedna tylko troska w tym życiu może im
dolegać, to jest obawa, by Go sami z własnej winy
nie stracili. Wszelkie zaś inne rzeczy tego świata
są dla nich jakby nie były, bo żadna tego
szczęścia i zadowolenia, jakie noszą w sobie, ani
zwiększyć, ani umniejszyć nie zdoła. O
błogosławione posłuszeństwo i szczęśliwe oderwanie
się, iż do takiej doskonałości mocne jest duszę
doprowadzić!
8. Zakonnik, o którym mówiłam, nie jest jedynym
tego przykładem, znam inne dusze jemu podobne.
Spotkawszy się z nimi po długoletnim niewidzeniu,
pytałam je, co przez ten czas porabiały, i
dowiedziałam się, że wszystkie te lata zeszły im
na pracach i posługach posłuszeństwa i miłości
bliźniego; a przy tym jednak znalazłam je tak
wysoko posunięte w życiu duchowym, że aż się
zdumiewałam. Odwagi więc, córki moje, nie dawajcie
miejsca smutkowi; ale gdy posłuszeństwo posyła was
do posług zewnętrznych, bądźcie tego pewne, że i w
kuchni także, wśród garnków i rondli, Pan jest z
wami, i wewnątrz i zewnątrz was wspiera.
9. Wspomnę tu, co mi opowiadał pewien mój
znajomy zakonnik. Mocno i niezachwianie postanowił
sobie, że cokolwiek by mu rozkazał przełożony,
choćby rzecz najtrudniejszą, nigdy się nie wymówi.
Pewnego dnia, późnym wieczorem, wyczerpany
całodziennym trudem i już nie mogąc utrzymać się
na nogach, szedł do siebie, chcąc usiąść i
odpocząć trochę. Wtem spotkał go przełożony i
kazał mu wziąć motykę, i pójść kopać w ogrodzie; a
on, choć tak strudzony na całym ciele i ledwo
mogący się ruszać, nie odpowiadając ani słowa,
wziął motykę i zabrał się do spełnienia rozkazu.
Aż oto, w chwili gdy szedł gankiem wiodącym do
ogrodu (sama na własne oczy oglądałam to miejsce,
gdy w wiele lat potem wypadło mi tamże nowy dom
założyć), ukazał mu się Boski Zbawiciel z krzyżem
na barkach, tak umęczony i pod ciężarem jego
upadający, iż na widok Jego żywo uczuł i jasno
zrozumiał ów zakonnik, jako strudzenie i
cierpienie jego niczym jest w porównaniu z tym, co
ucierpiał Pan Jezus.
10. Co do mnie, mam to przekonanie, że wszelkie
niesmaki i ciężkości, jakie nam nieraz
przeszkadzają do posłuszeństwa, są poduszczeniem
złego ducha, który nam je dlatego pod różnymi
pięknymi pozorami podsuwa, że wie o tym, iż nie ma
drogi, która by prędzej zawiodła do najwyższej
doskonałości, nad tę drogę posłuszeństwa, i niech
każda dobrze to rozważy, a przekona się, że mówię
prawdę. Bo na czym polega najwyższa doskonałość?
