Droga na Górę Karmel
Św. Jan od Krzyża (Jan de Yepes)
Księga pierwsza
Rozdział 11
Udowadnia, że dusza, aby mogla dojść do
zjednoczenia z Bogiem, musi koniecznie wyzbyć się
wszelkich, nawet najmniejszych pożądań.
1. Czytelnik pewnie już dawno chciałby zapytać,
czy osiągnięcie tego wysokiego stanu doskonałości
musi być koniecznie poprzedzone całkowitym
umartwieniem wszystkich pożądań, małych i
wielkich, i czy nie wystarczy opanować tylko
ważniejsze, pomijając inne, mało znaczące. Zdaje
się bowiem rzeczą twardą i trudną dla duszy
dojście do takiej czystości i ogołocenia, by nie
miała pragnień ani skłonności uczuciowej do żadnej
rzeczy.
2. Dam więc odpowiedź na to. Najpierw trzeba
zaznaczyć, że nie wszystkie są równie szkodliwe i
nie w jednakowej mierze zaprzątają duszę.
Naturalne bowiem pożądania (chodzi o te
poruszenia, w których wola rozumna nie bierze
udziału ani przedtem, ani potem) niewiele lub nic
nie przeszkadzają duszy w zjednoczeniu, jeżeli są
tylko pierwszymi poruszeniami i dusza na nie nie
zezwala. Takich bowiem pożądań pozbyć się zupełnie
w tym życiu nie można. One też nie przeszkadzają
do tego stopnia, by dusza nie mogła dojść do
zjednoczenia, choćby nie były, jak mówię,
całkowicie wyniszczone, ponieważ natura może je
posiadać, a jednak dusza według wyższej części
rozumowej będzie od nich wolna. Zdarza się bowiem
nieraz, że dusza będąc w wysokim zjednoczeniu
modlitwy odpocznienia we władzach woli, mimo że ma
te poruszenia w części zmysłowej, nie odczuwa ich
jednak w wyższych władzach duszy, które trwają w
modlitwie.
Natomiast od wszystkich pożądań
dobrowolnych, dotyczących zarówno grzechów
śmiertelnych, to jest największych, jak i
grzechów powszednich, a więc mniejszych,
czy wreszcie dotyczących tylko
niedoskonałości, a więc najmniejszych - od
tych wszystkich, choćby i najmniejszych, musi się
dusza uwolnić, by mogła dojść do całkowitego
zjednoczenia z Bogiem. Jest to konieczne dlatego,
że stan zjednoczenia z Bogiem polega na tak
całkowitej przemianie duszy w wolę Bożą, by w niej
nie było nic przeciwnego woli Bożej, ale żeby we
wszystkim i w każdym poruszeniu wola jej była wolą
Bożą.
3. Dlatego też mówimy, że w tym stanie jest
jedna wola dwojga, to jest wola Boga i ta wola
jest również wolą duszy. Gdyby więc dusza chciała
jakiejś niedoskonałości, której nie chce Bóg, nie
byłoby jednej woli z Bogiem, bo dusza chciałaby
tego, czego Bóg nie chce. Jest więc jasne, że
dusza chcąc przyjść do doskonałego zjednoczenia z
Bogiem przez miłość i wolę, musi się najpierw
wyzbyć wszelkiego, choćby najmniejszego, pożądania
swej woli. Znaczy to, by rozważnie i świadomie nie
zezwalała na niedoskonałości, lecz by miała siłę i
swobodę odrzucania ich zaraz, gdy je spostrzeże.
Mówię: świadomie, gdyż bez uwagi i
poznania, czyli niedobrowolnie, może popaść w
niedoskonałości, grzechy powszednie i pożądania
naturalne, o których mówiliśmy. O takich
bowiem grzechach nie całkiem dobrowolnych, lecz
mimowolnych, napisano, że "sprawiedliwy siedemkroć
na dzień upada i podnosi się". Lecz gdy chodzi o
pożądania dobrowolne, którymi są świadome grzechy
powszednie, choćby najmniejsze, wystarczy jeden,
którego się nie przezwycięża, aby przeszkodzić
duszy w zjednoczeniu.
