Komplet X - wybór



Jeśli ktoś, schodząc z tego świata, nie będzie jeszcze święty, to będzie musiał tak długo się w czyśćcu oczyszczać, dopóki zło, które w życiu popełnił nie zostanie odpokutowane i naprawione i wtedy dopiero człowiek będzie miał odwagę wejść do Królestwa Niebieskiego.

Święty - to ktoś taki, kto żyjąc na ziemi, wiedział czego chce.

Jest to niewiedza złośliwa, którą Pan Bóg będzie bardzo karał. Nie możemy wówczas zasłonić się przed Bogiem wymówką: "Panie Boże, nie wiedziałem":

Człowiek często dobrze wie, że powinien coś uczynić, na przykład pojednać się z bliźnim, przyjść z pomocą, przeczytać jakąś książkę, nauczyć się katechizmu, poznać obowiązki małżeńskie - ale nie chce.

Św. Augustyn, biskup Hippony, w pierwszym okresie swego życia nie wiedział czego chce, ale gdy się nawrócił, zrozumiał, że musi pokutować za grzechy i naprawić to wszystko, co kiedykolwiek złego uczynił.

Św. Stanisław Kostka wiedział, że nie może obrazić Pana Boga grzechem ciężkim i dlatego potrafił oprzeć się naporowi zła.

Św. Stanisław Biskup wiedział czego chce i głosił swoją naukę, choć zdawał sobie sprawę z tego, że przez to naraża się królowi. Ale pełnił swoje zadanie, bo wiedział, że Bóg tego chce.

... nawet psychicznie zdrowi ludzie nie wiedzą często, czego chcą.

Ktoś studiuje ale dlaczego? Nie wie. Czy dlatego, aby ludziom służyć? Może ... Czy dlatego, aby zdobyć wiedzę? Może... On nie wie ...

Nawet w drobnych, codziennych sprawach musimy wiedzieć, czego chcemy. Stoisz w kolejce po towar.

Jesteś niezadowolony z pracy, a pracujesz czasem nawet ponad godziny urzędowe. Czy wiesz dlaczego?

Nie wiesz, czego chcesz. Nie masz wyższego celu, który wyprowadziłby cię z rozterki ... To nie jest działanie godne człowieka ...

Często ojciec czy matka karzą dziecko, nie wiedząc dobrze, dlaczego to robią. Po prostu są zdenerwowani i chcą w ten sposób wyładować się. Mówię to wszystko z wielkim współczuciem dla naszej nędzy, która naprawdę nie wie, czego chce

Weź do ręki Ewangelię i czytaj, jakie zasady daje ci Pan Jezus: "Błogosławieni ubodzy duchem, cisi... błogosławieni, którzy płaczą... miłosierni... albowiem ich jest Królestwo Niebieskie...".

W Ewangelii znajdziesz siłę i moc, aby wypełnić to wszystko, czego Bóg od ciebie chce, aby nie było u ciebie rozterki między rozumem i wolą, abyś zawsze wiedział czego chcesz.

Tylko wtedy, gdy pozwolimy by Pan Bóg zajrzał nam aż do dna duszy, gdy na modlitwie otworzymy przed Nim swoje wnętrze, będziemy wiedzieli, czego Bóg od nas chce...

Wtedy dopiero zapanuje w naszej duszy prawdziwy pokój, który jest podstawą szczęścia doczesnego i wiecznego.

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, odnosiła wszystkie słowa Ewangelii do siebie i mówiła jak dziecko o Ojcu Niebieskim: "Wszystko co Jego to i moje".

Pan Jezus szanuje naszą wolę. Mógłby nam coś nakazać i istotnie nakazuje, ale zawsze zostawia nam wolność.

. Pan Jezus nas prosi a przecież ma prawo rozkazywać.

Roztropność - to usposobienie duszy, które sprawia, że człowiek wybiera właściwe środki do celu. O ile coś służy celowi ostatecznemu, a nie jest samo w sobie złe, to nie może być nieroztropnością.

To, co ludzie zwykle nazywają roztropnością, jest roztropnością tego świata, która dba przede wszystkim o dobra doczesne.

Natomiast Boża roztropność troszczy się o to, by nie utracić dóbr wiecznych, by wszystkie dobre środki zastosować do tego, aby dobra wieczne stały się naszą własnością.

Roztropność Boża zachęca by wszystko poświęcić, dla dobra największego, jakim jest Bóg.

Ewangelia to sam Pan Jezus w swej nauce i działalności.

Najważniejsze żeby to czytanie było rozmową z Panem Jezusem. Trzeba Go najpierw poprosić, aby nam w tym czytaniu towarzyszył, by nam objaśniał to, czego nie pojmujemy.

