Księga fundacji Św.
Teresa od Jezusa (Teresa de Cepeda y Ahumada)
Rozdział 27
O fundacji klasztoru pod wezwaniem
chwalebnego Świętego Józefa w miasteczku Karawaka
w dzień Nowego Roku 1576.
1. W chwili gdy miałam już opuścić klasztor Św.
Józefa w Awili, będąc na wyjezdnym do Beas, dla
fundacji, o której była mowa wyżej, i czekałam
tylko na ostatnie przygotowania do drogi,
nadjechał z Karawaki umyślny posłaniec od dońi
Cataliny de Otalora, pani tamże zamieszkałej.
Oznajmiała mi, że trzy panny - będąc na kazaniu
któregoś z Ojców Towarzystwa Jezusowego -
zapragnęły założenia klasztoru w tym miejscu i
tymczasowo umieściły się w jej domu, z mocnym
postanowieniem, że z niego nie wyjdą póki się ich
życzenie nie ziści. Zapewne były w zmowie z tą
panią, bo i potem, gdy miało już przyjść do
fundacji, ona głównie je popierała. Panny te
należały do najznakomitszych rodów miasta. Jedna z
nich była córką Rodriga de Moya, bardzo gorliwego
sługi Bożego i męża wielkiej roztropności. Majątku
we trzy miały więcej niż potrzeba na wykonanie
podobnego przedsięwzięcia. Wiedziały dokładnie o
pomocy Bożej przy zakładaniu naszych klasztorów od
ojców Towarzystwa Jezusowego, którzy nam zawsze
sprzyjali i wpływem swoim nas popierali.
2. Byłam zbudowana tą żarliwością i świętym
zapałem, jakiego te dusze dały dowód, z tak daleka
posyłając i kołacząc o przyjęcie do Zakonu Najśw.
Pani naszej. Szczerze pragnęłam być im pomocną w
wykonaniu pobożnego ich zamiaru. Dowiedziawszy się
więc, że miejsce to leży niedaleko od Beas,
zabrałam z sobą więcej sióstr niż zwykle brałam na
założenie jednego klasztoru. Wnioskując bowiem z
otrzymanych listów, że umowa nie będzie
przedstawiała trudności, zamierzałam, zaraz po
dokonaniu fundacji w Beas, wprost stamtąd udać się
do Karawaki. Lecz wola Boża była inna, stąd i
wszystkie plany moje na nic się zdały, bo jak
powiedziałam w opisie fundacji sewilskiej,
musiałam czekać w Beas na upoważnienie od Rady
Zakonów, które nad miarę się przewlekało i nie
mogłam tam pojechać mimo mojego postanowienia.
3. Prawda, że i sama potem zachwiałam się była
w postanowieniu, bo zasięgnąwszy w Beas bliższych
o Karawace szczegółów, dowiedziałam się, że
mieścina ta tak leży na uboczu i takie złe do niej
drogi, że trudny byłby tam dojazd wizytatorom
klasztoru, a stąd słuszny powód przełożonych do
niezadowolenia, straciłam więc wszelką ochotę do
tej fundacji. Ponieważ jednak dałam przyrzeczenie,
więc uprosiłam O. Juliana z Awili i Antonio
Gaytana, aby tam pojechali, a sprawdziwszy rzeczy
na miejscu, przerwali wszczęte układy, jeśli to
uznają za dobre. Zastali tam znaczne ostudzenie
pierwszego zapału, nie u samych tych aspirantek,
ale u dońi Cataliny, która w całej tej sprawie
główną odgrywała rolę. Owe panny zaś trzymała
zamknięte u siebie, w oddzielnej części domu, jak
gdyby już były w klasztorze.
4. Osoby te trwały niezmiennie w swojej
pierwszej gotowości; dwie z nich mianowicie tak
silne objawiały postanowienie i tak umiały się
spodobać O. Julianowi z Awili i Antonio Gaytanowi,
że ci, nie zwlekając, zaraz spisali i wręczyli im
przy odjeździe wszystkie dokumenty do fundacji
potrzebne, z czego one niezmiernie były uradowane.
