Droga doskonałości Św.
Teresa od Jezusa (Teresa de Cepeda y Ahumada)
Rozdział 7
Dalszy ciąg o tym samym
przedmiocie miłości duchowej. Niektóre
wskazówki do jej nabycia.
1. Dziwna jest zaiste gorącość
tej miłości. Ile ona łez kosztuje, ile pokut i
umartwień, ile troski i zmartwienia, ile modlitw i
usilnego polecania się modlitwom każdego, kto ją
przyczyną swoją do Pana wspomóc może! Jaka radość,
gdy w tej duszy, którą miłuje, ujrzy jaki postęp
ku lepszemu! Jaka boleść, gdy spostrzeże, że ta
dusza ukochana choćby tylko o jeden krok cofnęła
się wstecz! Boleść ta niepocieszona zatruwa jej
życie, nie może spożyć kęsa chleba, nie może zażyć
chwili spoczynku nocnego bez tej troski ciągle ją
dręczącej, bez tej trwogi wszędzie jej
towarzyszącej, że ta droga dusza zginąć może, że
grozi im rozłączenie na wieki. Bo to chwilowe
rozłączenie, które sprawia śmierć, niczym jest w
jej oczach; ona miłuje w Bogu i dla Boga, więc i w
tym, kogo miłuje, nie przywiązuje się do tego, co
w nim jest znikomego, co lada powiew wiatru wyrwie
jej z ręki, czego, choćby chciała, zatrzymać nie
może. Jest to - powtarzam - miłość w najmniejszej
mierze dbająca o siebie; o to jedynie dba, by tę
duszę, którą kocha, ujrzała bogatą w dobra
niebieskie. Taka miłość warta jest zwać się
miłością, nie one mizerne miłostki, nie mówię już
grzeszne, od których niech nas Bóg uchowa.
2. Nie powinniśmy szczędzić
słów na potępienie takiej rzeczy, która piekłem
trąci, i nie starczy słów na oddanie najmniejszej
cząstki tego zła, jakie taka miłość grzeszna w
sobie zawiera. Niech nigdy, siostry, ani wzmianki
o niej u nas nie będzie w rozmowach, a tym
bardziej w myślach naszych. Nie wspominajcie o
tym, że takie rzeczy dzieją się na świecie i
nigdy, pod żadnym warunkiem, ani żartem, ani na
serio, nie godzi się wam słuchać jakich bądź
opowiadań o tym przedmiocie, ani pozwalać na to,
by opowiadano w obecności waszej. Żadnego pożytku
nie przyniesie słuchanie podobnych rozmów, a może
przynieść szkodę. A choćby to była miłość godziwa,
jaką tu zobopólnie miłować się możemy, jaka bywa
między krewnymi i przyjaciółmi, jeśli nie jest
duchowa, ileż sprawia troski. Za lada powodem
jesteśmy w trwodze, by nam osoba ukochana nie
umarła; gdy ją głowa zaboli, w nas już dusza
mdleje; widząc ją w jakim strapieniu, same tracimy
z nią cierpliwość i tym podobnie.
3. Jakże inaczej postępuje
miłość duchowa. Może i ona w pierwszej chwili z
przyrodzonego uczucia zmartwić się cierpieniem
osoby ukochanej, ale niebawem rozum przyzywając na
pomoc, zastanawia się, czy to cierpienie nie jest
z pożytkiem dla jej duszy; w jaki sposób je znosi,
czy przez nie nie wzbogaca się w cnotę? Prosi też
Boga, aby jej dodawał cierpliwości, aby miała
zasługę z tego, co cierpi. A gdy się przekona, że
tak jest, wtedy już nie boleje nad nią, ale raczej
się cieszy. Wolałaby wprawdzie cierpieć za
ukochaną, aby ona nie cierpiała; chciałaby wziąć
na siebie wszystko, co ją boli, a jej zostawić
tylko wszystką zasługę, lecz gdy to być nie może,
nie dręczy się zbytnio i pokoju wewnętrznego nie
traci.
