Pieśń duchowa Św. Jan
od Krzyża (Jan de Yepes)
Strofa 39
WPROWADZENIE DO NASTĘPNEJ STROFY
1. W tym stanie zaślubin duchowych, o
jakich tu mówimy, dusza ma jednak pewne pojęcie o
tym coś. Będąc bowiem przeobrażona w Boga,
nabywa pewnego poznania i nie chce całkowicie
pominąć milczeniem tego czegoś, czego ślad
i jakby zapowiedzi już w sobie odczuwa. Mówi
bowiem Job: "Obmyśloną mowę któż zatrzymać
może?" (4,2). W następnej więc strofie
opowiada nieco o tym nasyceniu, jakiego będzie
kosztowała w uszczęśliwiającym widzeniu. Wyjaśnia
więc, o ile to możliwe, jakiego rodzaju będzie to
coś, które tam będzie.
Wietrzyka lekkie tchnienia, I śpiew
słowika czułością drgający, Czar łąk
lesistych Niesie noc zdobna w blask
promieniejący I żarzy się w niej płomień bez
bólu trawiący.
OBJAŚNIENIE
2. W tej strofie opiewa dusza i objaśnia to
coś, którego ma jej udzielić Oblubieniec w
owym błogosławionym przeobrażeniu. Wyjaśnia to
pięcioma określeniami.
Po pierwsze mówi, że jest to tchnienie
Ducha Świętego, z Boga w nią i z niej w Boga.
Po drugie, że jest to śpiew radosny do
Boga w kosztowaniu Boga.
Po trzecie, że jest to poznanie stworzeń
i ich ładu. Po czwarte, że jest to czysta i
jasna kontemplacja istoty Boskiej. Po
piąte, że jest to całkowite przeobrażenie w
niezmierzoną miłość Boga. Mówi zatem:
Wietrzyka lekkie tchnienia.
3. To tchnienie wietrzyka jest to pewna
zdolność, której Bóg tam udzieli duszy, dając jej
Ducha Świętego. On bowiem swoim boskim
tchnieniem, na sposób wiatru, podnosi duszę
na najwyższe wyżyny, kształtuje ją i daje jej
zdolność, by mogła tchnąć w Boga to samo
tchnienie miłości, jakie Ojciec
tchnie w Syna, Syn w Ojca, a którym jest
sam Duch Święty. I On w nią tchnie w Ojcu i Synu,
by ją złączyć ze sobą we wspomnianym
przeobrażeniu. Nie byłoby to bowiem prawdziwe i
całkowite przeobrażenie, gdyby się dusza nie
przeobraziła w trzy osoby Trójcy
Przenajświętszej, w stopniu jasnym i wyraźnym.
To tchnienie Ducha Świętego w duszę,
przez które ją Bóg w siebie przeobraża, jest dla
niej tak wzniosłą, subtelną i głęboką rozkoszą, że
nie ma w mowie ludzkiej słowa na jej określenie.
Również umysł ludzki nie może nic z tego pojąć, bo
nawet tego, co w tym przeobrażeniu doczesnym
przeżywa dusza dzięki temu udzielaniu się, nie
można wysłowić. Dusza bowiem zjednoczona i
przeobrażona w Boga, tchnie w Bogu do Boga
to samo tchnienie boskie, jak i sam Bóg
tchnie w samym sobie w nią będącą w Nim
przeobrażoną.
4. W przeobrażeniu miłości, do jakiego doszła
dusza w tym życiu, przechodzi tchnienie
Boga w duszę a duszy w Boga i to bardzo często i z
najwznioślejszą rozkoszą miłości w duszy. Nie jest
to jednak w tak wyraźnym i jasnym stopniu, jak
będzie w życiu przyszłym. I to właśnie chciał
wyrazić św. Paweł, gdy mówił: "A że jesteście
synami, zesłał Bóg Ducha Syna swego w serca wasze,
wołającego: Abba, Ojcze" >(Ga 4, 6).
Przeżywają to błogosławieni w życiu wiecznym, a
doskonali w życiu doczesnym.