Oni też tak byli z nich zadowoleni i tak
zachwyceni pięknym położeniem i żyznością miejsca,
że zdając mi sprawę za powrotem, słów nie mieli na
zalecenie mi tak obiecującej fundacji. Co do dróg
jednak przyznali, że są one bardzo złe. Zgadzając
się na rzecz już ułożoną, a nie mogąc sama
odjechać z powodu opóźniającego się wciąż jeszcze
pozwolenia Rady, posłałam tam powtórnie poczciwego
Antonio Gaytana, który z życzliwości dla mnie
zawsze był gotów na podjęcie wszelkiego trudu.
Obaj oni wielkie mieli do tej fundacji zamiłowanie
i im też w istocie należy się wdzięczność za
przyjście jej do skutku. Gdyby bowiem nie to, że
oni tam jeździli i sami wszystko ułożyli, ja z
mojej strony niewiele byłabym uczyniła.
5. Posłałam więc Antonio Gaytana z poleceniem,
aby urządził koło i kraty w domu, który siostry
miały zająć tymczasowo, dopóki się nie znajdzie
odpowiedni dom, który byśmy nabyły na własność.
Chętnie podjął się tego zlecenia i dość dużo czasu
strawił na urządzenie tymczasowego pomieszczenia w
domu Rodriga de Moya, ojca jednej z tych panien -
jak powiedziałam wyżej - który odstąpił na ten cel
część swojego mieszkania.
6. Gdy wreszcie nadeszło pozwolenie i już byłam
gotowa do wyjazdu, pokazało się, że w dokumencie
było zastrzeżenie, iż klasztor ma zostawać pod
zwierzchnim nadzorem komandorów i że siostry nasze
mają im podlegać. Na to się zgodzić nie mogłam;
byłoby to oddaniem Karmelu Matki Boskiej pod
władzę zupełnie mu obcą. Potrzeba więc było znowu
prosić o drugie pozwolenie bez tego zastrzeżenia,
ale tą drogą nigdy byśmy się nie doczekały ani na
tę fundację, ani na drugą w Beas. Dopiero gdy
odważyłam się wprost napisać do króla, obecnie
panującego Filipa II, Najjaśniejszy Pan, łaskawie
przyjąwszy moją prośbę, rozkazał, aby pozwolenie
zostało nam wydane. Monarcha ten, wspaniałomyślny
opiekun wszystkich zakonników, wiernych duchowi
swego powołania, skoro się dowiedział o nas i o
ścisłym, według Reguły pierwotnej, urządzeniu
klasztorów naszych, stale nam we wszystkim
okazywał swoją królewską łaskę. Usilnie przeto was
proszę, córki, aby zawsze, tak jak to jest
obecnie, osobne modły we wszystkich domach były
odmawiane za pomyślność naszego monarchy.
7. W ciągu tych powtórnych starań o pozwolenie
pojechałam do Sewilli z rozkazu O. Magistra
Hieronima Graciána od Matki Bożej, który naonczas
był i dotąd jest Prowincjałem. Skutkiem tego
biedne one panny pozostały w zamknięciu swoim aż
do l stycznia następnego roku, choć jeszcze w
lutym wyprawiły do Awili poselstwo. Pozwolenie
wprawdzie niebawem nadeszło, ale ja, będąc tak
daleko i tylu kłopotami obarczona, nie mogłam do
nich pojechać, choć bardzo mi ich żal było,
zwłaszcza że raz w raz otrzymywałam od nich listy,
w których wynurzały przede mną wielkie swe z tego
powodu zmartwienie. Rzeczywiście też niepodobna
było dłużej ich zostawiać w takim położeniu.