4. Jest to, powtarzam, miłość
zupełnie bezinteresowna, podobna do tej, jaką nas
umiłował Chrystus. Dlatego też ci, którzy dojdą do
tego stanu i tego stopnia miłości, tyle wkoło
siebie czynią dobrego. Dla siebie tego tylko
pragną, by mogli wziąć wszystkie bóle i ciężary
drugich, aby ci cieszyli się słodkim owocem
pociechy i zasługi, który z nich się rodzi. Stąd
też wiele zyskują ci, którzy mają takich
przyjaciół, bo prędzej czy później pociągną ich na
swoją drogę, gdyż zdążają do jednej krainy jak św.
Monika z Augustynem. Tacy nie mogą tego przenieść
na sobie, by ci, których kochają, mieli być w
czymkolwiek oszukani i by widząc, że w czym
błądzą, nie upomnieli ich, jeśli jeno jest
nadzieja pożytku z tego upomnienia. Owszem, nieraz
i na to nie zważają i idąc jedynie za pragnieniem
ujrzenia ich bogatymi w cnotę, nie mogą wytrzymać,
by im nie wypowiedzieć, co mają na sercu. O świat,
który opuścili, nie troszczą się; czy tam kto
służy Bogu, czy nie, o tym nie sądzą; sądzą tylko
samych siebie; ale względem tych, których miłują,
miłość daje im bystre oko! nic się przed nim nie
ukryje, ani pyłek najlżejszy. A jakichże
delikatnych podstępów umieją używać, aby skłonić
dusze ukochane do otrząśnięcia się z tych pyłów i
wad swoich! Toczą niejako z nimi wojnę, której
nikt nie widzi i albo je pociągną na drogę cnoty,
albo przyjaźń się urwie, bo inaczej być nie może.
Dźwigają wtedy nielekki krzyż na swoich
barkach.
5. Pragnęłabym, by taka miłość
panowała między nami. Zapewne, że miłość ta nie od
razu będzie doskonała, ale szczerze do niej dążmy
i środków do niej wiodących wiernie używajmy, a
Pan ją udoskonali. Choćby w niej było nieco
ludzkiej tkliwości, nie będzie z tego szkody,
byleby tkliwość ta była jednakowa dla wszystkich.
Owszem, dobre jest, nieraz i potrzebne żywsze
uczucie miłości; dobrze jest, a nieraz i potrzeba
okazać siostrze tkliwe współczucie w chorobie lub
jej strapieniu. Zdarza się nieraz, że lada mała
rzecz niejedną zaboli, z której druga śmiałaby się
tylko i miałaby ją za nic; różne są charaktery,
silniejsze i wrażliwsze. Niech więc silniejsza
umie okazać współczucie wrażliwszej i niech się
jej nie dziwi, a może Pan, oszczędzając nam tego
cierpienia, gotuje nam inne, które choć dla nas
będzie ciężkie - i samo z siebie jest takie - dla
drugich wyda się lekkie. Nie sądźmy więc w takich
rzeczach z siebie o drugich; jeśli zaś sądzić
chcemy, bierzmy za miarę sądu naszego nie te
chwile, w których Pan, może bez żadnej pracy
naszej, większej nam siły dodawał, jeno raczej te
chwile, kiedy same byłyśmy więcej niedołężne i
słabe.
