Pieśń duchowa Św. Jan
od Krzyża (Jan de Yepes)
Strofa 17
WPROWADZENIE DO NASTĘPNEJ STROFY
1. Dla lepszego zrozumienia strofy następnej
należy zwrócić uwagę, że nieobecność Umiłowanego,
którą dusza odczuwa w stanie zaręczyn
duchowych, sprawia jej wielki ból, czasem tak
wielki, że nie ma cierpienia, które by się mogło z
nim porównać. Dzieje się to dlatego, ponieważ
miłość, jaką dusza płonie ku Bogu w tym czasie,
jest tak wielka i gorąca, a tym samym nieobecność
Umiłowanego sprawia jej bardzo bolesne i głębokie
cierpienia. Dołącza się do tego zmartwienia
wielkie uprzykrzenie, jakie jej zadaje każde
zajęcie się czy obcowanie ze stworzeniami. Będąc
bowiem przejęta gwałtownym, bezmiernym pragnieniem
połączenia się z Bogiem, odczuwa każde zajęcie
jako bardzo ciężkie i przykre; podobnie i kamień
gdy spada z gwałtownym pędem na ziemię, a spotka
na swej drodze jakąś przeszkodę, usiłującą go
zatrzymać w pustej przestrzeni, zderza się z nią z
całą gwałtownością. I tym większe jest natężenie
cierpienia, że dusza zakosztowawszy już słodyczy
nawiedzeń, ceni je ponad wszystko złoto i
piękności (Ps 18, 11). Obawiając się więc być
pozbawioną choćby na moment tej cennej obecności,
rozmawiając wśród oschłości z Duchem swego
Oblubieńca, wypowiada tę oto strofę:
Ustań, wichrze północny, śmiercią
tchnący, A przyjdź ty, południowy, ze
wspomnieniem miłości, Powiej przez mój
ogród, Niech się rozleją w krąg twe
wonności. I będzie się pasł Miły wśród
kwiatów świeżości.
OBJAŚNIENIE
2. Oprócz tego, co zostało powiedziane w
poprzedniej strofie, wstrzymuje duchowa oschłość
duszy również soki słodyczy wewnętrznej, którą
opisywaliśmy powyżej. Dusza, obawiając się tego,
używa przeciw niej w tej strofie dwóch środków.
Pierwszym stara się zabezpieczyć przed
oschłością, zamykając jej drzwi przez ustawiczną
modlitwę i pobożność.
Drugim przyzywa Ducha Świętego, który
kładzie kres tej oschłości duszy, podtrzymuje w
niej i potęguje miłość ku Oblubieńcowi, wzbudza w
jej głębi wewnętrzne akty cnót, a wszystko w tym
celu, by Syn Boży, jej Oblubieniec, któremu
przypodobać się jedynie pragnie, znajdował w niej
coraz większą radość i rozkosz.
Ustań, wichrze północny,
śmiercią tchnący.
3. Mroźny i zimny północny wiatr niszczy
i pozbawia świeżości kwiaty i rośliny lub co
najmniej sprawia, że za jego tchnieniem stulają
korony i zamykają się. A ponieważ oschłość duchowa
i brak odczucia obecności Umiłowanego sprawiają te
same skutki w duszy, która je odczuwa, wysuszając
w niej soczystość, smak i zapach, jakie przedtem
płynęły z cnót i jakimi się nasycała, nazywa je
tchnącym śmiercią wichrem północnym.
Wszystkie bowiem cnoty i afektywne ćwiczenia,
jakie dawniej praktykowała, zostały jakby zmrożone
i dlatego mówi: Ustań wichrze północny śmiercią
tchnący.
Wyraża tu myśl, że oddanie się modlitwie i
ćwiczeniom wewnętrznym może położyć kres tej
oschłości duchowej. Ponieważ jednak w tym stanie,
łaski, których Bóg udziela duszy, są tak
wewnętrzne, że żadnym wysiłkiem swych władz nie
może dusza nadać im działania i w nich smakować,
jeśli duch jej Oblubieńca nie da jej pierwszego
poruszenia miłości, prosi Go o to, mówiąc:
A przyjdź ty, południowy, ze
wspomnieniem miłości.
4. Łagodny i południowy wiatr, który
zowią libijskim, przynosi z sobą ciepło, deszcze i
sprawia, że pod jego tchnieniem wzrastają rośliny
i zioła, otwierają się kielichy kwiatów,
rozlewając wokół zapachy. Wywołuje więc skutki
wręcz przeciwne niż zimny wiatr północny. Mówiąc
więc o tym wietrze ma dusza na myśli Ducha
Świętego, który budzi miłość. Gdy bowiem ten boski
powiew tchnie w duszę, tak ją rozpłomienia całą,
obdarza takim bogactwem darów, ożywia, przypomina
i budzi wolę, podnieca pożądania, które były jakby
osłabione i uśpione dla miłości Bożej, że słusznie
może dusza mówić, iż przypomina wzajemną miłość
jej i Boga. Prosi więc dalej Ducha Świętego o to,
co jest wyrażone w następnym wierszu:
Powiej przez mój ogród.