I nie ma powodu sądzić, że jest to niemożliwe,
by dusza mogła dojść do czegoś tak wzniosłego, aby
przez uczestnictwo mogła tchnąć w Bogu, jak
Bóg tchnie w niej. Gdy bowiem Bóg udzieli
jej łaski zjednoczenia w Trójcy Przenajświętszej,
tym samym dusza staje się przebóstwiona i samym
Bogiem przez uczestnictwo. Dlaczego więc
byłoby niemożliwe, by spełniała swoje akty
poznania i miłości, lub aby się lepiej wyrazić,
miała je już spełnione w Trójcy Świętej i pospołu
z Nią, jak sama Trójca Święta? Z tym jednak, że
sposobem udzielonym i przez uczestnictwo spełnia
je Bóg w samejże duszy. To bowiem znaczy być
przeobrażonym w Trzy Osoby, w potęgę, w mądrość i
w miłość, i przez to właśnie dusza jest podobna do
Boga. I dlatego stworzył ją Bóg na swój obraz i
podobieństwo (Rdz 1, 26), by mogła ten stan
osiągnąć.
5. Jak to się dzieje, nie można ani zrozumieć,
ani wyrazić inaczej, jak tylko wskazując, w jaki
sposób Syn Boży zdobył nam ten wzniosły stan i
wysłużył ten wysoki stopień, że mamy "moc, abyśmy
się stali synami Bożymi", jak mówi św. Jan (1,
12). I o to prosił swojego Ojca, gdy mówił w
Ewangelii św. Jana: "Ojcze, chcę, aby ci, których
mi dałeś, byli ze mną tam, gdzie ja jestem, aby
oglądali chwałę moją, jaką mi dałeś" (J 17, 24).
Czyli innymi słowy: aby przez uczestnictwo
czynili w nas to samo, co ja czynię przez
naturę, czyli by tchnęli Ducha
Świętego. I mówi jeszcze: "A nie tylko za nimi
proszę, ale i za tymi, którzy dla słowa ich
uwierzą we mnie, aby wszyscy byli jedno, jako Ty,
Ojcze, we mnie, a ja w Tobie; aby i oni byli jedno
w nas... A chwałę, którą mi dałeś, przekazałem im,
aby byli jedno, jako i my jedno jesteśmy. Jam w
nich, a Ty we mnie tak, aby byli w jedności
doskonałymi, i aby świat poznał, żeś Ty mnie
posłał i umiłowałeś ich, jakoś i mnie umiłował"
(tamże, 17 ,20-23). To znaczy, byś im udzielił tej
samej miłości, jakiej udzieliłeś Synowi. Chociaż
nie przez naturę, jak Synowi, lecz, jak mówiliśmy,
przez zjednoczenie i przeobrażenie miłości. Jak
również nie rozumie się tu, że Syn chce prosić
Ojca, aby święci byli jedna istota i
naturą, jak są Ojciec i Syn, lecz aby tym byli
przez zjednoczenie miłości, jak Ojciec i Syn są
jedno w miłości.
6. Dusze posiadają więc przez
uczestnictwo te same dobra, jakie Syn Boży
ma przez naturę. Są więc prawdziwie
Bogami przez uczestnictwo, równymi Bogu i Jego
współtowarzyszami. W tej myśli mówi św. Piotr:
"Łaska i pokój niech się w was pomnaża przez
poznanie Boga i Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Skoro Jego moc Boga obdarzyła nas tym wszystkim,
co do życia i pobożności należy, przez poznanie
Tego, który nas wezwał własną chwałą i dobrocią, i
przez którego otrzymaliśmy największe i
najcenniejsze obietnice, abyście stali się
uczestnikami Bożej natury" (2 P 1,2-4). W tych
słowach św. Piotr tłumaczy jasno, że dusza będzie
uczestniczyła w samym Bogu i będzie czyniła w Nim
i wspólnie z Nim dzieło całej Trójcy Świętej w
sposób wyżej wspomniany, właśnie na skutek
zjednoczenia substancjalnego między duszą a
Bogiem. Chociaż to dopełni się całkowicie w życiu
przyszłym, to jednak w życiu ziemskim, gdy dusza
dojdzie do stanu doskonałego, jak tu
mówimy, osiąga wyraźny zadatek i przedsmak tego,
jak już mówiliśmy. Powtarzamy jednak, że tego nie
można wyrazić.