8. Gdy więc i z powodu dalekiej drogi i dla
spraw nie dokonanej jeszcze fundacji sewilskiej
sama nie mogłam udać się do Karawaki, Ojciec
Hieronim Gracián, mając władzę ku temu, jako
wizytator apostolski, postanowił posłać tam beze
mnie siostry, które zabrałam z Awili dla tej
fundacji, a które tymczasem pozostawały w
klasztorze Św. Józefa w Malagónie. Wybrałam na
przeoryszę siostrę, do której szczególne miałam
zaufanie i pewna byłam, że będzie tam bardzo
pożyteczna, bo jest bez porównania lepsza ode
mnie. Zabrawszy więc potrzebne pakunki, odjechały
w towarzystwie dwóch naszych Ojców Karmelitów
Bosych. Ojciec Julian bowiem z Awili i Antonio
Gaytan już byli przedtem powrócili do siebie. Ze
względu zaś na wielką odległość jak i na porę nie
sprzyjającą, gdyż było to w grudniu, nie chciałam,
by znowu na tę daleką podróż się narażali.
9. Przybywszy na miejsce, zostały powitane z
wielkimi oznakami radości przez wszystek lud, a
szczególnie ucieszyły się uwięzione nasze
aspirantki. Fundacja klasztoru, przez wprowadzenie
Najświętszego Sakramentu, odbyła się w uroczystość
Imienia Jezusa, to jest w dzień Nowego Roku 1576.
Dwie z tych trzech panien zaraz przywdziały habit.
Trzecia, ulegając melancholii, snadź zlękła się
takiego ścisłego zamknięcia, a tym bardziej
jeszcze takiej surowości życia i ostrej pokuty;
postanowiła zatem wrócić do domu i zamieszkać przy
siostrze.
10. Zobaczcie tu, córki, i uwielbiajcie
niezbadane sądy Boże! O, jaką wdzięczność, jaką
wierną służbę winnyśmy Panu za to, że użyczył nam
łaski wytrwania w naszym powołaniu, że dozwolił
nam dojść aż do profesji, że teraz dano nam jest
mieszkać w tym Jego domu i zwać się córkami
Najświętszej Jego Matki! Dobrą zrazu wolę i
majętność tej panienki przyjął Pan i użył jej na
założenie tego klasztoru; aż oto, w chwili gdy
mogła się już cieszyć posiadaniem tego, czego
przedtem tak gorąco pragnęła, zabrakło jej odwagi
i przyrodzony temperament wziął górę nad pociągiem
do rzeczy wyższych. Jakże często, córki, na
usposobienie wrodzone składamy winę
niedoskonałości i niestateczności naszych!
11. Niechaj Jego Majestat raczy nam hojnie
użyczać swej łaski, bo Jego pomocą wsparte, śmiało
i bezpiecznie pójdziemy naprzód i żadna rzecz na
świecie nie powstrzyma naszych kroków w coraz
wyższym w służbie Jego postępie. Niechaj nas
wszystkie obroną i opieką swoją otacza, aby ta
wielka sprawa, którą w takich mizernych, jakimi my
jesteśmy, niewiastach rozpoczął, przez nasze
niedołęstwo nie ucierpiała szkody. O tę łaskę,
siostry i córki moje, w imieniu Jego was błagam,
nigdy Pana prosić nie ustawajcie. I każda nowo
wstępująca niechaj z takim zapałem zabiera się do
pracy, jak gdyby od niej dopiero zaczynało się to
przywrócenie pierwotnej Reguły Najświętszej Panny,
Pani naszej. Nigdy, pod żadnym warunkiem, nie
dopuszczajcie najmniejszego tej Reguły zwolnienia.
Pamiętajcie, że rzeczy małe otwierają wrota
większym, i tak, powoli, nieznacznie, duch świata
do was się zakradnie. Pamiętajcie, w jakim
ubóstwie, z jakim trudem powstało to, czym wy
dzisiaj w spokoju się cieszycie. Przypatrzcie się
dobrze, a zobaczycie, że po większej części nie
ludzie założyli te domy, jeno potężna ręka Boga;
zobaczycie, jak dziwnie boska wielmożność Jego
umie doprowadzać do szczęśliwego końca sprawy
przez nią poczęte, jeśli jeno my nie stawimy jej
przeszkód. Skąd, na przykład, pomyślcie tylko,
taka jak ja nędzna niewiasta, zależna, bez grosza
w kieszeni, bez żadnego znikąd poparcia czy
życzliwej pomocy, mogła znaleźć środki do
wykonania tak wielkich przedsięwzięć? Prawda, że
do fundacji sewilskiej miałam pomoc od mego brata,
który posiadał nieco majątku i serce
wspaniałomyślne, i ochotną gotowość do wspomożenia
nas w czymkolwiek; ale przedtem, w czasie tylu
poprzednich fundacji, brat ten był daleko, aż w
Indiach.