5. Ogrodem tym jest sama dusza. Jak bowiem
powyżej była nazwana winnicą kwitnącą, gdyż
kwiaty cnót, jakie w niej wyrastają, dają jej wino
pełne słodyczy, tak i tutaj nazywa się ogrodem,
gdyż w niej jest posiadane, rodzi się i
wzrasta to kwiecie doskonałości i cnót, o którym
mówiliśmy. I to jest szczególne, że nie mówi
Oblubienica: wiej w moim ogrodzie, lecz
przez mój ogród. Wielka bowiem jest różnica
między tchnieniem Boga w dusze, a
tchnieniem przez duszę. Tchnienie bowiem
Jego w duszę, to wlanie jej łaski darów i
cnót, a powiew przez duszę, to Boże
dotknięcie i poruszenie cnót i doskonałości, które
ona już posiada i które pod Jego wpływem odnawiają
się i ożywiają tak, iż dają duszy przedziwny
zapach i słodycz. Dzieje się tu podobnie jak z
niektórymi aromatami. Gdy się je porusza,
rozlewają one całe strugi zapachu, który przedtem
nie był tak silny i nie odczuwało się go w takim
stopniu. Dusza bowiem nie zawsze odczuwa w sobie i
cieszy się cnotami, jakie ma nabyte lub wlane,
gdyż w tym życiu, jak to później będziemy mówili,
są one w niej jak kwiaty stulone w pąkach albo jak
wonności zamknięte w naczyniu, których zapach
odczuwa się dopiero wtedy, gdy się otworzy
naczynie i wstrząśnie nimi, jak to już
powiedzieliśmy.
6. Czasami jednak Bóg daje oblubienicy tę
łaskę, że tchnąć swym Boskim Duchem przez
jej ogród kwitnący, otwiera wszystkie pączki cnót,
odkrywa wszystkie aromaty darów, doskonałości i
bogactwa duszy, a okazując jej skarby i
wartość wewnętrzną, odsłania całe jej piękno. I
wtedy jest dla niej niewymownym szczęściem widzieć
i słodko kosztować bogactw tych jej darów, które
się jej ukazują, piękności tych kwiatów cnót,
które są przed nią otwarte i słodyczy tego
zapachu, który jej każdą z osobna według swej
właściwości daje.
To właśnie nazywa jakby płynną strugą wonności,
płynącą przez ogród, gdy mówi w następnym wierszu:
Niech się rozleją w krąg twe
wonności.
7. Są one bowiem niekiedy w takiej obfitości,
że dusza widzi się cała okryta rozkoszami i
zanurzona w niewymownej chwale, tak że nie tylko
odczuwa je sama w sobie, lecz jej pełność rozlewa
się na zewnątrz. Wszyscy też, którzy się jej
bliżej przypatrzą, odczuwają to również i wydaje
się im ta dusza ogrodem zacisznym, pełnym rozkoszy
i bogactw Bożych. A można to zauważyć w tych
świętych duszach nie tylko wtedy, gdy te ich
kwiaty są otwarte, lecz zawsze mają one w sobie
coś majestatycznego i pełnego godności, co wzbudza
uwagę i szacunek innych. Jest to skutkiem tej
nadprzyrodzoności, która zlewa się w duszę
przestającą tak blisko i zażyłe z Bogiem. Wskazuje
na to Księga Wyjścia, mówiąc o Mojżeszu, że
Izraelici nie mogli patrzeć na jego oblicze (34,
30) z powodu blasku i chwały, które je opromieniły
w tak bliskim przestawaniu z Bogiem.