Mówię: "jeśli dusza nie umartwia samego złego
nawyku", bo poszczególne akty różnych
pożądań nie sprawiają tyle złego, jeśli sam nawyk
jest opanowany. Trzeba jednak dążyć do opanowania
i tych aktów, gdyż pochodzą one z nawyku
niedoskonałości. Takie nawyki, pochodzące z
dobrowolnych niedoskonałości, których dusza nigdy
nie przezwycięża, są przeszkodą nie tylko w
zjednoczeniu z Bogiem, ale i w samym postępie w
doskonałości.
4. Takie niedoskonałości nałogowe to na
przykład wielomówność, nieznaczne przywiązanie do
jakiejś rzeczy, którego nigdy nie stara się
zwalczyć, przywiązanie do osób, ubrania, książek,
mieszkania, pożywienia oraz innych drobnych
nawyków i upodobań w korzystaniu z rzeczy, w
zaspokajaniu ciekawości, słuchaniu i tym
podobnych.
Każda z tych niedoskonałości, do której dusza
przylgnęła i nawykła, więcej jej przeszkadza w
postępie i cnocie, niż gdyby codziennie popadała w
liczne niedoskonałości i grzechy powszednie, które
jednak nie pochodziłyby z przyzwyczajenia ani z
trwałego złego nawyku. Poszczególne bowiem upadki
nie szkodzą duszy tak, jak dobrowolne przylgnięcie
do jakiejś rzeczy. Stąd, jak długo dusza będzie im
ulegała, jest wykluczone, by mogła postępować w
doskonałości, choćby ta niedoskonałość była
najmniejsza. Bo wszystko jedno, czy ptak będzie
uwiązany tylko cienką nitką czy grubą, bo jedna i
druga go krępuje; dopóki nie zerwie jednej czy
drugiej, nie będzie mógł wzlecieć swobodny.
Wprawdzie cieńszą nić łatwiej jest zerwać, lecz
choćby było łatwo, dopóki jej nie zerwie, nie
wzleci. Tak jest i z duszą lgnącą do jakiejś
rzeczy; choćby nawet była bardzo zasobna w cnotę,
nie dojdzie jednak do swobody zjednoczenia z
Bogiem.
Z pożądaniem bowiem i przylgnięciem duszy jest
podobnie jak z remorą i okrętem, o której
powiadają, że chociaż jest matą rybką, jeżeli
przyczepi się do okrętu, tak go ubezwładnia, że
ani płynąć, ani do portu przybić nie może. Jakże
więc smutno jest widzieć nieraz dusze podobne
naładowanym okrętom, pełne bogactwa dzieł
pobożnych, ćwiczeń duchowych, cnót i łask danych
im przez Boga, które jednak nie mają odwagi wyzbyć
się jakiegoś upodobania, przywiązania czy
skłonności uczuciowej (wszystko to bowiem jest
jedno), nie posuwają się naprzód i nie dobijają do
portu doskonałości. A przecież brak im tylko
jednego mocnego odbicia się wzwyż, by zerwać tę
nić przywiązania i uwolnić się od owej czepiającej
się remory pożądania.
5. Godne pożałowania jest to, że dusze
przestają dążyć do wielkiego dobra. Bo chociaż Bóg
dopomógł im zerwać inne, mocniejsze więzy grzechów
i próżności, one nie chcą teraz oderwać się od tej
małostki, tak słabej jak nitka lub włos, a którą
Bóg pragnie, by dla Jego miłości opuściły
dobrowolnie. Na domiar złego, z powodu tych
przywiązań nie tylko nie postępują naprzód, ale
cofają się i tracą to, co przez długi czas i z
wielkim trudem przeszły i zyskały. Jest bowiem
pewne, że na tej drodze, jeśli się nie postępuje,
tym samym się cofa; jeśli się nie zyskuje - traci
się. To właśnie chciał dać do zrozumienia nasz
Zbawca, gdy mówił: "Kto nie jest ze Mną, jest
przeciwko Mnie; i kto nie zbiera ze Mną,
rozprasza".