12. Widzicie więc, córki moje, że ręka Boga to
wszystko zdziałała. Albo może przez wzgląd na
wysokie z krwi szlacheckiej urodzenie moje
kwapiono się uczcić mię skutecznym poparciem moich
zamiarów? Wiecie dobrze, że nie. Słowem, z
którejkolwiek strony zechcecie się zapatrywać na
te fundacje, na to w nich odnowienie Karmelu,
zawsze znajdziecie, że jest to własne Jego dzieło.
Czyż nie jest to nagląca dla nas pobudka, byśmy
się starały, aby dzieło to najmniejszego przez nas
nie doznało uszczerbku? Choćby to miało wymagać od
nas życia, czci i pokoju, winneśmy wszystko
znieść, tym bardziej więc bądźmy wierne, kiedy ono
właśnie prawdziwe nam życie i cześć, i pokój
zapewnia! Bo jakież życie prawdziwiej może zwać
się życiem, jeśli nie to, gdy tak się żyje, iżby
nam nie były straszne ani śmierć, ani żadne
przygody tego życia ziemskiego? Cóż może być
cenniejsze nad to, gdy się ustawicznie czuje w
sercu tę radość wewnętrzną, którą wy tutaj
wszystkie się cieszycie, gdy się używa najwyższej
pomyślności, jaka może być na tej ziemi, tej
pomyślności, która tu jest naszym udziałem, że
ubóstwa nie tylko się nie boimy, ale je owszem
kochamy? A z czym porównać ten pokój wewnętrzny i
zewnętrzny, w jakim tu upływają wasze dni? W
waszej jest mocy w tym pokoju żyć i umierać,
umierać tak, jak już nieraz widziałyście, że
umierają te, które w tych domach Bogu duszę
oddają. Bo skoro nieustannie Boga prosić będziecie
o coraz szerszy rozwój Zakonu naszego i o własny
wasz coraz wyższy postęp w cnotach, skoro nic
zgoła nie polegając na samych sobie, w Nim całą
ufność waszą składać będziecie, mężnym sercem Jemu
służyć i Jemu czynić całkowitą, bez podziału, z
siebie ofiarę. On - który kocha serca szlachetne i
wspaniałe - nie odmówi wam swego miłosierdzia. Nie
bójcie się, by wam kiedy zabrakło rzeczy
potrzebnych do życia. Nigdy nie odmawiajcie żadnej
zgłaszającej się o przyjęcie, jeśli jeno ma dobrą
wolę i odpowiednie zdolności, jeśli przychodzi nie
po to jedynie, aby zapewniła sobie schronienie i
kawałek chleba, ale po to, aby doskonalej mogła
służyć Bogu. Niech wtedy będzie uboga w dobra
ziemskie, byleby bogata była w cnoty. Co na
wyżywienie takiej wydacie. Bóg wam to zwróci w
dwójnasób, za to ręczyć mogę, bo wiem o tym z
wielokrotnego doświadczenia.
13. Nigdy - o ile pamiętam - nie odmówiłam
żadnej przyjęcia dlatego, że była uboga, jeśli
jeno z wewnętrznego jej usposobienia byłam
zadowolona. Świadczy o tym, jak i wam wiadomo,
wielka liczba przyjętych dla samej tylko miłości
Boga. I mogę was upewnić, że nie z taką radością
przyjmowałam te, które wnosiły znaczny posag, jak
te, które nic z sobą nie przynosiły prócz ubóstwa
i dobrej woli. Bogate, owszem, przyjmowałam z
pewną obawą, gdy przeciwnie ubogie rozszerzały mi
serce i taką mi sprawiały radość, że nieraz,
prawdę mówię, płakałam z wielkiego uszczęśliwienia
wewnętrznego.