7. O dusze stworzone dla tak wielkich rzeczy i
do nich powołane! Co czynicie? Na czym się
zatrzymujecie? Jakże są niskie wasze pragnienia i
jak nędzne wasze skarby! O nieszczęsna ślepoto
oczu waszej duszy! Bo jakże jesteście ślepe na tak
wielkie światło i jak jesteście głuche na tak
potężne wezwanie! Czyż nie widzicie, że szukając
wielkości i chwały, jesteście nędzne i małe! Nie
znacie bowiem tak wielkich dóbr i jesteście ich
niegodne!
Następuje teraz drugie określenie,
jakiego dusza używa dla wyrażenia tego coś,
a mianowicie:
I śpiew słowika czułością
drgający.
8. Z tchnienia wiatru rodzi się w duszy
słodki głos Umiłowanego, mówiącego do duszy i jej
słowa do Niego wymawiane wśród błogiej radości.
Jedno i drugie nazywa tu dusza śpiewem
słowika. Śpiew słowika słychać zazwyczaj na
wiosnę po przejściu zimna, deszczów i przykrych
zmian zimowej pory. Śpiew ten jest melodią dla
słuchu i wytchnieniem dla ducha. Podobnie również
w owym aktualnym udzielaniu się i przeobrażeniu
miłości, do jakiej doszła oblubienica w tym życiu,
po uwolnieniu się i oderwaniu od wszelkich
niepokojów i zmian doczesnych, po wyzbyciu się
wszelkich nędz i ciemności, niedoskonałości w
części zmysłowej i duchowej, zaznaje nowej
wiosennej wolności, swobody i radości ducha, w
jakich słyszy słodki głos Oblubieńca, który
jest jej słodkim słowikiem. Głos ten
odnawia i orzeźwia istotę jej duszy, jako duszy
już dobrze przygotowanej do drogi ku życiu
wiecznemu i wzywa ją słodko i rozkosznie, podczas
gdy ona odczuwa miły głos, który mówi: "Wstań,
śpiesz się, przyjaciółko moja, gołąbko moja,
piękna moja, a przyjdź! Bo już zima minęła, deszcz
przeszedł i ustał. Ukazały się kwiaty na ziemi
naszej, przyszedł czas obrzynania winnic, głos
synogarlicy słyszan jest w ziemi naszej" (Pnp 2,
10-12).
9. Na dźwięk tego głosu Oblubieńca, jaki słyszy
we wnętrzu swej duszy, odczuwa oblubienica, że
nastał kres wszelkiego zła, a przychodzi początek
wszelkiego dobra. Ten głos tak ją orzeźwia,
umacnia i budzi uczucie rozkoszy, że ona także
podnosi swój głos w śpiewie radości do Boga. I
śpiewa z Nim razem pobudzona przez Niego. I
dlatego Oblubieniec przemawia do duszy, by ona
również pospołu z Nim przemawiała do Boga. Pragnie
bowiem, aby dusza podniosła swój glos duchowy ku
Bogu w owej radości, według tego, o co prosi ją
sam Oblubieniec, gdy mówi w Pieśni nad pieśniami:
"Wstań przyjaciółko moja, piękna moja, a przyjdź!
Gołębico moja w rozpadlinach skalnych, w
szczelinie parkanu ukaż mi oblicze twoje, niechaj
głos twój zabrzmi w uszach moich" (2, 13-14).
Przez uszy Boga rozumie się tu Jego
pragnienie, żeby dusza podniosła do Niego ten głos
doskonałej radości. Aby ten głos był doskonały,
żąda Oblubieniec, by go wydała w rozpadlinach
skalnych, czyli we wspomnianym przeobrażeniu
przez Chrystusowe tajemnice. A że w owym
zjednoczeniu miłości dusza uwielbia i sławi Boga w
Nim samym, jak to mówiliśmy o miłości, uwielbienie
to jest więc wysoce doskonałe i mile Bogu,
ponieważ dusza, będąc w stanie doskonałości, czyni
wszystko najdoskonalej. Więc głos jej uwielbienia
jest miły zarówno dla niej, jak i dla Boga. W tej
myśli mówił Oblubieniec: "Głos twój jest
wdzięczny" (Pnp 2, 14) nie tylko dla ciebie, lecz
i dla mnie. Złączona bowiem ze mną wydajesz głos
swój jako śpiew słodkiego słowika dla mnie
i razem ze mną.