Nie polega ona na pociechach wewnętrznych ani na
tym, by kto miewał wielkie zachwycenia, widzenia i
ducha proroctwa, tylko na tym, by wola nasza tak
była zgodna z wolą Boga, iżby nie było takiej
rzeczy, której Bóg chce, a my byśmy jej nie
chcieli całą wolą naszą, i równie ochotnie
przyjmowali rzeczy gorzkie jak i rzeczy przyjemne,
wiedząc, że taka jest Jego wola. Takie zrzeczenie
się wszelkiej woli własnej wydaje się nad wyraz
trudne i w rzeczy samej bardzo to trudno, nie tyle
jeszcze czynić rzeczy, wręcz i ze wszech miar woli
i przyrodzonym skłonnościom naszym przeciwne, ile
raczej, o co głównie tu chodzi, czynić je z
wewnętrznym zadowoleniem. Ale miłość, gdy jest
doskonała, ma tę moc, że pod jej wpływem
zapominamy o własnym zadowoleniu naszym, aby tylko
zadowolić tego, kogo miłujemy. Wówczas prawdziwie,
wszelkie choćby najsroższe utrapienia, gdy wiemy,
że znosząc je będziemy przyjemnymi Bogu, stają się
dla nas słodkie. Taka jest miłość tych, którzy do
tego doszli, że kochają się i weselą się w
prześladowaniach i zelżywościach, i wszelkich
uciskach. Są to rzeczy tak niewątpliwe,
powszechnie wiadome i jasne, że nie mam potrzeby
dłużej się nad nimi rozwodzić.
11. Chcę tu tylko bliżej objaśnić przyczynę,
dlaczego posłuszeństwo najprędzej tu do celu
prowadzi i jest najlepszym środkiem do osiągnięcia
tego szczęśliwego stanu. Przyczyna jest ta: woli
naszej żadną miarą nie zdołamy tak opanować, iżby
cała, jakby czyste i nieskalane naczynie,
napełniła się Bogiem, jeno gdy nasamprzód uczynimy
ją poddaną rozumowi; do tego zaś jedyną prawdziwą
drogą jest posłuszeństwo. Rozumowania i racje,
choćby najlepsze, nic tu nie poradzą. Natura
bowiem i miłość własna tyle na nie mają w
pogotowiu racji przeciwnych, że tą drogą nigdy nie
dojdziemy do końca. Nieraz rzecz najlepsza, gdy do
niej nie mamy ochoty, wyda nam się niewczesną
dlatego jedynie, że się nam nie chce jej spełnić.
12. Nie skończyłabym nigdy, gdybym chciała
wypowiedzieć wszystko, co byłoby do powiedzenia o
tej walce wewnętrznej i o tych niezliczonych
złudach i mamidłach, którymi czart, świat i własna
zmysłowość nasza usiłują nas zwieść z prostej
drogi rozumu.
Cóż więc począć na to? - Oto, podobnie jak w
zawiłym i wątpliwym procesie, obie strony,
sprzykrzywszy sobie bezowocne prawowanie się,
obierają sobie rozjemcę i w jego ręce sprawę swoją
składają, tak i dusza niech się zda na takiego
rozjemcę, przełożonego czy spowiednika, z mocnym
postanowieniem, że już się więcej prawować ani
sprawy swojej sama rozsądzać nie będzie, polegając
z zupełną ufnością na słowie Pana, który mówi:
"Kto was słucha. Mnie słucha". Takie zrzeczenie
się siebie bardzo jest przyjemne Panu (i słusznie,
bo przez nie oddajemy we władanie Jego tę wolę,
którą On nam dał). Nieraz to zrzeczenie się sprawi
nam mękę wewnętrzną, nieraz wznieci w nas
tysiączne burze i walki; nieraz sąd na nas wydany
będzie nam się zdawał niesprawiedliwy i bez sensu,
ale nie zważając na te trudności i wstręty,
zmagając się odważnie z sobą w tym bolesnym
potykaniu się wewnętrznym, dochodzimy do zgodzenia
się z wolą przełożonych, i ostatecznie, z
przykrością czy bez przykrości, spełniamy, co nam
każą. A Pan w tej walce tak skuteczną pomoc nam
niesie, iż dlatego właśnie i za to, że dla miłości
Jego wolę naszą i rozum pod jarzmo posłuszeństwa
oddajemy, nabywamy zupełnej swobody wewnętrznej i
zupełnego nad wolą naszą panowania. Wówczas już,
będąc całkiem panami samych siebie możemy bez
podziału oddać się Bogu, ofiarując Mu wolę czystą,
aby On ją połączył ze swoją, i błagając Go, aby
zesłał z nieba ogień miłości swojej i pochłonął tę
ofiarę, oczyszczoną już z wszystkiego, co by mogło
nie podobać się Jemu. Bo z naszej strony
uczyniłyśmy, co mogłyśmy, aby Mu ją uczynić
przyjemną i, choć z wielkim bólem i trudem, już
przecie złożyłyśmy ją na ołtarzu i już ona, ile z
nas jest, nie dotyka ziemi.