14. Jeśli w czasie, gdy trzeba było domy
kupować i zakładać, mogłyśmy tak przyjmować
zupełnie ubogie, a przecie z łaski Boga ani dla
nich, ani dla nas chleba nie zabrakło, cóż by to
było, gdybyśmy teraz, kiedy mamy z czego żyć,
chciały postępować inaczej i na posagi się
oglądać, a nieposażnym wstępu odmawiać? Wierzcie,
córki, że zysk, który byście sobie z tego
obiecywały, zamieniłby się w stratę! Jeśli jednak
wstępująca posiada majątek, nie mając żadnych
skądinąd zobowiązań i nie mogąc go zatrzymać dla
siebie, lepiej by wam go oddała jako jałmużnę,
niżby miała nim wzbogacać osoby postronne, które
może go nie potrzebują; gdyby inaczej postąpiła,
wyznaję, że poczytywałabym jej to za brak miłości.
Zwróćcie także na to uwagę, by wstępująca, co do
sposobu rozporządzenia majętnością swoją radziła
się teologów i uczyniła wedle tego, co oni uznają
za odpowiednie dla większej chwały Bożej. Byłoby
to bowiem bardzo niepięknie z naszej strony,
gdybyśmy od postulantek naszych czegokolwiek
żądały lub cokolwiek bądź brały, co by nie
zmierzało do tego jedynego celu. Gdy one spełnią
to, co winne są Bogu - to jest, gdy uczynią to, co
jest doskonalsze - większą to będzie dla nas
korzyścią, niż wszelkie posagi, jakie by nam
wnieść mogły. Wszystkie bowiem do tego jedynie
dążymy i na to tylko Bóg taką pomyślnością ten
Zakon nasz darzy, aby we wszystkim i z wszystkiego
Boski Jego Majestat miał cześć i chwałę.
15. Choć taka jestem grzeszna i nędzna, to
przecie powiedzieć mogę na większą chwałę Pana i
na pociechę waszą, abyście wiedziały, w jaki
sposób powstawały te domy Jego. We wszelkich moich
o założenie ich staraniach i rokowaniach, i we
wszelkich, jakie mi się ku temu nastręczać mogły
środkach i ułatwieniach - chociaż nieraz się
zdawało, że niepodobna będzie doprowadzić danej
fundacji do pomyślnego końca bez odstąpienia nieco
od tego celu - nie byłabym przecie uczyniła, i
nigdy nie uczyniłam nic takiego, w czym bym
widziała najmniejszą niezgodność z wolą Pańską.
Szłam w tym zawsze za radą moich spowiedników
(którzy, jak wam wiadomo, wszyscy, ilu ich miałam
od samego początku mojego do tych spraw powołania,
byli wielkimi uczonymi teologami i świątobliwymi
sługami Bożymi). Nie pamiętam nawet, by kiedy choć
na chwilę myśl mi przyszła odstąpienia w
czymkolwiek od tej zasady.
16. Może się mylę, może popełniłam wiele
błędów, do których się nie poczuwam, i
niedoskonałości zapewne było bez liku. Zliczy je
Pan, który sam jest Sędzią sprawiedliwym (ja tylko
mówię, jak i o ile znam siebie i rozumiem). Ale i
to jasno widzę, że wierność, z jaką trzymałam się
tej zasady, nie ode mnie pochodziła, jeno od Boga.
Bóg chciał, aby te fundacje przyszły do skutku i
dlatego wspierał mię, jako wybrane ku temu swoje
narzędzie. W tym też jedynie celu o tym mówię,
córki moje, abyście tym lepiej zrozumiały, jak
wielką wdzięczność Mu winnyście i abyście
wiedziały, że chociaż tyle tych domów naszych do
tego czasu powstało, żadnej przecie założenie ich
nie przyniosło szkody ani uszczerbku. Niech będzie
błogosławiony On, który wszystko to sprawił i
duszom dobrym miłość dał do serca, aby nam
przyszły w pomoc! Niech raczy nigdy nas nie
wypuszczać ze swej opieki i łaski swojej nam
użycza, abyśmy umiały nie okazać się
niewdzięcznymi za tyle Jego dobrodziejstw, amen.