10. Takim to głosem śpiewa dusza w owym
przeobrażeniu do jakiego doszła w tym
życiu. Słodycz tego śpiewu jest większa ponad
wszelkie pojęcie. Ponieważ jednak nie jest jeszcze
ten śpiew tak doskonały, jak owa pieśń nowa w
chwale wiekuistej, więc dusza napawając się tym
śpiewem, jaki tu słyszy i przeczuwając w nim
wzniosłość tamtej chwały, bez porównania wyższej,
wspomina o niej i mówi, że to cos, co jej
da, będzie to śpiew słowika. Następnie zaś
dodaje:
Czar łąk lesistych.
11. Jest to owa trzecia łaska, o której
mówi dusza, że otrzyma ją od Oblubieńca. Przez
łąki lesiste, wśród których żyje wielka
różnorodność roślin i zwierząt, rozumie tu dusza
Boga jako Stwórcę wszechrzeczy, jako początek i
źródło wszystkiego. Albowiem daje się tu Bóg duszy
poznać w swej mocy twórczej.
Zaś przez czar tych łąk
lesistych, o który również prosi dusza swego
Oblubieńca na teraz i na wieczność, prosi o
wdzięki, mądrość i piękność, jaką ma od Boga nie
tylko każda rzecz stworzona, ziemska czy
niebieska, lecz także o ową, którą wspólnie tworzą
w mądrym, harmonijnym, wdzięcznym, przyjacielskim
współżyciu, czy to między samymi niższymi, czy też
samymi wyższymi, czy wreszcie między wyższymi i
niższymi. Poznanie tego przynosi duszy wielką
rozkosz i urok. Następuje czwarte
określenie:
Niesie noc zdobną w blask
promieniejący.
12. Tą nocą jest kontemplacja, w której
dusza pragnie poznawać te rzeczy. Nazywa ją
nocą, gdyż kontemplacja jest ciemna, i stąd
określają ją inaczej jako teologię
mistyczną, czyli mądrość Bożą tajemną i
ukrytą, w której bez szmeru słów i bez pomocy
zmysłów cielesnych czy duchowych, w milczeniu i
ukojeniu, w ciemnościach względem wszelkiej rzeczy
naturalnej i zmysłowej naucza Bóg duszę skrycie i
tajemnie. Dusza sama nie pojmuje, w jaki sposób to
się dzieje i dlatego niektórzy mistrzowie duchowni
określają kontemplację jako poznanie bez
poznawania. Poznanie to bowiem nie dokonuje
się w umyśle czynnym jak go nazywa
filozofia, posługującym się formami, fantazją i
wrażeniami władz cielesnych, lecz dokonuje się w
umyśle biernym bez tych wszystkich form
itd., gdzie tylko biernie otrzymuje
poznanie substancjalne, wolne od wszelkiego
obrazu. To poznanie udziela mu się bez
jakiegokolwiek działania z jego strony.
13. Dla tych powodów nazywa dusza kontemplację
nocą. W tej kontemplacji za pośrednictwem
przeobrażenia, do jakiego doszła, poznaje dusza
jeszcze w tym życiu bardzo głęboko ten boski
czar łąk lesistych.
To poznanie, choćby było najwyższe, pozostnie
jednak ciemną nocą w porównaniu z poznaniem
uszczęśliwiającym, o które tu prosi. Prosząc więc
o ową jasną kontempaicję, pragnie radować się
czarem łąk lesistych oraz wszystkimi
rzeczami, które tu wymieniła w nocy zdobnej w
blask promieniejący, tj. w kontemplacji jasnej
i uszczęśliwiającej do tego stopnia, że przestaje
już być nocą kontemplacji ciemnej na ziemi, a
przemienia się w kontemplację jasnego i pogodnego
oglądania Boga w niebie. Słowa więc: w nocy
zdobnej w blask promieniejący oznaczają to
samo, co w kontemplacji już jasnego i pogodnego
widzenia Boga. Stąd Dawid mówi o tej nocy
kontemplacji: "A noc oświeceniem moim w rozkoszach
moich" (Ps 138, 11). Czyli innymi słowy, gdy będę
w mych rozkoszach istotnego widzenia Boga, noc
kontemplacji przemieni się w dzień i w światło
mego umysłu. Następuje piąte określenie:
I żarzy się w niej płomień bez
bólu trawiący.
