Droga na Górę Karmel
Św. Jan od Krzyża (Jan de Yepes)
Księga druga
Rozdział 17
Wyjaśnia cel i sposób postępowania Boga w
udzielaniu duszy dóbr duchowych za pośrednictwem
zmysłów. Odpowiada na wątpliwość, która się, w
związku z tym nasunęła.
1. Wiele można by powiedzieć na temat celu i
sposobu postępowania Boga w udzielaniu tych widzeń
dla podniesienia duszy z jej niskości do boskiego
z Nim zjednoczenia. Jest to przedmiotem wszystkich
dzieł duchowych. Również treść i rodzaj naszego
traktatu wymaga, byśmy to wyjaśnili. Dlatego w tym
rozdziale powiem tylko tyle, ile konieczne jest do
rozwiązania wspomnianej wyżej wątpliwości: jeśli w
tych widzeniach nadprzyrodzonych kryje się tyle
niebezpieczeństw i przeszkód do postępu, jak to
powiedzieliśmy, dlaczego więc najmędrszy Bóg,
skłonny do usuwania od duszy przeszkód i więzów,
ofiaruje je i ich udziela?
2. By na to odpowiedzieć, trzeba najpierw
uwzględnić trzy zasady. Pierwsza, wyjęta z
listu św. Pawła do Rzymian, który powiada: Quae
autem sunt, a Deo ordinata sunt; "A te, które
są, zostały ustanowione od Boga". Druga
pochodzi od Ducha Świętego, który w Księdze
Mądrości tak mówi: Disponit omnia suayiter;
"Urządza wszystko łagodnie". Wyraża tu tę myśl, że
Mądrość Boża sięga od krańca do krańca, tj. od
jednej ostateczności do drugiej i wszystkim
wdzięcznie rozrządza. Trzecia zasada wzięta
jest z teologii, która twierdzi: Deus omnia
movet secundum modum eorum; "Bóg porusza
wszystkie rzeczy według właściwego im
sposobu".
3. Według tych zasad widać, że Bóg dla
podniesienia duszy z głębi jej ostateczności do
drugiego ostatecznego kresu, tj. do wzniosłości
zjednoczenia z Sobą, czyni to stopniowo, łagodnie
i odpowiednio do właściwości duszy. Wiadomo
bowiem, że właściwy duszy porządek poznawania
polega na formach i obrazach rzeczy stworzonych, a
sposób jej poznawania i nabywania wiedzy odbywa
się przez zmysły. Bóg więc, by duszę podnieść do
najwyższego poznania, musi w delikatny sposób
zacząć od sięgnięcia najniżej, od krańca zmysłów
duszy, aby odpowiednio do jej właściwości
zaprowadzić ją do drugiego krańca - swojej
mądrości duchowej, nie podpadającej pod zmysły.
Dlatego najpierw, odpowiednio do jej właściwości
poznawania, naucza ją przez formy, obrazy i drogi
zmysłowe - raz naturalne, to znowu nadprzyrodzone
- oraz przez rozumowania, podnosząc ją w ten
sposób do najwyższego ducha Bożego.
4. Z tej więc przyczyny udziela Bóg duszy
widzeń, form i obrazów oraz innych wiadomości
zmysłowych i duchowych. Czyni to nie dlatego, żeby
nie chciał od razu, w pierwszym akcie, udzielić
duszy mądrości ducha. Uczyniłby to na pewno, gdyby
dwie ostateczności: boska i ludzka, zmysłowa i
duchowa mogły powiązać się drogą zwyczajną i
jednym aktem, czyli bez licznych aktów
przygotowawczych, które w porządku i harmonijnie
łączą się ze sobą, jedne dla drugich tworząc
podstawę i odpowiednie warunki. Dzieje się to
podobnie jak w czynnościach przyrodzonych, gdzie
pierwsze służą następnym, następne zaś dalszym
itd. Bóg również udoskonala człowieka na sposób
ludzki, zaczynając od tego, co najniższe i
zewnętrzne, a doprowadzając do tego, co
najwznioślejsze i wewnętrzne.