13. Rzecz jasna, że nikt nie może dać tego,
czego nie ma, ale potrzeba, by sam pierwszy
posiadał to, co ma dawać drugim. Dla nabycia zaś i
posiadania tego skarbu nie ma, wierzajcie,
pewniejszej drogi nad tę, byśmy go, trudząc się i
kopiąc, dobywali z tej kopalni posłuszeństwa. Im
dalej w nią się zagłębiamy, tym obficiej się
wzbogacimy. Im ochotniej poddamy się człowiekowi,
zastępującemu miejsce Boga, nie chcąc mieć innej
woli, jeno wolę starszych naszych, tym bardziej
będziemy panami woli naszej.
Zapytacie, siostry, czy opłaci się nam tym
sposobem zrzeczenie się pociech samotności? Brak
tych pociech, upewniam was, nie będzie wam
przeszkodą w przysposobieniu się do osiągnięcia
tego prawdziwego zjednoczenia, o którym mówię, to
jest stania się woli naszej jedno z wolą Bożą. To
jest zjednoczenie, którego pragnę dla siebie i
które chciałabym widzieć w was wszystkich, nie zaś
one bardzo słodkie napawania się Bogiem, jakie
zdarzają się w życiu duchowym i zwykle zowią się
zjednoczeniem. Chociaż i to rozkoszne zjednoczenie
będzie waszym udziałem, jeśli jeno nastąpi po onym
pierwszym; lecz jeśli po tych słodkich
uniesieniach pozostaje mało posłuszeństwa a dużo
woli własnej, sądzę, że taka dusza ma zjednoczenie
z wolą swoją, nie zaś z wolą Bożą. Obym z łaski i
dobroci Pańskiej tak umiała czynem spełniać te
prawdy, jak je jasno rozumiem!
14. Jest druga jeszcze przyczyna, dla której
przykro nam porzucać samotność dla zajęć
zewnętrznych, ta mianowicie, że na samotności
mniej bywa okazji do obrazy Bożej, a zatem i
łatwiej duszę czystą zachować (choć i tu są
niebezpieczeństwa, bo gdziekolwiek byśmy się
obrócili, czart wszędzie trafi za nami i wszędzie
nosimy z sobą samych siebie). A że straszną jest
dla duszy kochającej Boga sama myśl i możność
obrażenia Go, rada więc jest i niewypowiedzianą
czuje pociechę, gdy znajdzie się na miejscu
bezpiecznym, wolnym od szkopułów, o które by się
potknąć mogła. Ten powód do uchylenia się ile
możności od obcowania z ludźmi przyznaję, że
wielką ma siłę, daleko większą, zdaniem moim, niż
wzgląd na pociechy i słodkości, jakich nam Bóg
zwykł użyczać na samotności.
15. Ale tu właśnie, córki moje, nie w ukryciu
cichego zakątka, tylko wśród walk i pokus, okazuje
się moc miłości. I choć tu częstsze mogą się
zdarzać uchybienia, niekiedy i małe upadki,
wszakże zysk dla duszy bez porównania jest
większy. Mówię to, rozumie się, zawsze w tym
przypuszczeniu, że posłuszeństwo lub miłość
bliźniego do tego wyjścia z ukrycia nas skłania,
inaczej bowiem, gdy ten dwojaki powód nie nagli,
zawsze wracam do tego, że lepsza jest samotność!
