Pieśń duchowa
Św. Jan od Krzyża (Jan de Yepes)

Strofa 11

WPROWADZENIE DO NASTĘPNEJ STROFY

1. Trzeba jednak wiedzieć, że miłujący Oblubieniec dusz nie może patrzeć długo na ich cierpienie w osamotnieniu, jak np. tej, o której tu mowa. Ból ich i skargi "dotykają źrenicy oka Jego", jak sam mówi przez proroka Zachariasza (2, 8), zwłaszcza, że cierpienia tych dusz, tak jak i tej, pochodzą z Jego miłości. Wskazuje na to, gdy mówi przez Izajasza: "Pierwej, nim zawołają, ja wysłucham; jeszcze oni mówić będą, a ja usłyszę" (65, 24). A Mędrzec mówi, że "jeśli dusza szukać będzie Boga jak pieniędzy", znajdzie Go (Prz 2, 4).

Toteż tej duszy rozmiłowanej, szukającej Go z większą żądzą niż żądza pieniędzy i która wyzbyła się dlań wszystkiego, nawet siebie samej, zdaje się, że na tak usilne prośby daje jej Bóg zakosztować nieco swej obecności duchowej, w której ukazuje jej głębokie odbicia swej boskości i piękności, a tym samym powiększa jeszcze jej żarliwość i pragnienie zobaczenia Go.

Tak bowiem jak zwykło się skraplać wodą ognisko kuźni, aby tym więcej się rozpalał i potęgował jego żar, tak czyni i Bóg z niektórymi duszami, które żyją jakby w uciszeniu miłości. Ukazuje im nieco blasku swej wielkości, by gorliwość ich bardziej rozpalić i lepiej je przygotować na przyjęcie łask, jakich im chce udzielić.

Tutaj więc, gdy dusza ujrzała i odczuła w tej ciemnej obecności ukrywające się owo najwyższe dobro i piękno, umierając z pragnienia, by je ujrzeć, wypowiada następującą strofę.

Odsłoń przede mną obecność Twoją
I zadaj śmierć widokiem Twej boskiej piękności!
Wszak wiesz, że nic nie ukoi
Cierpień zadanych grotami miłości,
Tylko obecność Twoja, widok Twej istności!

OBJAŚNIENIE

2. Dusza pragnąca zagubić się w wielkości swego Boga, którego miłość owładnęła i zraniła jej serce, nie mogąc już znieść udręki, błaga Go w tej strofie już nawet wprost, by odsłonił jej i ukazał swą piękność, czyli swą boską istotę. Prosi, aby tym widokiem zadał jej śmierć i odłączył ją od ciała, w którym pozostając nie może Go widzieć ni radować się Nim tak, jak tego pragnie. W tym celu przedstawia Mu boleść i udręki swego trawionego miłością serca, którego nic ukoić nie może, tylko widok boskiej Jego istoty. Prosi zatem:

Odsłoń przede mną obecność Twoją.

3. Dla zrozumienia tego należy zaznaczyć, że Bóg w potrójny sposób może przebywać w duszach.

Pierwsza obecność jest przez Jego istotę, przez którą przebywa On we wszystkich duszach nie tylko dobrych i świętych, lecz również w złych i grzesznych, podobnie jak jest we wszystkich stworzeniach. Przez tę obecność daje im życie i byt, gdyby zaś ją usunął, wszystkie stworzenia obróciłyby się w nicość i przestałyby istnieć. Tej obecności nie brak nigdy w duszy.

Drugim rodzajem obecności jest obecność przez łaskę, przez którą Bóg mieszka w duszy, podobając sobie w niej i będąc z niej zadowolony. Przez tę obecność nie wszyscy posiadają Boga, gdyż ci, co popadli w grzech śmiertelny, utracili Go i dusza nie może wiedzieć w sposób naturalny, czy go posiada.

Trzecia obecność, to obecność przez odczucie duchowe. Wiele bowiem dusz pobożnych nawiedza On swą szczególną obecnością, w różnych przeżyciach duchowych, przez które je orzeźwia, napełnia rozkoszą i uwesela.

Lecz te duchowe obecności, podobnie jak i tamte, są przysłonięte, gdyż z powodu trwania życia doczesnego Bóg nie ukazuje się takim, jakim jest w swej istocie. I dlatego do każdej z tych obecności stosuje się powyższy wiersz: Odsłoń przede mną obecność Twoją.