Najpierw udoskonala zmysły cielesne, pobudzając
je do używania spośród przedmiotów naturalnych i
zewnętrznych, przedmiotów dobrych i doskonałych,
jak np. słuchania kazań, Mszy św., patrzenia na
święte obrazy, umartwienia smaku w jedzeniu,
poskromienia dotyku przez pokutę i świętą
surowość.
Gdy zaś zmysły zostaną już nieco
przysposobione, zwykł je bardziej doskonalić przez
łaski nadprzyrodzone, aby je bardziej utwierdzić w
dobrym. W tym celu obdarza je innymi,
nadprzyrodzonymi udzielaniami się, jak np.:
widzenia świętych i wzniosłych przedmiotów, bardzo
miłe zapachy i mowy Boże, a w dotyku daje im
rozkosze niebiańskie. Dzięki temu wszystkiemu
zmysły umacniają się w cnocie i odrywają się od
pożądania przedmiotów złych.
Doskonali również Pan Bóg zmysły cielesne
wewnętrzne: wyobraźnię i fantazję, o czym już
mówiliśmy. Przyzwyczaja je do dobra przez
rozważania, rozmyślania i święte rozmowy. Tym
wszystkim zaś kształtuje się duch.
Dobre usposobienie, zdobyte ćwiczeniem
naturalnym, zwykł Bóg oświecać i uduchowiać przez
nadprzyrodzone, wyobrażeniowe widzenia. Duch
odnosi z nich wielką korzyść, oczyszcza się
stopniowo i coraz więcej udoskonala.
Takimi więc sposobami podnosi Bóg duszę ze
stopnia na stopień, aż do tego, co najbardziej
wewnętrzne. Nie jest jednak konieczne ścisłe
zachowanie tego porządku, o którym tu mówiłem.
Zdarza się bowiem niejednokrotnie, że Pan Bóg daje
jedno bez drugiego, po przeżyciach głębokich inne
bardziej zewnętrzne, albo jedne i drugie
równocześnie. Zależy to od woli Boga udzielającego
darów i dobrze rozumiejącego potrzeby duszy.
Zwyczajnie jednak uwidacznia się w działaniu Bożym
ten porządek, o którym tu mówiłem.
5. W taki więc sposób Bóg [zazwyczaj] naucza i
wznosi duszę, że tego, co duchowe, udzielać jej
poczyna od rzeczy bardziej zewnętrznych,
namacalnych i przystosowanych do zmysłów. Albowiem
niskość i małe udoskonalenie duszy wymagają, aby
duch postępował za pośrednictwem łupiny tych
rzeczy zmysłowych, dobrych w sobie, a więc
przez poszczególne akty i przez przyjmowanie po
kąsku udzielań duchowych; wówczas doszedłszy do
nawyknienia w tym, co duchowe, zdoła się podnieść
do istoty ducha, która obca jest wszelkiej
zmysłowości. Dusza nie może dojść do tego inaczej,
jak tylko stopniowo i w sposób sobie właściwy, a
więc za pomocą zmysłów, z którymi ciągle jest
złączona.
W miarę jednak, jak podnosi się duchowo przez
obcowanie z Bogiem, ogołaca się i wyzbywa dróg
zmysłowych, tj. rozmyślań i rozważań obrazowych.
Gdy zaś całkowicie przylgnie w swym duchu do Boga,
tym samym z konieczności wyzbywa się wszystkiego,
co odnośnie do Boga może podpadać pod zmysły. Im
więcej rzecz jakaś zbliża się do jednej
ostateczności, tym bardziej oddala się od drugiej.