Owszem i wtedy, gdy ją opuszczamy dla posług
zewnętrznych, zawsze jej pragnąć powinnyśmy i, w
rzeczy samej, każda dusza prawdziwie miłująca
Boga, ustawicznie do niej tęskni. Zysk zaś, o
którym mówiłam, w tym jest, że okazje, na jakie
będziemy wystawieni, pokażą nam, czym jesteśmy i
jak daleko starczy cnota nasza. Żyjąc ciągle na
osobności, jakkolwiek byśmy mogli wydawać się
świętymi, nie wiemy przecie, czy jest w nas pokora
i cierpliwość, ani nie mamy sposobu przekonania
się o tym. Tak i żołnierza nie poznasz, czy jest
waleczny czy nie, aż gdy go ujrzysz potykającego
się z nieprzyjacielem. Świętemu Piotrowi zdawało
się, że jest bardzo mężny, ale wiemy, jaki się
okazał w próbie. Dopiero gdy powstawszy z upadku,
i już nie ufając samemu sobie, wszystką ufność swą
w Bogu położył, wtedy prawdziwie stał się mężny i
poniósł to męczeństwo, którego świat był
świadkiem.
16. O Boże wielki, gdybyśmy znali głębokość
nędzy naszej! Bez tej znajomości wszędzie nam
grozi niebezpieczeństwo. Dlatego dobrze dla nas, i
bardzo dobrze, gdy nam zlecą takie rzeczy, z
których byśmy poznali niskość naszą. Za większą
łaskę od Pana poczytuję jeden dzień upokorzenia i
poznania samego siebie nabytego kosztem wielu
gorzkości i cierpień, niż długie dni spokojnej na
samotności modlitwy. Tym śmielej to twierdzę, że
kto prawdziwie miłuje, ten wszędzie i na każdym
miejscu miłuje i pamięta na umiłowanego. Byłaby to
rzecz smutna, gdybyśmy nie mogli się modlić
inaczej, tylko schowani w kącie. Trawić długie
godziny na samotnym rozmyślaniu, to dla mnie,
widzę to dobrze, rzecz niepodobna, ale kto
wypowie, jaka jest przed Tobą, Panie mój, siła
jednego westchnienia, dobywającego się z
wnętrzności serca zranionego bólem swojego na tej
ziemi wygnania, i tym dotkliwszym jeszcze bólem,
że i w tym wygnaniu nie dają mu czasu i swobody,
aby mogło sam na sam z Tobą obcować i Tobą się
cieszyć?
17. Tutaj to, siostry, jasno się okazuje, żeśmy
uczyniły siebie niewolnicami Pana naszego,
dobrowolnie dla miłości Jego zaprzedanymi w moc
cnoty posłuszeństwa, gotowymi na pierwsze jej
skinienie porzucić niejako Boga samego, to jest
rozkosz cieszenia się rozmową z Nim i pociechami
Jego. Lecz cóż znaczy dla miłości Jego ofiara
nasza, gdy wspomnimy jako On zstąpił z łona Ojca,
aby stał się posłuszny i uczynił siebie sługą
naszym? Czym zdołamy odpłacić się i odwdzięczyć za
tę łaskę Jego? Wszakże i w sprawowaniu tych
posług, choć z posłuszeństwa albo dla miłości
bliźniego podjętych, winnyśmy mieć baczenie, byśmy
nimi zajęte, nie zapominały o sobie i nie
zaniechały częstego, z głębi serca przybiegania
myślą do Boga naszego. Wierzajcie mi, siostry, nie
długość czasu poświęconego na modlitwę stanowi o
postępie duszy. Bo i te posługi zewnętrzne, gdy na
nich przez posłuszeństwo czy dla pożytku drugich
czas trawicie, wielką wam będą do postępu
wewnętrznego pomocą i w jednej chwili lepiej was
mogą przysposobić do zapałów miłości Bożej niż
długie godziny rozmyślania. Wszystko to jedynie z
ręki Pana przyjść nam może. Niech będzie
błogosławiony na
wieki. |