Pieśń duchowa Św. Jan
od Krzyża (Jan de Yepes)
Strofa 9
WPROWADZENIE DO NASTĘPNEJ STROFY
1. Jeleń zraniony zatrutą strzałą nie odpoczywa
ani się nie uspokoi, lecz biega w różne strony
szukając lekarstwa. Zanurza się raz w tę, drugi
raz w inną wodę, lecz zawsze, mimo tych zabiegów i
lekarstw, jakie bierze, siła trucizny coraz
bardziej się potęguje, aż dochodząc do serca
zabija go. Podobnie również i dusza zraniona
strzałą miłości, o jakiej mówimy, nie zaprzestaje
szukać lekarstwa na swój ból. Nie tylko jednak nie
znajduje go, lecz wszystko, co mówi i czyni
powiększa jeszcze jej ból. Poznaje wreszcie, że
nie ma innego sposobu tylko oddać się w ręce Tego,
który ją zranił, by uwolnił ją od cierpień i zadał
jej śmierć nadmiarem miłości. Zwraca się zatem do
swego Oblubieńca, będącego sprawcą wszystkich
męczarni i mówi w następnej strofie:
Dlaczego, gdy rozdarłeś miłością Me
serce, nie dasz balsamu tej ranie? I gdyś
mnie porwał, Czemuś mnie znowu zostawił? I
nie bierzesz zdobyczy w swoje
posiadanie?
OBJAŚNIENIE
2. Zwraca się dusza w tej strofie do swego
Umiłowanego i wiedzie z Nim rozmowę, skarżąc się
wciąż na swój ból. Albowiem ta niecierpliwa
miłość, jaka ją trawi, nie daje najmniejszego
spoczynku ni wytchnienia, wzmaga wciąż pragnienie,
dopóki nie znajdzie ukojenia. Widząc się zatem
zranioną i opuszczoną, i nie mając u nikogo
oparcia ni ukojenia, prócz Umiłowanego, który ją
zranił, czyni Mu miłosne wyrzuty: gdy zranił jej
serce miłością, dawszy jej poznać siebie, czemu
nie uleczy tej rany widokiem obecności swojej? I
gdy zabrał to serce całkowicie w swoje posiadanie
przez miłość, jaka nim zawładnęła i wyrwał je spod
jej panowania, dlaczego je tak pozostawia, wyrwane
spod jej władzy? Wszak ten, kto kocha, nie ma
swojego serca, gdyż je oddał Umiłowanemu. Dlaczego
nie umieścił go w swoim sercu, przywłaszczając je
sobie przez całkowite i doskonałe przeobrażenie
miłości w chwale? Mówi więc:
Dlaczego, gdy rozdarłeś
miłością Me serce, nie dasz balsamu tej
ranie?
3. Nie skarży się, że ją zranił, bo kochający
im głębsze otrzymuje rany miłości, tym większą ma
zapłatę. Lecz skarży się, że zraniwszy jej serce,
nie uleczył go przez położenie kresu jej życiu.
Rany bowiem miłości są tak słodkie i pełne takiej
rozkoszy, że jeśli nie zadają śmierci, nie mogą
duszy zadowolić. Tak są słodkie, że chciałaby, aby
ją raniły aż do zabicia i dlatego pyta:
Dlaczego, gdy rozdarłeś miłością me serce, nie
dasz balsamu tej ranie? Czyli innymi słowy:
zraniwszy to serce tak głęboko, czemu nie leczysz
go, zabijając je miłością? Jesteś przyczyną
uzdrowienia przez śmierć z miłości! W ten sposób
serce zranione bólem z powodu Twej nieobecności,
ozdrowieje dzięki rozkoszy i chwale Twej słodkiej
obecności. I mówi dalej:
I gdyś mnie porwał, Czemuś
mnie znowu zostawił?
4. Porwać coś, to znaczy pozbawić
dotychczasowego pana władzy nad tą rzeczą i
przyswoić ją sobie. Skarży się więc dusza
Umiłowanemu, że porwawszy jej serce przez miłość,
pozbawiwszy ją nad nim władzy i posiadania,
pozostawia ją w takim stanie, nie biorąc go
naprawdę na swą własność i nie przyswajając, jak
to czyni złodziej ze swą zdobyczą, którą unosi z
sobą.