14. Przez płomień rozumie tu miłość
Ducha Świętego. Trawić zaś oznacza tu to
samo co dopełniać i udoskonalać. Mówi więc
dusza, iż wszystko, o czym wspominała w tej
strofie, ma jej dać Umiłowany, a ona ma posiąść to
z dokonaną i doskonałą miłością, pochłonięta
całkowicie wraz z tym, w doskonałej miłości, która
nie zadaje bólu. Przez to pozwala zrozumieć
całkowitą doskonałość tej miłości. Miłość bowiem
doskonała musi mieć te dwa przymioty: by
strawiła i przeobraziła duszę w Boga tak, by
jej płomienie i przeobrażenie duszy przez ten
płomień nie sprawiały żadnego bólu. Może to
dokonać się jedynie w stanie uszczęśliwienia, tam
bowiem ten płomień jest słodką miłością. Albowiem
w przeobrażeniu duszy w Niego jest pewna równość i
zadowolenie, uszczęśliwiające obie strony. I
dlatego, ponieważ nie ma niezgodności, nie zadaje
już bólu ani mniejszego, ani większego, jak to
czynił przedtem, zanim dusza stała się zdolna do
doskonałej miłości. Po osiągnięciu doskonałej
miłości jest dusza w tak zgodnej i słodkiej
miłości z Bogiem, że chociaż jest On "ogniem
trawiącym", jak mówi Mojżesz (Pwt 4, 24), będzie
dla niej tylko ogniem pochłaniającym i
orzeźwiającym. Przeobrażenie to bowiem nie jest
już tym, jakie dusza miała w życiu ziemskim, które
chociażby było bardzo doskonałe i wytrawne w
miłości, jednak do pewnego stopnia było
trawiące i niszczące. Było ono jak ogień w
rozżarzonym węglu, który chociaż przemienia i
upodabnia węgiel do siebie, bez dymu, jaki
przedtem wydawał, zanim go w siebie przemienił, to
jednak, jakkolwiek go doskonali w ogniu, trawi go
i zamienia w popiół. Podobnie dzieje się w tym
życiu z duszą przeobrażoną w doskonałą miłość.
Chociaż bowiem zachodzi zgodność, dusza odczuwa
jeszcze pewien ból i wyniszczenie. Po
pierwsze, ponieważ błogosławionego
przeobrażenia jeszcze zawsze brakuje w duchu;
po drugie z powodu szkód, jakie odnosi
część zmysłowa, słaba i krucha, nie mogąca znieść
mocy i wzniosłości takiej miłości. Wszystko
bowiem, co wzniosłe, staje się utrapieniem i męką
dla słabości naturalnej. Toteż słusznie napisano:
Corpus quod corrumpitur, aggravat animam;
"Ciało podległe skażeniu, obciąża duszę" (Mdr 9,
15). Dopiero w życiu wiecznym nie będzie dusza
odczuwała żadnej szkody ani żadnego bólu, chociaż
jej poznanie będzie najgłębsze, a jej miłość
niezmierna. Tam bowiem da jej Bóg zdolności i siłę
do jednego i do drugiego, doskonaląc jej
rozum swoją mądrością, a jej wolę swoją miłością.
15. W poprzednich strofach i w tej, którą
objaśnimy, prosiła dusza o jak największe
udzielenie się jej i poznanie Boga. Do tego
potrzebna jej była najmocniejsza i najwyższa
miłość, by mogła kochać według wielkości i
wzniosłości tych udzielań i poznania. Prosi więc
obecnie, by wszystkie one były w tej miłości
dokonanej, doskonalącej i
mocnej. |