17. Z poprzedzających opisów widziałyście już
po części, jakie trudy miałyśmy do zniesienia z
powodu tych fundacji, chociaż te, które tu
wspomniałam, były może jeszcze z mniejszych.
Gdybym je miała opowiadać wszystkie po szczególe,
nieprędko skończyłabym, tyle tam było różnych
trudów i umęczenia, po drogach najgorszych, przez
rzeki wezbrane i głębokie śniegi, wśród błądzenia
po bezdrożach, a często jeszcze, co było
najgorsze, w bardzo złym stanie zdrowia. Raz - nie
pamiętam, czy o tym mówiłam - pierwszego dnia
podróży naszej z Malagónu do Beas, wyjeżdżałam z
taką silną gorączką, przy całym steku różnych
cierpień i bólów, że widząc siebie tak słabą, a
drogę przed sobą tak daleką, mimo woli wspomniałam
na słowa Ojca naszego Eliasza, gdy uciekając przed
Jezabelą, mówił: "Panie, skąd wezmę siły, bym
zdołał wytrzymać to wszystko? Ty sam racz w to
wejrzeć". Lecz oto Pan, widząc mię taką słabą, w
jednej chwili uwolnił mię i od gorączki, i od
wszystkich moich bólów. Tak było nagłe uzdrowienie
wszelkich moich cierpień wewnętrznych i
zewnętrznych, że gdy się później nad tym
zastanawiałam, przyszło mi na myśl, iż stało się
to za sprawą jednego świątobliwego sługi Bożego,
kapłana, który właśnie w onej chwili był nadszedł
i bardzo być może, że się w tym nie mylę. W
chwilach lepszego zdrowia wszelkie trudy fizyczne
znosiłam łatwo i z weselem.
18. Fantazje i usposobienia różnych ludzi,
które przy tych fundacjach w każdej miejscowości
przychodziło znosić, niemało też przyczyniały nam
utrapienia. A rozstawanie się z siostrami i
córkami moimi, które tak kocham, nie było
najlżejszym z krzyżów moich, zwłaszcza gdy
przewidywałam, że ich nigdy już nie zobaczę; gdy
patrzyłam na ciężkie ich zmartwienie i łzy, serce
mi się z żalu krajało. Choć zupełne w nich jest
oderwanie się od wszystkich rzeczy tego świata,
Bóg im nie dał tej łaski, by oderwały się ode
mnie, na to snadź, bym ja tym większą mękę miała,
bo i ja nie umiem od nich się oderwać. Starałam
się wprawdzie, ile mogłam, nie okazać im
wzruszenia mego, owszem i strofowałam je za
niepohamowane poddawanie się żalowi, ale nic to
nie skutkowało wobec wielkiej miłości, jaką mają
dla mnie, a która, jak jest szczera i prawdziwa,
tego niezliczone miałam od nich dowody.
19. Wiadomo wam także, że wszystkie te fundacje
zostały dokonane nie tylko za pozwoleniem naszego
Przewielebnego Ojca Generała, ale że i pozwolenie
to było potem wydane w formie wyraźnego polecenia
albo rozkazu. Co większa, za każdą fundacją
objawiał mi listownie niezmierną swoją radość z
powstania nowego klasztoru. Zadowolenie jego było
zaiste największą dla mnie w trudach moich osłodą;
pominąwszy, że bardzo go kocham, zdawało mi się,
że Pana samego pocieszam, przyczyniając pociechy
przełożonemu.