5. O tym, kto kocha, mówimy, że ma serce
skradzione lub zagrabione przez tego, którego
kocha, gdyż serce jego jest poza nim w tym, co
kocha, a tak nie ma go już dla siebie, tylko dla
umiłowanego. Stąd też łatwo poznać, czy dusza
miłuje Boga prawdziwie, czy tylko pozornie. Gdy
jej miłość jest prawdziwa, nie ma serca dla
siebie, nie szuka swych upodobań i korzyści, lecz
jedynie czci i chwały Bożej i Jego upodobania. Im
więcej zaś dla siebie ma serca, tym mniej ma go
dla Boga.
6. By się przekonać, czy Bóg rzeczywiście
porwał czyjeś serce, należy zważyć dwie rzeczy:
czy tęskni ono jedynie za Bogiem i czy nie szuka
zadowolenia w czym innym, jak tylko w samym Bogu.
Tak bowiem czyni dusza, o której tu mowa. Powodem
tego jest, że serce człowiecze nie może zaznać
spoczynku i pokoju bez posiadania czegoś. Jeśli
zaś skłania się do czegoś uczuciowo, wtedy już,
jak powiedzieliśmy, ani siebie, ani niczego innego
nie posiada. I dopóki nie posiędzie całkowicie
przedmiotu swej miłości, tyle ma utrudzenia, ile
doznaje braku; a gdy Go w końcu posiędzie,
zaspokoi się. Dusza w tym stanie jest jak puste
naczynie, czekające napełnienia, jak głodny
szukający pokarmu, jak chory wzdychający za
zdrowiem, jak człowiek wiszący w powietrzu i nie
mający punktu oparcia. Takim jest serce bardzo
rozmiłowane. Dlatego tutaj dusza, wiedząc to z
własnego doświadczenia, skarży się: Dlaczego je
tak zostawiłeś? tj. puste, zgłodniałe,
samotne, zranione miłością, cierpiące, zawieszone
jakby w powietrzu.
I nie bierzesz zdobyczy w swoje
posiadanie?
7. Innymi słowy: Czemu nie bierzesz tego serca,
któreś zdobył przez miłość, aby je napełnić,
nasycić, złączyć się z nim, uzdrowić je, dać mu
oparcie i pełne odpocznienie w Tobie?
Dusza rozmiłowana, chociaż oddała się cała
Umiłowanemu, nie może jednak nie żądać tej zapłaty
miłości, za którą Mu oddaje swą służbę. Byłoby to
bowiem znakiem, że miłość jej nie jest prawdziwa.
Nagrodą bowiem i zapłatą za miłość nie jest co
innego i nie innej też rzeczy dusza żąda, jak
tylko miłości, coraz większej miłości, by mogła
dojść do jej pełni. Za miłość płaci się tylko
miłością! Tłumaczy to prorok Job, gdy wyrażając te
same udręki i pragnienia, jakie tu dusza odczuwa,
mówi: "Jak niewolnik pragnie cienia i jak najemnik
czeka końca pracy swojej, tak i ja miałem miesiące
rozczarowania i noce pracowite obliczałem sobie.
Jeśli zasnę, rzeknę: Kiedyż wstanę? I znowu będę
czekał wieczora i będę napełniony boleściami aż do
zmroku" (7, 2-4).
Tak więc i dusza płonąca miłością Bożą pragnie
pełni i doskonałości tej miłości, aby znaleźć w
niej słodkie odświeżenie, jak sługa uznojony
upałem i pracą pragnie go w chłodnym cieniu. I jak
najemnik wygląda końca swej pracy, tak i dusza
oczekuje końca swojej. Dla jaśniejszego
zrozumienia tego należy zaznaczyć, że prorok Job
nie mówi, że najemnik oczekuje końca swego znoju,
tylko końca swojej pracy. Dusza rozmiłowana
również nie pragnie kresu swych trudów, jeno końca
swego dzieła. Tym dziełem jest miłość i pragnie
ona dokonania i kresu tego dzieła w pełnej i
doskonałej miłości.
Boga. Dopóki tego nie osiągnie, znajduje się w
tym stanie, jaki w powyższych słowach określił
Job. Przeżywa dni i miesiące rozczarowania i liczy
noce pracowite i długie. To wszystko, cośmy
powiedzieli, wskazuje nam, jak dusza prawdziwie
kochająca Boga nie żąda i nie pragnie innej
nagrody za swą służbę, jak tylko doskonałej Jego
miłości. |