Kto nie dba o to, by naprawić nieznacznie
uszkodzone naczynie, doprowadzi do tego, że
wycieknie zeń wszystek płyn. Wskazuje na to
Eklezjastyk, mówiąc: "Kto gardzi małymi rzeczami,
powoli upadnie", bo jak tenże mówi: "Od jednej
iskierki rozżarza się ogień" {tamże, 11,
32). Jedna niedoskonałość pociąga za sobą
coraz to inne. Dlatego rzeczywiście nie można
spotkać duszy, która zaniedbując się w zwalczaniu
jednego pożądania, nie miałaby wielu innych,
wypływających z tej samej słabości i
niedoskonałości, jaką okazała w jego zwalczaniu. I
tak dzieje się zawsze. Znam już wiele osób, którym
Bóg dał łaskę postępu w wielkim oderwaniu i
wolności, które jednak przez drobne przywiązania
pod pokrywką jakiegoś dobra, towarzystwa czy
przyjaźni, pozbawiły się ducha i smaku Bożego,
świętej samotności, radości i zamiłowania w
ćwiczeniach duchowych i w końcu doszły do utraty
wszystkiego. A wszystko to spotkało je dlatego, że
nie opanowały zaraz w początkach tego smaku i
pożądania zmysłowego, nie zachowały siebie w
samotności dla Boga.
6. By dojść do tego celu, po tej drodze trzeba
zawsze iść naprzód, trzeba postępować wyzbywając
się pragnień, a nigdy ich nie podtrzymując. Jeżeli
się nie wyzbędzie wszystkiego, nie dojdzie się do
celu. Bo jak drzewo nie zmieni się w ogień, gdy
brakuje choćby jednego tylko potrzebnego stopnia
ciepła, tak i dusza nie przemieni się w Boga z
powodu jednej choćby niedoskonałości, mniejszej
nawet niż dobrowolne pożądanie. Albowiem, jak to
jeszcze później zobaczymy mówiąc o nocy
wiary, dusza ma tylko jedną wolę. Jeśli więc
tę wolę czymś zajmie i zaprzątnie, nie będzie tak
wolna, samotna i czy' .a, jak to jest konieczne do
owego boskiego przeobrażenia.
7. Na potwierdzenie tego mamy zdarzenie z
Księgi Sędziów, gdzie jest powiedziane, że
przyszedł anioł do synów Izraelowych i powiedział
im, iż dlatego, że nie zniszczyli swych wrogów,
lecz zbratali się z niektórymi z nich, zostawi ich
pośród nieprzyjaciół, by byli przyczyną ich upadku
i zguby. Słusznie więc postępuje Bóg w ten sposób
z niektórymi duszami. Wyrwał je bowiem spośród
świata, uśmiercił gigantów, to jest ich grzechy;
wyniszczył mnóstwo ich nieprzyjaciół, to jest
okazje, jakie miały na świecie; a to wszystko
jedynie dlatego, by z większą swobodą weszły do
owej ziemi obiecanej boskiego zjednoczenia. One
jednak w dalszym ciągu uprawiają przyjaźń i
zbratanie z karłami niedoskonałości, nie chcąc ich
zwalczać; przeto zagniewany nasz Pan dopuszcza, że
przez te pożądania wpadają ze złego w coraz
gorsze.
8. Również i w Księdze Jozuego mamy wyobrażenie
tego, o czym tu mowa. Mianowicie, przy zdobywaniu
Ziemi Obiecanej, gdy rozkazał Bóg Jozuemu, by w
mieście Jerycho tak wszystko zniszczył, by nic
żywego w nim nie zostało: od męża aż do niewiasty,
od dziecka aż do starca; by zabił wszystkie
zwierzęta i zniszczył wszystkie łupy, aby z nich
nic nie brano i nie pożądano. Łatwo z tego możemy
zrozumieć, że aby dojść do tego zjednoczenia z
Bogiem, musi umrzeć wszystko co żyje w duszy - czy
jest więcej tego czy mniej, dużo czy mało - a
dusza musi pozostać bez żądzy tych rzeczy i tak od
nich oderwana, jakby one nie istniały dla niej ani
ona dla nich.
Wskazuje na to wyraźnie św. Paweł w liście do
Koryntian: "Dlatego to wam powiadam, bracia: czas
krótki jest, nie zostaje nic innego, aby ci,
którzy żony mają, stali się jakoby ich nie mieli;
a ci, którzy płaczą, jakoby nie płakali (za
rzeczami tego świata), i którzy się weselą, jakoby
się nie weselili; którzy kupują, jakoby nie
posiadali, i którzy używają świata tego, jakoby
nie używali. To nam mówi Apostoł, pouczając, jakie
powinno być oderwanie duszy od wszystkich rzeczy,
by mogła iść do
Boga. |