Droga doskonałości Św.
Teresa od Jezusa (Teresa de Cepeda y Ahumada)
Rozdział 6
Wraca do tego, co zaczęła mówić o
miłości doskonałej.
1. Daleko odbiegłam od
właściwej myśli, ale przedmiot, nad którym się
zatrzymałam, tak jest ważny, że kto go rozumie,
nie będzie mnie winił. Wróćmy teraz do tej
miłości, którą powinniśmy się wzajemnie miłować. O
miłości czysto duchowej, nie wiem, czy się tu
dobrze wyrażam, ale zdaje mi się, że nie ma
potrzeby wiele o niej mówić, bo jest ona udziałem
niewielu. Kto ją osiągnął, ma za co chwalić Boga,
bo widać, że bardzo wysoko postąpił już w
doskonałości. Chcę jednak coś o niej powiedzieć i
sądzę, że będzie to pożyteczne. Jeśli się bowiem
przypatrzymy tej cnocie, tym samym zachęcimy się
do jej praktykowania.
2. Dałby Bóg, żebym to umiała
jasno wyrazić, bo nie wiem o ile ona jest duchowa
i co w niej jest zmysłowego, a co duchowego. Jako
gdy ktoś z daleka słyszy ludzi rozmawiających
między sobą, słyszy, że mówią, ale co mówią, tego
dosłyszeć nie można - tak i ja nieraz mówię, a
sama nie rozumiem, co mówię. Pan jednak sprawia,
że często dobrze powiem; jeżeli zaś w innych
razach powiem głupstwo, nic w tym nie ma dziwnego,
bo sama z siebie nic dobrego nie potrafię.
3. W tej chwili tak mi się
rzecz przedstawia: o wiele doskonalej od innych
kocha taka dusza, którą Bóg raczy oświecić i
podnieść do jasnego poznania, co to jest świat,
jaka nędza jego i że jest inny świat i jaka jest
różnica między jednym a drugim, iż tamten jest
wieczny, a ten znikomy jak sen; i co to jest
miłość Stworzyciela, a co miłość stworzenia i co
się zyskuje na pierwszej, a co się traci na
drugiej; i co to jest Stworzyciel, a co stworzenie
i wiele innych rzeczy, których Pan światłością
prawdy swojej naucza, kogo zechce. Taka dusza,
powtarzam, o wiele doskonalej miłuje niż my,
którzyśmy do tego poznania nie doszli.
4. Może sobie pomyślicie,
siostry moje, że bez potrzeby nad tym się
rozwodzę, że są to rzeczy dawno wam wiadome. Dałby
Pan, by tak było, byście rzeczywiście tak znały te
prawdy, jak tego są godne i tak je nosiły wyryte w
sercach waszych, by pamięć o nich nigdy ani na
chwilę nie wyszła wam z myśli. Lecz jeśli tak je
znacie, toć i czujecie i rozumiecie, że nie
kłamię, gdy mówię, że kto stanął na tej wysokości,
ten musi tym samym posiadać oną miłość czysto
duchową. Dusze z łaski Boga do tego stanu
wyniesione są to, jak mi się zdaje, dusze
wspaniałomyślne, dusze królewskie. Nie zadowolą
się one miłością takiej nędznej rzeczy, jaką jest
to ciało, jakkolwiek by było piękne i odznaczało
się wdziękiem. Piękność tych rzeczy będzie ich
pobudką do chwalenia Tego, który je stworzył, ale
nie zatrzymają się na nich. Nie zatrzymają się na
nich, żeby je kochać, bo czują to dobrze, że
kochałyby wtedy czczą marę i goniłyby za cieniem i
nie śmiałyby już potem bez głębokiego zawstydzenia
mówić o Bogu, że Go miłują.
5. A więc powiecie: "takie
dusze nie umieją już kochać nikogo ani wywdzięczyć
się za miłość im okazaną?" - To pewna, że mało się
troszczą o to, by je kto miłował. Może na razie,
ulegając wpływowi uczucia przyrodzonego, ucieszą
się z okazanych im oznak miłości, ale skoro wejdą
w siebie i nad sobą się zastanowią, jasno widzą,
że to jest marność, chyba że te oznaki miłości
pochodzą od osób, które bądź nauką, bądź modlitwą
mogą im dopomóc do postępu w dobrym. Wszelkie inne
dowody przychylności i przywiązania są im
ciężarem, żadnego z nich nie widzą dla siebie
pożytku, a tylko możliwą szkodę. Nie iżby nie
przyjmowały ich z wdzięcznością i nie wywdzięczały
się za nie, polecając Bogu tych, którzy im taką
świadczą życzliwość, ale przyjmują je jako dług,
który winny Panu, bo rozumieją to dobrze, że od
Niego pochodzi ta miłość i życzliwość. W samych
sobie nic nie widzą takiego, co by zasługiwało na
miłość, za czym przekonane są, że kto je miłuje
jedynie dlatego, że Bóg je miłuje i przeto na Boga
składając spłacenie tego długu i o to Go błagając,
uważają siebie za wolne od tego obowiązku, jak
gdyby ich to nie dotyczyło. Nieraz sobie myślę, że
wszelkie pragnienie tego, aby nas kochano, jest w
gruncie dowodem wielkiego zaślepienia, z
wyjątkiem, jak mówiłam, kiedy chodzi o miłość
takich, których życzliwość może nam być pomocna do
nabycia dóbr duchowych i wiecznych.