4. W tej świadomości, że Bóg jest w duszy co najmniej owym pierwszym sposobem, nie prosi dusza o Jego obecność, lecz by odsłonił tę obecność, jaka jest w niej ukryta; czy to będzie obecność naturalna, czy duchowa, czy też uczuciowa. Niech ją odkryje do tego stopnia, by mogła Go ujrzeć w Jego boskim bycie i piękności. I tak, jak istotowa obecność Boga daje duszy byt naturalny, zaś Jego obecność przez łaskę udoskonala ją, tak również pragnie, by ją uwielbił objawieniem swojej chwały.

Ponieważ zaś ta dusza jest rozpalona żarem i odczuciem miłości Bożej, trzeba rozumieć, że obecność, o której odsłonięcie prosi tu Umiłowanego, odnosi się przede wszystkim do obecności odczuciowej, jakiej Umiłowany już udzielił duszy kiedy indziej. Obecność ta była tak wzniosła, że duszy wydawało się i odczuwała to, iż jest w niej ukryty nieskończony byt, z którego Bóg udziela jej słabych tylko promieni swej boskiej piękności. Te przebłyski takie skutki sprawiły w duszy, że pragnie ona i omdlewa z pragnienia ujrzenia tego, co ukrywa się w owej obecności. Jest to pragnienie podobne temu, o którym mówi Dawid: "Żąda i ustaje dusza moja do przedsieni Pańskich" (Ps 83, 1).

Omdlewa wtedy dusza, pragnąc zanurzyć się w tym dobru najwyższym, które odczuwa jako tam obecne i ukryte. A chociaż jest ukryte, najwyraźniej przeczuwa, jakie tam dobro i rozkosze się mieszczą. W rezultacie dusza jest pociągana i porywana przez to dobro z większą siłą niż jakakolwiek rzecz naturalna przez prawo ciążenia ku centrum. Nie mogąc więc stłumić w sobie tego porywu i wewnętrznego pożądania, woła: Odsłoń przede mną obecność Twoją.

5. Ten stan przeżywał Mojżesz na górze Synaj, gdzie obcując z Bogiem, miał tak wzniosłe i głębokie widzenia ukrytych doskonałości i piękności Bożych, że nie mogąc znieść tego, po dwakroć prosił Boga, by mu odkrył swą chwałę: "Tyś powiedział: Znam cię po imieniu i znalazłeś łaskę przede mną. Jeślim tedy znalazł łaskę przed obliczem Twoim, ukaż mi twarz Twoją, żebym Cię poznał i znalazł łaskę przed oczyma Twoimi" (Wj 33, 12-13), czyli abym dostąpił doskonałego miłowania chwały Bożej. Lecz Pan, odpowiadając mu, rzekł: "Nie będziesz mógł widzieć oblicza mego: nie może bowiem człowiek ujrzeć mnie i żyw pozostać" (tamże, 33, 20). Czyli innymi słowy: Zbyt wysokich rzeczy żądasz Mojżeszu, gdyż taka jest piękność mego oblicza i taka rozkosz oglądania mojej istoty, że nie może go znieść dusza w tym słabym życiu ziemskim.

Dusza więc pouczona o tej prawdzie, bądź z odpowiedzi jaką Bóg dał Mojżeszowi, bądź z tego, co odczuwała jako ukryte w obecności Bożej, wie, jak już mówiliśmy, że dopóki żyje, nie może ujrzeć Go w całej piękności. Jeden bowiem przebłysk jej sprawia, że dusza omdlewa. Uprzedza zatem odpowiedź, którą by mogła otrzymać, tak jak Mojżesz, i mówi:

I zadaj śmierć widokiem Twej boskiej piękności.

6. Znaczy to: gdy tak wielką jest rozkosz oglądania Twego bytu i piękna, że nie może znieść jej dusza moja i muszę umrzeć, skoro ją zobaczę, zadaj mi śmierć widokiem Twej piękności.

7. Dwa spojrzenia zabijają człowieka swą siłą i skutecznością, których znieść nie może: spojrzenie bazyliszka, o którym mówią, że natychmiast zabija, i drugie, to spojrzenie Boga. Lecz przyczyny są wprost przeciwne. Bazyliszek zabija okiem pełnym jadu, Bóg zaś bezmiarem zbawienia i szczęściem chwały.