W końcu jednak, czy to że Pan w boskiej
łaskawości swojej chciał mi użyczyć nieco
odpoczynku, czy też że diabeł nie mógł dłużej
znieść widoku mnożących się tylu domów, służbie i
chwale Bożej poświęconych, dalsze fundacje nasze
nagle zostały wstrzymane. (Nie stało się to,
rozumie się, z woli naszego Ojca Generała;
przeciwnie, jeszcze na krótko przedtem - na
błagalną moją prośbę, by mnie zwolnił od rozkazu
zakładania dalszych domów - odpowiedział mi, że
tego nigdy nie uczyni, że owszem pragnie, bym tyle
fundowała klasztorów, ile mam włosów na głowie).
Przed wyjazdem z Sewilli, wskutek świeżo odbytej
Kapituły Generalnej, która zdawałoby się powinna
była raczej uznać za przysługę oddaną Zakonowi
przymnożenie mu tylu nowych klasztorów, otrzymałam
rozkaz, wydany przez Defmitorium, bym nie tylko
zaniechała wszelkich dalszych fundacji, ale nadto
jeszcze, bym sama obrawszy sobie na stałe
mieszkanie klasztor, który zechcę, z niego się pod
żadnym pozorem nie wydalała. Równało się to
skazaniu mnie na więzienie; bo przecież każdą
zakonnicę, gdy dobro Zakonu tego wymaga,
Prowincjał może posyłać z miejsca na miejsce, z
jednego klasztoru do drugiego. Gorsza jeszcze, i
to jedynie prawdziwe było dla mnie zmartwienie, że
nasz Ojciec Generał był zagniewany na mnie, nie z
winy mojej, jeno skutkiem fałszywych doniesień
ludzi nieżyczliwych. Przy tym dowiedziałam się
również o dwu bardzo ciężkich oskarżeniach, które
na mnie podniesiono.
20. Otóż, abyście widziały, jak wielkie jest
miłosierdzie Pana, i jako boska dobroć Jego nigdy
nie opuszcza tych, którzy pragną Mu służyć, powiem
wam, siostry, i upewniam was, że oszczerstwa te
rzucone na mnie, nie tylko żadnej mi nie sprawiły
przykrości, ale jeszcze tak wielką i obfitą
napełniły mię radością, iż niepodobna mi było w
sobie ją powstrzymać. I już się nie dziwiłam
Dawidowi, że wprowadzając na górę Syjon arkę
Pańską, skakał przed nią i tańczył jakby szalony,
raczej sama rada bym była czynić podobnież od tego
wielkiego rozradowania, którego ukryć w sobie nie
mogłam. Nie wiem sama, skąd ono we mnie się
wzięło, bo jakkolwiek nieraz miałam do zniesienia
dotkliwe obelgi i przeciwieństwa, nigdy z nich nie
doznałam takiego uszczęśliwienia, jak w tym razie,
choć z tych dwu zarzutów mi uczynionych jeden
przynajmniej był w rzeczy bardzo ważnej. Co do
zakazu fundowania dalszych klasztorów, gdyby nie
bolesne dla mnie zagniewanie Przewielebnego Ojca
Generała, przyjęłabym go raczej jako pociechę i
ulgę ze wszech miar najpożądańszą, bo od dawna
pragnęłam tego, by mi dano było w spokoju życie
zakończyć. Zapewne, że inna była myśl i zamiar
tych, którzy mi oddali tę przysługę; sądzili oni,
że wyrządzają mi największą w świecie przykrość i
zmartwienie, choć przy tym może mieli też i dobrą
jaką intencję.
21. Nie przeczę, że nieraz i w innych
zdarzeniach cieszyłam się z dojmujących sarkań i
przeciwieństw, jakich w ciągu tych moich wędrówek
fundacyjnych doznałam od wielu, bądź w dobrej
intencji, bądź w innym celu na mnie powstających -
ale tak wielkiej radości, jaką to prześladowanie
we mnie wzbudziło, nigdy nie miałam. Przeciwnie,
jedna tylko taka gorycz, jakich tu aż trzy od razu
na mnie przyszło, w innym czasie ciężkie byłaby mi
sprawiła zmartwienie. Główną, jak sądzę, przyczyną
radości mojej była ta myśl, że kiedy stworzenia w
taki sposób mi odpłacają, snadź zadowolony ze mnie
jest Stworzyciel. Bo mam to mocne przekonanie, że
kto zadowolenie i szczęście swoje pokłada w
rzeczach tej ziemi albo w pochwałach ludzkich, ten
gorzki sam sobie zawód gotuje. Choćby bowiem te
rzeczy mogły przynieść jaką korzyść rzeczywistą,
tym samym już zawodzą, że są niestałe; ludzie dziś
takie mają zdanie, jutro inne, co dzisiaj chwalą,
to jutro będą potępiać. Bądź błogosławiony, Boże i
Panie mój! Tyś sam niezmienny na wieki wieków,
amen. Kto Tobie służy wiernie aż do końca życia
swego, ten bez końca będzie żył w wieczności
Twojej.