8. W tym tchnieniu Ducha Świętego przez
duszę, które jest Jego nawiedzeniem, Syn Boży, jej
Oblubieniec, podnosi ją do wysokiego zjednoczenia
się z sobą. Dlatego też najpierw posyła jej
swojego Ducha, jak Apostołom, który jako Jego
Poprzednik, przygotowuje Mu gościnę w duszy
oblubienicy, podnosi ją do rozkoszy, ogród jej
stawia w całej krasie, odchyla kielichy kwiatów
przez ukazanie swych darów, zdobi ją kobiercami
swych łask i bogactw. Z całą gorącością pragnie
więc dusza tego wszystkiego, mianowicie, by
ustał już północny mroźny wiatr, a przyszedł
łagodny zefir z południa i niósł swe tchnienie
przez jej ogród, gdyż zawierają się w tym
rozliczne dary. Pragnie radować się pełnym
szczęścia ćwiczeniem cnót, a przez to uradować
Umiłowanego, gdyż za ich pośrednictwem łączy się
On z nią jeszcze ściślejszym węzłem miłości i daje
jej, jak już mówiliśmy, jeszcze większe łaski niż
przedtem. Pragnie, by jej Umiłowany coraz większą
znajdował w niej przyjemność przez te akty cnót,
gdyż radość jej Oblubieńca i ją coraz bardziej
uszczęśliwia. Pragnie również, by zawsze miała ten
smak i słodycze cnót, które ją napełniają w czasie
gdy Oblubieniec przebywa w niej tą szczególną
obecnością, by Mu mogła podać słodycz cnót, tak
jak to w Pieśni nad pieśniami wyraża oblubienica:
"Podczas gdy król był w pokoju swoim - tj. w duszy
- nard mój wydał wonność swoją" (1,11). Przez nard
kwitnący rozumie tu samą duszę, która z kwiatów
swych cnót wydaje wonność dla Umiłowanego,
przebywającego w niej w tym szczególnym
zjednoczeniu.
9. Powinna więc każda dusza pragnąć usilnie
tego tchnienia Ducha Świętego i prosić, aby
wiał swym tchnieniem przez jej ogród, by się
rozlewały w niej Boże zapachy. I oblubienica z
Pieśni nad pieśniami, widząc jak ten powiew jest
potrzebny, jaką chwałę i szczęście daje duszy,
prosiła o niego w podobnych jak tu słowach:
"Wstań, wietrze północny, a przyjdź, wietrze z
południa, przewiej ogród mój, a niech płyną
wonności jego" (4,16). Dusza pragnie tego
wszystkiego nie dla rozkoszy i chwały, jaka stąd
dla niej wypływa, lecz dlatego, że Oblubieniec jej
znajduje w tym upodobanie i że jest to
przygotowaniem i zaproszeniem, by Syn Boży
przyszedł się w niej rozkoszować. Wyraża to w
następnym wierszu:
I będzie się pasł Miły wśród
kwiatów świeżości.
10. Tę rozkosz, jaką Syn Boży znajduje w duszy
będącej w tym stanie, określa tu ona przez słowo
pasza i tłumaczy przez to bardzo dobrze
myśl, że pasza czy pokarm nie tylko daje smak,
lecz także utrzymuje życie. Tak i Syn Boży
rozkoszuje się w duszy tymi jej rozkoszami i
utrzymuje w niej swe życie, tj. przebywa w niej
jako w miejscu, gdzie znajduje pełną rozkosz, gdyż
to miejsce również się w Nim rozkoszuje. To
właśnie chciał On sam wyrazić przez usta Salomona
w Księdze Przypowieści: "Rozkoszą moją być z
synami człowieczymi" (8, 31), lecz wtedy gdy i oni
znajdują rozkosze w przebywaniu ze Mną, który
jestem Synem Bożym.
I należy zauważyć, że nie mówi tu dusza:
będzie się pasł Miły mymi kwiatami, lecz
wśród kwiatów, ponieważ, jak pragnęła, by
udzielanie się Jego, tj. Oblubieńca, dokonało się
w niej samej za pośrednictwem wspomnianej ślubnej
wyprawy cnót, tak też wynika stąd, że pokarmem
Jego jest sama dusza, którą przeobraża w siebie,
gdy już jest przygotowana i przyprawiona
wspomnianymi kwiatami cnót, darów i doskonałości,
które stanowią przyprawę, z jaką i w jakiej ją
spożywa. Te wszytkie doskonałości, za
pośrednictwem wspomnianego już Poprzednika duszy,
dają Synowi Bożemu smak i słodycz w duszy, aby
przez to tym więcej nasycał się jej miłością. Jest
bowiem zwyczajem Oblubieńca, że wśród zapachu tych
kwiatów łączy się z duszą; to jest warunek z Jego
strony. Wskazuje na to wyrażenie oblubienicy z
Pieśni nad pieśniami: "Miły mój zstąpił do ogrodu
swego, do grządki wonnych ziół, aby się paść w
ogrodach i lilie zbierać" (6,1). I zaraz znowu
powtarza: "Ja dla Miłego mego, a dla mnie Miły
mój, który się pasie między liliami" (tamże, 6,
2), czyli innymi słowy, pasie się i rozkoszuje w
mej duszy, która jest Jego ogrodem, pomiędzy
liliami mych cnót i
wdzięków. |