Dlatego dusza nie czyni żadnej ofiary, pragnąc umrzeć na widok Bożej piękności, by się nią radować na zawsze. Gdyby bowiem przeczuła choć odrobinę z majestatu i piękna Boga, pragnęłaby nie jeden raz umrzeć, by Go zawsze oglądać, jak tu pragnie. Poniosłaby nawet z radością tysiące najboleśniejszych śmierci, by Go ujrzeć na jeden moment, a ujrzawszy chciałaby jeszcze więcej cierpieć, by Go znów powtórnie ujrzeć.

8. Dla lepszego zrozumienia tego wiersza trzeba zwrócić uwagę, że dusza pragnąc, by jej Bóg zadał śmierć widokiem swej piękności, czyni to warunkowo i dlatego tylko, iż czuje, że inaczej nie może Go ujrzeć. Bo gdyby bez tego mogła Go widzieć, nie prosiłaby o śmierć, gdyż pragnienie śmierci jest niedoskonałością naturalną. Ponieważ jednak widzi, że to życie w śmiertelnym ciele nie może się pogodzić z życiem nieśmiertelnym w Bogu, prosi: zabij mnie itd.

9. Te prawdy tłumaczy św. Paweł, mówiąc w liście do Koryntian: "Nie pragniemy być zwleczeni, ale przyobleczeni, aby to, co śmiertelne, wchłonięte było przez życie" (2 Kor 5, 4), czyli innymi słowy: Nie pragniemy być zwleczeni z ciała, lecz przyobleczeni chwałą. Gdy jednak poznał, że nie może być równocześnie w wiecznej chwale i w ciele, mówił w liście do Filipian, iż pragnie "rozstać się z tym życiem, a być z Chrystusem" (1, 23).

Nasuwa się tu pewna wątpliwość. Dlaczego ta dusza chce ujrzeć Boga, by umrzeć, gdy synowie Izraela w Starym Testamencie uciekali i bali się ujrzeć oblicze Boga, by nie spotkała ich śmierć? To bowiem mówił Manue do swej żony (Sdz 13, 22). Było tak dla dwóch przyczyn. Pierwsza, że w owym czasie, chociaż umierali oni w łasce Boga, nie mogli Go jednak oglądać, dopóki nie przyszedł Chrystus. Dlatego lepiej dla nich było spędzać dni na ziemi, powiększać zasługi i radować się życiem naturalnym, niż przebywać w otchłaniach, bez możności zdobywania zasług, znosząc równocześnie mroki i duchową nieobecność Boga. Dla tej też przyczyny poczytywano sobie wówczas długie życie za wielkie dobrodziejstwo Boże.

10. Druga przyczyna jest ze strony miłości. Ponieważ nie kochali oni z taką siłą, nie będąc zranieni miłością Boga, więc bali się Jego oblicza, by nie umrzeć. Lecz teraz, w Prawie laski, gdy dusza uwolniwszy się z ciała może zaraz ujrzeć Boga, lepiej jest pragnąć krótkiego życia i śmierci, by Go oglądać już na zawsze. A choćby i tego nie było, jeśli dusza kocha Boga tak gorąco jak ta, o której tu mowa, nie lęka się śmierci na Jego widok. Prawdziwa bowiem miłość przyjmuje z równą pogodą i zadowoleniem wszystko, co jej zsyła Umiłowany, czy to radość i rozkosz, przeciwności, nawet cierpienia, czy pomyślność. "Miłość doskonała wypłasza bojaźń", mówi św. Jan (1 J 4, 18).

Nie jest gorzka śmierć dla duszy kochającej, gdyż znajdzie w niej wszystkie słodycze i rozkosze miłości. Nie może być smutne wspomnienie śmierci, gdyż ona łączy się z radością. Nie może ona być ciężka i bolesna, gdyż właśnie jest kresem wszelkich ciężarów i bólów, a początkiem pełnego szczęścia. Dusza zatem uważa śmierć za przyjaciółkę i oblubienicę, a na jej wspomnienie cieszy się jak na dzień swych zaślubin i wesela. Goręcej jej też pragnie niż królowie swej potęgi i władzy.

O szczęściu tej śmierci mówi Mędrzec: "O śmierci! dobry jest sąd twój dla człowieka ubogiego" (Syr 41, 3). Jeśli więc dla człowieka, któremu brak rzeczy ziemskich, sąd śmierci jest dobry, chociaż ona nie tylko mu nic nie daje z rzeczy ziemskich, lecz pozbawia go wszystkich, o ileż lepszy będzie jej sąd dla duszy, która jak tutaj, pragnie tylko miłości i prosi o miłość coraz większą; sąd, który nie tylko nie pozbawi jej tego, co posiada, lecz przeciwnie, stanie się przyczyną dopełnienia miłości, jakiej pragnęła, oraz zaspokojenia wszystkich jej potrzeb. Jest to więc dostateczna przyczyna, dla której dusza ośmiela się prosić bez lęku: zadaj śmierć widokiem Twej boskiej piękności. Wie bowiem, że w tym momencie, gdy ją ujrzy, będzie cała porwana do samej piękności, wchłonięta w samą piękność, i w samą piękność przeobrażona tak, że będzie piękna jak sama piękność, obfitująca i ubogacona jak sama piękność.