22. Fundacje te - jak powiedziałam na wstępie -
zaczęłam pisać z rozkazu Ojca Magistra Ripaldy z
Towarzystwa Jezusowego, rektora kolegium w
Salamance i naonczas mojego spowiednika. W czasie
mego pobytu w tamecznym klasztorze Świętego
Józefa, w roku 1573, pisałam kilka tych fundacji,
potem, z powodu wielu innych zajęć, przerwałam
pisanie i nie miałam już zamiaru pisać dalej, raz,
że skutkiem przeniesienia Ojca Ripaldy w inne
strony już się u niego nie spowiadałam, a po wtóre
dlatego, że i to, co do tego czasu napisałam,
wiele mię kosztowało trudu i dotkliwych cierpień,
choć ich nie żałuję i nie uważam ich za stracone,
skoro je ponosiłam przez posłuszeństwo i pisałam
dla spełnienia danego mi rozkazu. Miałam więc
mocne postanowienie zaniechać zupełnie dalszego
pisania, ale musiałam zmienić postanowienie moje,
otrzymawszy od Komisarza Apostolskiego (Ojca
Magistra Hieronima Graciána od Matki Bożej) rozkaz
dokończenia opisu tych fundacji. Broniłam się od
tego rozkazu, jak mogłam, (dając przez to dowód,
jak bardzo jestem niedoskonała w posłuszeństwie;
wymawiałam się brakiem czasu i inne, jakie mi
tylko na myśl przyszły, powody. Ojcu
przestawiałam, bo w rzeczy samej robota taka przy
tylu innych trudach, jakimi jestem obarczona,
wielkiego mi przyczyniała obciążenia). Ojciec
jednak na moje wymówki nie zważał i powtórzył mi
rozkaz, bym powoli, jak zdołam, pisała dalej aż do
końca.
23. Usłuchałam i oto skończyłam. Zdaję się w
zupełności na sąd tych, którzy mają rozum i łaskę,
po temu, aby, jeśli co źle powiedziałam,
wykreślili, bo może właśnie złe się okaże to, co
mnie się zdaje najlepsze.
Skończyłam dzisiaj, w wigilię św. Eugeniusza,
dnia czternastego listopada 1576, w klasztorze Św.
Józefa w Toledo, gdzie obecnie przebywam z rozkazu
O. Komisarza Apostolskiego, Magistra Hieronima
Graciána od Matki Bożej, obecnego naszego
przełożonego nad klasztorami męskimi zarówno jak i
żeńskimi pierwotnej Reguły Karmelu, a zarazem i
Wizytatora Prowincji Andaluzyjskiej Reguły
złagodzonej. Niechaj będzie ta praca na cześć i
chwałę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który
króluje i królować będzie na wieki wieczne. Amen.
24. Na miłość Pana naszego proszę siostry i
braci, którzy to czytać będą, niechaj mię polecają
Panu, aby miał miłosierdzie nade mną, wybawił mię
z mąk czyśćcowych, jeśli na nie zasłużę, i dał mi
cieszyć się posiadaniem Jego. Ponieważ za życia
mego księgi tej nie ujrzycie, niechże więc po
śmierci mam jaką zapłatę od was, o ile ją wam
czytać pozwolą, za trud, jaki podjęłam w napisaniu
jej i za szczerą chęć moją przyczynienia wam przez
nią niejakiej
pociechy. |