6. Jest to ważna przestroga, o
której pamiętając, będziemy umiały okazać
współczucie bliźniemu w cierpieniach jego,
jakkolwiek by się zdawały małymi. Szczególnie zaś
one dusze mężne, o których mówiłam, powinny na to
pamiętać. Dusze takie pragną cierpienia, więc
każde wydaje się im małe. Potrzeba im zatem mieć
przed oczyma dawną słabość swoją, świadczącą o
tym, że męstwo, które obecnie w nich jest, nie z
nich jest. Inaczej łatwo mógłby szatan wyziębić w
nich miłość bliźniego i tak je zaślepić, iżby
zdrożną twardość serca dla drugich poczytywały za
dowód wysokiej doskonałości We wszystkim potrzeba
czuwania i baczności, bo nieprzyjaciel nie śpi; a
im która dusza wyżej postąpi w doskonałości, tym
pilniej powinna czuwać, bo taką kusiciel, nie
śmiejąc nastawać na nią jawnie, tym chytrzej i
zdradliwiej podchodzi i jeśliby się nie miała na
baczności, wielką jej szkodę wyrządzi. Dlatego,
jak Pan nas ostrzega, potrzeba czuwać i modlić się
zawsze, bo na odkrycie tych zasadzek złego ducha
nie ma skuteczniejszego sposobu nad modlitwę.
7. W tym duchu szczerej miłości
bierzcie udział i w rozrywkach sióstr, gdy z nich
korzystają w czasie przeznaczonym. Chociaż byście
same do tych rozrywek pociągu nie miały, wszakże,
gdy z dobrą intencją w nich uczestniczycie, będzie
to i aktem cnoty i posłuży do utwierdzenia między
wami doskonałej miłości. Wzajemne między wami
współczucie jest rzeczą dobrą i chwalebną, ale po
warunkiem, że nie przekroczy miary właściwej. A
przekraczałoby ją, gdyby w czymkolwiek rozmijało
się z posłuszeństwem. Jeśli na przykład rozkaz
przełożonej wyda ci się w danym wypadku przesadnie
surowy i twardy, jakkolwiek byś w głębi serca
czuła i przekonana była, że tak jest, nikomu tego
nie okazuj, ale samej tylko przełożonej wyjaw to z
pokorą; inaczej postępując, wielkiej mogłabyś
narobić szkody. Umiejcie także rozróżniać, kiedy i
w czym szczególnie ma się okazywać to współczucie,
które jedna dla drugiej mieć powinna. Najwięcej
powinno cię boleć, gdy spostrzeżesz w siostrze
widoczną jaką wadę czy niedoskonałość; umieć tę
wadę cierpliwie znosić i nie objawiać z jej powodu
zdziwienia czy zgorszenia, to będzie miłość
prawdziwa. Tak samo też drugie postąpią wobec
twych wad i niedoskonałości, których ty nie
widzisz, choć masz ich wiele. Będziesz więc gorąco
tę siostrę polecała Bogu, będziesz ze wszystkich
sił twoich starała się spełniać jak najdoskonalej
cnotę przeciwną tej wadzie, którą w siostrze
widzisz, a ponieważ mieszkacie i żyjecie razem i
ona ciągle na ciebie patrzy, niepodobna, by nie
zrozumiała tej milczącej nauki, jaką jej
przykładem swoim dajesz; lepiej winę swoją
zrozumie, niżby tego dokazać zdołały wszelkie
upomnienia. Takie oddziaływanie jednych na drugie
jest bardzo zbawienne. Ważna to przestroga, o
której nie powinnyście zapominać.
8. O, jaka to dobra i prawdziwa
miłość, gdy dusza Bogu oddana, bez względu na
własny swój pożytek, poświęca się cała dla dobra
sióstr wszystkich, usiłując coraz wyższy czynić
postęp we wszelkich cnotach i z wiernością
doskonałą zachować Regułę! Taka miłość w czynie
nierównie więcej warta niż wszelkie czułości i
słowa pieszczotliwe, które choć powszechnie
przyjęte na świecie, tu w tym domu naszym nie są w
użyciu i nigdy być nie powinny, jako to: "moje
serce, moje życie, mój skarbie", i inne tym
podobne. Czułości takie zachowujcie do rozmowy z
Panem, z którym tyle razy na dzień, w zupełnej
samotności, dano wam jest obcować. Tak mogą one
być potrzebne i z pożytkiem możecie ich używać,
skoro Jego Boski Majestat raczy je łaskawie
przyjmować; pospolitowane zaś w powszednim użyciu,
straciłyby swą świeżość i siłę i już by wam tak
skutecznie serca nie rozgrzewały na rozmowie z
Bogiem. Takie czułości to rzecz niewieścia, a ja
chciałabym, by siostry moje nie okazywały się
niewiastami, ale by były jak mężowie odważne. I
jeśli ze swej strony uczynią, co mogą, Pan takie
im da serca męskie, że sami mężczyźni zdumiewać
się będą. Czyż bowiem niełatwo boskiej wszechmocy
Jego takimi nas uczynić, skoro nas stworzył z
niczego?