Dlatego Dawid mówi: "Droga przed oblicznością Pańską śmierć świętych Jego" (Ps 115, 15). A nie byłoby tak, gdyby święci nie mogli uczestniczyć w Jego wielkościach, gdyż wobec Boga nie ma nic kosztownego, tylko On sam. Tą nadzieją ożywiona kochająca dusza nie lęka się śmierci, owszem, pragnie jej. Grzesznik natomiast czuje ciągłą trwogę przed śmiercią. Przeczuwa bowiem, że ona nie tylko pozbawi go wszystkich dóbr, ale sprowadzi na niego całe zło. Dlatego też mówi Dawid: "Śmierć grzeszników najgorsza" (Ps 33, 22). A pamięć o niej jest dla nich "jakże gorzka", dodaje Mędrzec (Syr 41,1). Kto bardzo kocha życie ziemskie, a mało ceni życie przyszłe, z konieczności musi odczuwać strach przed śmiercią.

Lecz dusza kochająca Boga żyje raczej w życiu wiecznym niż doczesnym, gdyż więcej żyje tam, gdzie miłuje, niż tam, gdzie żyje. Dlatego też mało ceni życie doczesne, prosząc: zadaj mi śmierć widokiem itd.

Wszak wiesz, że nic nie ukoi
Cierpień zadanych grotami miłości,
Tylko obecność Twoja, widok twej istności!

11. Przyczyna, dla której na niemoc miłości nie ma innego lekarstwa prócz samej obecności i osoby Umiłowanego, jak tu powiedziano, jest ta, że boleść miłości, całkowicie różna od wszystkich innych chorób, wymaga też innych lekarstw. W innych chorobach, według zdrowej filozofii, przeciwieństwa leczy się przeciwieństwami. Lecz miłość leczy się tylko rzeczami zgodnymi z miłością.

Dzieje się zaś tak dlatego, że zdrowiem duszy jest miłość Boża i gdy nie posiada ona pełni tej miłości, nie ma zupełnego zdrowia, jest chora. Choroba bowiem to brak zdrowia i dusza, która nie ma w sobie nic z miłości, jest umarła; gdy ma odrobinę tej miłości, jest żywa, lecz bardzo osłabiona i chora. I dopiero stopniowo, gdy miłość jej się zwiększa, odzyskuje siły. Gdy zaś osiągnie pełnię miłości, wtedy będzie się cieszyła zupełnym zdrowiem.

12. Miłość może być doskonała dopiero wówczas, gdy kochający się dojdą do takiej jedności, że się przemieniają niejako jeden w drugiego; wtedy dopiero miłość jest całkowicie zdrowa. A ponieważ tutaj dusza odczuwa tylko niejaki odblask miłości, jakim jest boleść, o której tu mówi, pragnie stać się podobną do postaci, której jest odblaskiem, tj. do Oblubieńca-Słowa, Syna Bożego, będącego, jak mówi św. Paweł, "jasnością chwały i odbiciem Jego istoty" (Hbr 1,3). Tę postać ma więc dusza na myśli i w nią się pragnie zmienić przez miłość, gdy mówi: wiesz, że nic nie ukoi cierpień zadanych grotami miłości, tylko obecność Twoja, widok Twej istności!

13. Miłość niedoskonałą słusznie można nazwać chorobą, jak bowiem chory nie ma sił do pracy, tak również dusza o małej miłości jest za słaba, by pełnić dzieła cnót heroicznych.

14. Również i dlatego można ją tak nazwać, że kto odczuwa tę chorobę, czyli ten brak miłości, dowodzi, że ma nieco miłości. Przez to bowiem, co posiada, widzi, czego mu jeszcze brakuje. Kto zaś nie odczuwa tego braku, wykazuje tym samym, że albo nie ma żadnej miłości, albo że już jest w niej doskonały.

All rights reserved. Publication or distribution of any content from this site is possible only with our permission
© Krakowska Prowincja Karmelitów Bosych 1998-