Kiedy zaś zbliży się do niej całkowicie,
całkowicie również oderwie się od tamtej. Dlatego
powiada przysłowie: Gustato spiritu, desipit
omnis caro; po zakosztowaniu rozkoszy ducha
wszelkie ciało traci smak. Znaczy to, że w
sprawach ducha wszelkie drogi ciała, czyli
obcowania zmysłowe nic nie pomagają ani nie
przypadają do smaku. Jest to jasne. Co jest czysto
duchowe, to nie podpada pod zmysły, co zaś zmysły
mogą przyjąć, to nie jest jeszcze czysto duchowe.
Ponieważ im więcej zmysły i naturalne uzdolnienia
mogą coś odczuć, tym mniej przedmiot ten zawiera
ducha i nadprzyrodzoności, jak już o tym
mówiliśmy.
6. Dlatego człowiek prawdziwie duchowy nie
przywiązuje już wagi do zmysłów. Nie przyjmuje też
przez nie rzeczy Bożych, a zwłaszcza nie posługuje
się nimi wobec Boga, jak to czynił dawniej, kiedy
jeszcze nie był "dorosły" w duchu.
Wyraża to św. Paweł w liście do Koryntian:
Cum essem paryulus, loquebar ut paryulus,
sapiebam ut paryulus, cogitabam ut paryulus.
Quando autem factus sum vir, eyacuayi, quae erant
paryuli; "Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jak
dziecię, rozumiałem jako dziecię. Lecz gdym stał
się mężem, wyzbyłem się tego, co było
dziecinne".
Daliśmy już do zrozumienia, że rzeczy zmysłowe
i poznanie, jakie duch przez nie może nabyć, są
jakby ćwiczeniem dziecięcym. Gdyby więc dusza
trzymała się ich zawsze i nie wyzbyła się ich, nie
przestałaby nigdy być małym dzieckiem. Mówiłaby do
Boga jak dziecię, pojmowałaby Boga jak dziecię i
myślała o Bogu jak dziecię. Gdy bowiem trzyma się
łupiny zmysłowej, będącej jakby dziecięcym
poznawaniem, nie dojdzie nigdy do istoty ducha i
nie stanie się mężem doskonałym. Aby wzrosnąć w
życiu duchowym, nie powinna dusza chcieć
przyjmować wspomnianych objawień, choćby je nawet
Bóg poddawał. Bo i dziecko, w miarę jak wzrasta,
odsuwa się od piersi i przyzwyczaja się do pokarmu
bardziej pożywnego i mocniejszego.
7. Powiecie może, czyliż dusza, dopóki jest jak
słabe dziecię, nie powinna pragnąć tych objawień,
a odsunąć je dopiero wtedy, gdy już wzrośnie? Bo i
dziecku potrzebna jest pierś, aby się posilało, a
dopiero podrósłszy, może ją odsunąć.
Odpowiedź na to jest prosta. Co się tyczy
rozmyślania naturalnego, przez które dusza poczyna
szukać Boga, to rzeczywiście nie powinna porzucać
jego zmysłowej piersi, ażeby się mogła utrzymać aż
do czasu, w którym ją będzie mogła opuścić. Stanie
się to wówczas, gdy ją Pan wprowadzi przez
kontemplację w bliższe i bardziej duchowe obcownie
z sobą. Mówiłem o niej w rozdziale 13 tej
księgi.
Jednakże co do widzeń wyobrażeniowych i innych
pojmowań nadprzyrodzonych, które podpadać mogą pod
zmysły bez woli człowieka, tak w stanie
doskonałości jak i w stanie mniej doskonałym,
dusza nie powinna ich pragnąć, dopuszczać,
chociażby nawet pochodziły od Boga, a to dla
dwóch powodów:
Pierwszy, ponieważ Pan Bóg, jakośmy już
powiedzieli, sprawia w duszy skutek widzeń, a
dusza nie może Mu w tym przeszkodzić.
