Droga na Górę Karmel
Św. Jan od Krzyża (Jan de Yepes)
Księga druga
Rozdział 18
Mówi o szkodach, jakie niektórzy mistrzowie
życia duchowego mogą wyrządzić duszom przez
niewłaściwe kierownictwo, odnośnie do wspomnianych
wizji. Wskazuje, że choćby wizje te pochodziły od
Boga, mogą jednak w błąd wprowadzić.
1. W przedmiocie wizji nie możemy się tak
ograniczyć, jakbyśmy chcieli, jest to bowiem
zagadnienie bardzo obszerne. Chociaż więc
powiedzieliśmy co najważniejsze, aby oświecić
człowieka duchowego, jak powinien się właściwie
zachować wobec wymienionych widzeń, a kierownika,
jakim sposobem ma prowadzić ucznia, to jednak nie
będzie zbyteczne wejść w szczegóły tej nauki i
rzucić więcej światła na szkody, które mogą
wypływać tak dla osób duchowych, jak i dla
kierowników, gdy nazbyt wierzą tym widzeniom,
chociażby pochodziły od Boga.
2. Zatrzymuję się nad tym przedmiotem, bo wiem,
jak małe jest zrozumienie tych rzeczy u wielu
mistrzów duchowych. Upewniając się bowiem co do
tych zjawisk nadprzyrodzonych w przeświadczeniu,
że są dobre i pochodzące od Boga, doszli sami i
innych przywiedli do wielkich błędów i powikłań.
Wypełniają się na nich słowa naszego Pana: Si
caecus caeco ducatum praestet, ambo in foveam
cadunt; "A jeśliby ślepy ślepego wiódł, obaj w
dół wpadają".
Nie mówi wpadną, lecz "wpadają", gdyż
nie potrzeba szczególnego jakiegoś potknięcia się,
żeby upadli. Samo bowiem powierzenie się jednego
drugiemu jest już błędem, przez który upadają.
Niektórzy z tych mistrzów w taki sposób kierują
duszami doświadczającymi tych rzeczy, że albo je
przyprawiają o błędy, albo zbytnio obciążają, albo
też nie prowadzą ich drogą pokory. Pozwalają im
też zatrzymywać się nad tymi zjawiskami. Z tego
powodu dusze te nie postępują w czystym i
doskonałym duchu wiary. Nieraz przez zbytnie
zatrzymywanie się w tym przedmiocie nie umacniają
oni w duszach wiary. Dają im natomiast odczuć, że
jest to wielkie dobro i rzecz wielkiej wagi, a tym
samym wpajają w nie to przekonanie, pozostawiając
dusze pod wpływem tych zjawisk nadprzyrodzonych
nie utwierdzone w wierze, nie ogołocone, nie
opróżnione i nie oczyszczone z tych rzeczy, w
rezultacie niezdolne, by wzlecieć do wyżyn ciemnej
wiary. Wszystko to pochodzi ze sposobu
wypowiadania się o tych zjawiskach, które dusza
napotyka u swego kierownika. I mimo woli przejmuje
się [z łatwością jego wpływem i uznaniem],
odwracając oczy od głębin wiary.
3. Przyczyna tej łatwości wpływu leży w wielkim
zaabsorbowaniu duszy tymi rzeczami, które jako
zmysłowe w naturalny sposób ją pociągają. Gdy więc
dusza jest już zwabiona i przychylnie usposobiona
do wrażeń szczegółowych i zmysłowych, wystarczy,
że zauważy u swego spowiednika czy innej osoby
pewne uznanie i cenienie tych zjawisk, a już nie
tylko przejmuje się nimi, lecz nadto budzi się w
niej ich pożądanie. Poczyna się nimi nasycać,
pragnąć ich i starać się o nie.
Stąd biorą początek liczne niedoskonałości.
Dusza traci pokorę, sądząc bowiem, że te zjawiska
to coś wielkiego, że posiada wielkie dobro, że Bóg
zwraca na nią szczególną uwagę, jest zadowolona i
zadufana w sobie. A ponieważ to wszystko
sprzeciwia się pokorze, więc i diabeł zaczyna to
potęgować i skrycie poddawać jej myśli dotyczące
innych: czy oni doznają takich rzeczy i czy są
podobni do niej? To zaś sprzeciwia się świętej
prostocie i duchowej samotności.
4. Jeżeli się nie zaprze tych zjawisk, to
oprócz tych szkód i braku wzrostu w wierze,
zdarzają się jeszcze inne subtelniejsze szkody,
które chociażby nie były tak namacalne, tak łatwe
do rozpoznania, jak powyższe, są jeszcze bardziej
niemiłe oczom Bożym. Jest to brak postępu w
ogołoceniu się ze wszystkiego. Na teraz zostawimy
to jednak i zajmiemy się tym dopiero wówczas, gdy
będziemy mówili o wadzie łakomstwa duchowego i o
sześciu innych. Wtedy omówimy te subtelne i
delikatne plamy, które przenikają do ducha z
powodu nieumiejętności prowadzenia go przez
ogołocenie go ze wszystkiego.