6. Przy bliższym zastanowieniu
się nad sobą nietrudno spostrzec, że gdy
pragniemy, aby nas kochano, zawsze w tym szukamy
jakiegoś interesu własnego, pożytku czy
przyjemności. Lecz dusze doskonałe, o których
mówiłam, podeptały już wszelkie dobra i wszelkie
pociechy, jakimi by je ktoś na świecie mógł
obdarzyć. I takie jest ich usposobienie
wewnętrzne, że chociażby chciały jeszcze pragnąć
tych rzeczy, nie mogłyby, bo innej już pociechy
doznać nie zdołają, jeno w Bogu albo w sprawach
Bożych. Jakiż więc pożytek mogą mieć z pragnienia
miłości?
7. Nieraz, gdy mają przed
oczyma tę prawdę, same śmieją się z siebie na
wspomnienie tych czasów, kiedy tak się troszczyły
o to, czy ta lub owa za miłość i przywiązanie ich
odpłaca się wzajemnością. Prawda, że i
najszczersza i najprawdziwsza miłość z natury ma
to do siebie, że pragnie wzajemności. Ale gdy ją
pozyska, gdy doczeka się tej pożądanej odpłaty,
cóż ostatecznie zyskała, jeśli nie wiotkie źdźbło,
jeno trochę próchna, które z pierwszym wiatrem
uleci? Bo choćby kto najmocniej nas ukochał, cóż
nam w końcu z tego pozostanie? Słusznie więc owe
dusze wyższym światłem oświecone nie troszczą się
o to, czy je kto kocha czy nie; i jeśli, jak wyżej
wspomniałam, pragną życzliwości i przychylności od
takich, którzy im pomagają do postępu w dobrym i
do zbawienia, czynią to jedynie dlatego, że znają
słabość naszej natury, która rychło ustaje, jeśli
jej serce życzliwe nie wspiera.
A więc, może znowu się wam wyda, że
takie dusze nikogo i niczego nie kochają i kochać
nie umieją, jeno Boga samego. - Owszem, upewniam
was, kochają one nierównie mocniej, goręcej i
bardziej owocną miłością niż inni. Jest to miłość
szlachetna, zawsze ochotna dawać raczej, niż brać.
Względem Boga tak samo postępują. Tylko taka
miłość godna jest tej nazwy, a wszelkie inne
niskie przywiązania przywłaszczają jeno miano
miłości.
8. Może zapytacie jeszcze:
jeśli te dusze nie kochają nic z tego, co podpada
pod zmysły, cóż więc one kochają? - Kochają one
to, co widzą i miłują, co słyszą, tylko że to, co
one widzą i słyszą, jest nieprzemijające.
Pomijając ciało, wzrokiem duchowym sięgają do
duszy tego, kogo miłują i patrzą, czy jest w niej
co godnego miłości; jeśli znajdą w niej choćby
tylko jaki zaród dobra i cnoty, choćby jaką
skłonność i usposobienie wewnętrzne, z którego
może da się wydobyć miłość Bożą, tak jak złoto
dobywa się z kopalni, wtedy dla dobra tej duszy
żadnego trudu nie żałują, i nie ma takiej ofiary,
której by ochotnie z siebie nie uczyniły, dla
pozyskania jej Bogu. Chcą bowiem i pragną miłować
ją, a wiedzą to dobrze, że miłość między nimi jest
rzeczą niemożebną, jeśli ta dusza nie żyje życiem
łaski, jeśli nie kocha Boga. Niemożebną, mówię, bo
chociażby ta dusza, którą kochać pragną, miłowała
je z poświęceniem dla nich własnego życia swego,
chociażby wszelkie im świadczyła dobrodziejstwa,
chociażby uposażona była we wszelkie dary i
wdzięki przyrodzone, nie zdołałyby przecie miłować
jej głęboką i całkowitą miłością, bo umysł ich
mądrością Bożą oświecony i z doświadczenia nicość
wszystkiego, co ziemskie, znający, nie da się
uwieść żadnemu urokowi znikomych blasków. Widzą,
że dusza ta nie dąży z nimi do jednego celu, że
zatem niepodobna, aby była między nimi miłość
trwała i skończy się ze śmiercią tam, gdzie nie ma
zachowania przykazań Bożych i obie strony rozejdą
się na zawsze w przeciwnych kierunkach.
9. Takiej więc miłości, która
tylko tyle trwa, ile jest tego życia doczesnego,
dusza, której Bóg użyczył daru prawdziwej
mądrości, nie ceni wyżej nad jej wartość, owszem,
niżej ją ceni. Dla tych bowiem, którym smakują
słodycze tego świata, taka ziemska miłość i
przyjaźń ma tę wartość, że może im zapewnić
rozkosze, honory i dostatki, o ile przyjaciel
bogaty i możny ma środki po temu, aby takich
uciech i przyjemności dostarczył. Ale dla duszy
światłością Bożą oświeconej takie rzeczy żadnego
nie mają znaczenia; dawno je zdeptała, ma je w
obrzydzeniu i gardzi nimi.
Kogo zaś miłuje, pracuje z świętą
namiętnością nad tym, aby dusza ta ukochała Boga i
przez Niego była kochana, bo wie, że inaczej
śmierć je na wieki rozłączy. Tak miłując,
prawdziwie miłuje swoim kosztem i żadnego trudu
sobie nie oszczędzi, aby tylko ta dusza w łasce i
miłości Bożej czyniła postępy. I dla zapewnienia
jej najmniejszego pomnożenia się w cnocie, tysiąc
razy życie swoje oddać gotowa.
O najdroższa miłości, która tak
wiernie naśladujesz Jezusa, wodza miłości, jedyne
nasze
dobro! |