Choćby bowiem przeszkodziła widzeniu, jak to
niejednokrotnie się zdarza, to jednak w takim
wypadku skutek, jaki widzenie miało spowodować,
daleko obficiej udziela się jej substancjalnie, a
więc w sposób odmienny. Jak bowiem mówiliśmy,
dusza nie może przeszkodzić dobru, jakiego Bóg
pragnie jej udzielić. Może tylko stawić zaporę
przez jakąś niedoskonałość i przez chęć
posiadania. Unikanie zaś objawień z pokorą i
nieufnością nie jest żadną niedoskonałością ani
posiadaniem własności.
Drugi powód jest ten, że należy unikać
niebezpieczeństwa i trudu odróżniania widzeń
dobrych od złych i rozpoznawania, czy pochodzą one
od anioła światłości czy ciemności. Trud taki nie
przynosi żadnego pożytku, jest tylko stratą czasu,
udręczeniem duszy i narażaniem się na okazję do
niedoskonałości i upadków. W rezultacie dusza nie
postępuje naprzód, ponieważ nie zajmuje się tym,
czym powinna: nie ogołaca się ze wszystkich
drobiazgowych wrażeń i pojęć szczegółowych, według
tego, co jej powiedziane zostało w wizjach
cielesnych, o których zresztą jeszcze będzie
mowa.
8. Pan Bóg nie udzielałby duszy obfitości swego
ducha przez ciasne przewody form, wyobrażeń i
pojęć szczegółowych, gdyby jej nie chciał podnosić
drogą dla niej właściwą. Za pośrednictwem tych
wyobrażeń umacnia On stopniowo duszę, karmiąc ją
niejako po odrobinie. W tej myśli mówi Dawid:
Mittit crystallum suam sicut buccellas.
Znaczy to, że Bóg spuszcza swą mądrość na pokarm
duszy jakby kąski. Smutne to jest wszelako, iż
dusza, choć posiada nieograniczone uzdolnienia, to
jednak, z powodu swej duchowej ograniczoności i
nieudolności zmysłowej, musi się karmić kąskami
zmysłowymi.
Stąd i św. Pawłowi niemiłe było to
niedostateczne usposobienie i niezaradność w
przyjmowaniu ducha, na co wskazuje pisząc do
Koryntian: Tamquam paryulis in Christo lać
potum vobis dedi, non escam; "Dałem wam mleko
na napój, a nie pokarm, jako maleńkim dzieciom w
Chrystusie".
9. Można więc wreszcie zrozumieć, że dusza nie
ma skierowywać oczu na ową łupinę kształtów i
przedmiotów, która się jej przedstawia w sposób
nadprzyrodzony i poprzez zmysły zewnętrzne. Są to
dźwięki i słowa dla słuchu; widzenie świętych i
piękne blaski dla wzroku; i wonie dla nozdrzy,
smaki i słodycze dla podniebienia, to znów
odpowiednie rozkosze dla dotyku; zazwyczaj
pochodzą one od ducha i bardzo często zwykły się
zdarzać osobom duchowym. Nie powinna też dusza
zwracać oczu na jakiekolwiek widzenia zmysłu
wewnętrznego, tj. wyobrażeniowe, lecz raczej
wyrzekać się ich wszystkich.
Oczy powinna zwracać jedynie na dobrego ducha,
którego one sprawiają, starając się zachować go w
swoich uczynkach i przede wszystkim w praktyce
tego wszystkiego, co odnosi się do służby Bożej,
bez zwracania uwagi na jakiekolwiek zjawiska i bez
szukania jakiegoś zmysłowego smaku.
Wtedy dopiero czerpie z tych rzeczy jedynie to,
czego Bóg żąda i pragnie, tj. ducha pobożności;
daje On je bowiem głównie w tym celu; opuszcza się
natomiast to, czego by On nie dawał, gdyby było
możliwe przyjęcie ich ducha bez tego [co, jak
powiedzieliśmy, stanowi przedmiot ćwiczenia i
pojmowania
zmysłów]. |