9. W tym także okazuje się
miłość, gdy każda stara się drugim ulżyć ciężaru i
sama bierze na siebie co jest trudniejsze, gdy
cieszy się i wychwala każdy postęp drugich w
cnocie, jakby swój własny. Po tych i wielu innych
podobnych znakach poznacie, czy posiadacie tę
cnotę. Wielka to i nad wszelki wyraz ważna rzecz,
bo na tym polega zgoda i pokój, tak niezmiernie
potrzebne w każdym klasztorze. Ufam w Panu, że
pokój ten i zgoda zawsze będą mieszkały w tym domu
naszym, bo gdyby ich, co nie daj Boże, zabrakło,
byłby to widok prawdziwie nieznośny, patrzeć na
taką garstkę sióstr, wspólnie z sobą żyjących, a
wspólności serca między sobą zachować nie
umiejących.
10. Gdyby kiedy jakie słowo
nierozważne tę zgodę zamąciło, tejże chwili, w
samym zarodku, złemu zaradźcie, albo jeśliby nie
ustąpiło od razu, póty usilnie się módlcie, póki
nie będzie stłumione. Gdyby zaś kiedy (na samo
wspomnienie o tym krew mi się, jak to mówią, w
żyłach ścina, tak jasno widzę w tym główne źródło
ruiny życia zakonnego) miały zagnieździć się
między wami głębsze zdrożności: chęć podobania się
lub wywyższenia się nad drugich, urazy obrażonej
miłości własnej, wtedy już miejcie się za stracone
i wiedzcie, żeście wygnały Pana z tego domu i musi
sobie szukać innego mieszkania. Wołajcie o
zmiłowanie do Boskiego Majestatu Jego, błagajcie
Go o ratunek, bo jeśli taka częsta spowiedź i
Komunia nie zdoła takim zdrożnościom zapobiec,
słusznie macie się obawiać, czy nie ma między wami
jakiego Judasza.
11. Niech przeorysza, na miłość
Boga, pilnie czuwa nad stłumieniem tej zarazy w
samym jej zawiązku. Taką zaś, która okaże się
główną sprawczynią zawichrzenia, niech usunie z
miejsca, odsyłając ją ile możności do innego
klasztoru; środków na odpowiednie wyposażenie jej
Bóg w łaskawości swojej dostarczy. Wymiećcie z
domu ten zaczyn zjadliwy; odetnijcie gałęzie
zarażone, a jeśli tego nie dosyć, całe drzewo z
korzeniem wytnijcie. Gdyby zaś nie było sposobu
wydalenia wichrzycielki z domu, zamknijcie ją na
osobności, aby z niej nigdy nie wyszła, lepiej
niech ona jedna cierpi, niżby się miała udzielać
wszystkim taka nie uleczona zaraza. O, jakie to
wielkie nieszczęście! Niech Bóg nas broni od
takiego klasztoru, na który ono spadnie. Co do
mnie, wyznaję, że wolałabym raczej, by na ten dom
spadł ogień z nieba i pochłonął nas wszystkie.
Mając na innym miejscu wrócić do
tego przedmiotu - który jest dla nas niezmiernej
wagi - tu się już dłużej nie będę nad nim
rozszerzała. |