5. Obecnie wspominamy tylko cośkolwiek o tym
sposobie, w jaki niektórzy spowiednicy prowadzą
dusze i jak niewłaściwie je pouczają. Chciałbym to
dobrze wyrazić, ale jest to trudno opisać, jak
niedostrzegalnie duch ucznia urabia się według
ducha ojca duchownego. Nuży mnie trochę ta
rozwlekłość przedmiotu, jest jednak niemożliwe
wyjaśnić jedno bez równoczesnego tłumaczenia
drugiego, bo rzeczy te, jako duchowe, łączą się
wzajemnie.
6. Nie mówiąc o tym nic ponad to, co tutaj
konieczne, wydaje mi się, i tak jest rzeczywiście,
że jeśli ojciec duchowny skłania się ku duchowi
objawień, tak że wywierają one nań poważny wpływ,
czy też miłe są jego duszy, to niepodobna, żeby,
choć on o tym nie wie, nie odbiło się w duchu
ucznia to samo upodobanie i uznanie, chyba że
uczeń ten postąpił dalej od mistrza. Choćby jednak
był doskonalszy od swego mistrza, dozna wielkich
szkód jeśli pozostanie pod jego kierownictwem,
ponieważ z tego uznania i upodobania, jakie dla
widzeń ma ojciec duchowny, rodzi się w uczniu
pewien rodzaj poważania dla nich. Pierwszy bowiem
nie może całkowicie ukryć czy też nie dać odczuć
drugiej osobie, jak tamte rzeczy ceni. A jeśli ta
druga osoba ma takie samo nastawienie, nie może,
jak sądzę, to wielkie poważanie i zajęcie się tym
nie przejść z jednej strony na drugą.
7. Nie wdając się jednak na teraz w takie
subtelności, rozważmy wypadek, w którym
spowiednik, bez względu na to, czy skłania się do
tych rzeczy, czy nie, nie ma roztropności
potrzebnej, aby duszę wyzwalać i ogołacać swego
ucznia z pożądania tych rzeczy. Omawia bowiem i w
rozmowach kładzie główny nacisk na owe widzenia,
poddając środki do odróżnienia dobrych od
złych.
Chociaż dobrze jest o tym wiedzieć, to jednak
nie ma powodu wkładania na duszę tego trudu,
kłopotu i niebezpieczeństw. Nie zważając bowiem na
wszelkie widzenia i odrzucając je, unika się tego
wszystkiego i postępuje się tak, jak należy. Ale
nie na tym koniec. Niekiedy bywa i tak, że sami
spowiednicy, skoro zauważą, że dusze doświadczają
takich rzeczy, nakazują im, iżby prosiły Boga, aby
im objawiał rozmaite sprawy, dotyczące czy to ich
samych, czy też innych. Dusze nieroztropne idą za
tym, sądząc, że mogą tą drogą dowiadywać się o
tych rzeczach.
Są bowiem przeświadczone, że jeśli Bóg
samorzutnie, w sposób nadprzyrodzony i w
określonym celu, odsłania komuś pewne prawdy, to i
one mogą Go także prosić, by im wyjawił takie czy
inne rzeczy.
8. Jeśli zaś zdarzy się, że na ich prośbę Bóg
to objawi, upewniają się co do innych wypadków,
myśląc, że On podoba sobie w tym i chce tego, gdy
w rzeczywistości Bóg ani sobie w tym nie podoba,
ani tego nie chce. Niejednokrotnie więc działają i
wierzą według tego, co im objawiono lub
odpowiedziano, jako że są przywiązane do takiego
sposobu obcowania z Bogiem, jakiemu wola poddaje
się i podporządkowuje z natury rzeczy. A ponieważ
ten sposób myślenia odpowiada ich naturze, według
natury stosują się do niego i często popadają w
błędy. Że zaś nie zawsze tak się dzieje, jak
zrozumiały, dziwią się najpierw, a potem zaczynają
wątpić, czy objawienie to było od Boga, czy nie od
Boga? Nie widzą bowiem spełnienia się faktu w
ogóle albo też widzą go spełnionym w sposób nie
przewidziany.
Myśli takich dusz zajęte są dwoma rzeczami.
Jedna jest ta, że uważają swoje objawienia za
pochodzące od Boga, bo to już z góry przesądziły.
A mogła to być równie łatwo tylko ich naturalna
skłonność, która spowodowała taką ich postawę.
Druga, że objawienia te pochodząc od Boga, powinny
się spełnić tak, jak one to rozumiały i
myślały.
9. W tym właśnie tkwi wielki błąd. Objawienia
bowiem czy mowy Boże nie zawsze spełniają się tak,
jak ludzie pojmują, i nie zawsze według ich
dosłownego brzmienia. Dlatego też dusze nie
powinny upewniać się co do nich ani im zawierzać
bezwzględnie, choćby nawet wiedziały, że te
objawienia, odpowiedzi czy mowy są od Boga. Takie
objawienia bowiem, chociaż pewne są i prawdziwe
same w sobie, nie zawsze są takie w swych
przyczynach i w naszym sposobie pojmowania.
Objaśnimy to w poniższym rozdziale. Wskażemy tam
również, że chociaż nieraz Bóg odpowiada w sposób
nadprzyrodzony na to, o co się Go prosi, jednak to
Mu się nie podoba i niejednokrotnie, chociaż
odpowiada, obraża się o
to. |