Czytać Ewangelię, a nie chcieć stosować Jej w życiu, to sytuacja bardzo niebezpieczna, może się skończyć faryzeizmem.

Jeżeli przy czytaniu Ewangelii dręczą nas pokusy złego ducha, jeśli przychodzą nam myśli heretyckie, nie trzeba z nimi walczyć, ale trzeba je zaraz Panu Jezusowi przedstawić.

Powinno się najpierw Pana Jezusa zapytać, czy chce z nami na ten temat mówić, bo inaczej możemy nie otrzymać odpowiedzi.

Czytanie Ewangelii to sposób, przez który Pan Jezus chce odnowić świat. To sposób, na to, aby ludzie lepiej Go poznali i pokochali.

Trzeba chcieć przyjąć całą Ewangelię. Nic z niej nie wykreślać, dosłownie stosować ją w życiu. I w tym znaczeniu oddać się Panu Jezusowi.

Za wszelką cenę trzeba chcieć codziennie przyjmować Komunię św.. Bez tego byłby to czysty protestantyzm.

Należy Pana Jezusa o wszystko pytać. Praktycznie stanowi to trudność. Niektórzy myślą, że to "przesada", że to grozi duszy jakimś "niebezpieczeństwem".

Mam Boga kochać "ze wszystkiego serca swego"... To rozumiem, to znaczy, że mam Go kochać najwięcej z wszystkich istot.

Właściwie, to Pan Bóg do takiej mojej miłości ma prawo, bo mnie stworzył i utrzymuje przy życiu...

my mamy być w stosunku do Boga jak dzieci... Tę naukę o największym przykazaniu mówił Pan Jezus do faryzeuszy, wcale nie do swoich uczniów. Widocznie liczył się z tym, że i wśród nich będą tacy, którzy Go zrozumieją.

Proszę was, spróbujcie miłować Boga z całej myśli waszej. Z początku może nie będzie wam się to udawało, ale nie zrażajcie się i nie zniechęcajcie. Spróbujcie!

Nieszczęściem dla nas jest tylko to, że gdy czujemy, że Bóg od nas czegoś chce, odwracamy się od Niego, albo odpowiadamy: "Nie!". A Bóg nie żąda niemożliwości! Nie odpowiadajcie Mu więc: "Nie!"

Próbujcie Go miłować w każdej chwili, a zobaczycie jak wasze życie się odmieni.

Ewangelią trzeba żyć na co dzień. To nie jest nauka, której słucha się powstawszy uroczyście, a potem się ją uroczyście zapomina, ale jest to orientacja dla nas, na każdą chwilę życia.

Pan Jezus ukryty w bliźnich

naprawdę nie ma "złych ludzi" można tylko powiedzieć, że są ludzie nieszczęśliwi, nieraz bardzo nieszczęśliwi, bo uwikłani w grzechy i zbrodnie!

Konieczność powstrzymywania się od złego sądu wynika stąd, że póki człowiek żyje nie można o nim powiedzieć, co na końcu jego życia zwycięży: dobro, czy zło.

Złym jest tylko człowiek, pogrążony w złości i żyjący w nienawiści do Boga.

Pan Jezus jest naprawdę obecny w naszych bliźnich. Z tego odnoszenia się do nich będzie nas sądził: "

Pan Jezus jest obecny w Najświętszym Sakramencie, ale jakoby milczący.

W bliźnich naszych jest obecny żywy.

Jeżeli widzisz człowieka zataczającego się od alkoholu, człowieka który przeklina - pamiętaj o tym, że to także Pan Jezus, jak gdyby Hostia św., która upadła w błoto i została podeptana - tak i ty ze czcią odnoś się do bliźniego upadłego.

Gdybyśmy chcieli uszanować tylko Hostię św., a nie bliźniego, nie uszanowalibyśmy Pana Jezusa.

Nie możemy krytykować bliźnich ani myślą, ani słowem - nie robiąc Panu Jezusowi przykrości.

Człowiek rzadko kiedy czyni świadomie źle. Człowiek raczej ma złe przyzwyczajenia i bywa uwikłany w grzechach. Z chwilą, kiedy zapragnie z grzechów się wydostać uszanujmy to i pomóżmy mu powstać.

Jeżeli masz nieprzyjaciela, który ci szkodzi, z którym ci trudno żyć, powiedz Panu Jezusowi: "Jezu wierzę żeś obecny w tym człowieku i Ciebie chcę w nim miłować".

może masz trudności z takim postępowaniem, bo doznajesz krzywdy? Naśladuj wtedy Pana Jezusa na krzyżu. On nie mówił: "Ja ci przebaczam" powiedział: "Ojcze przebacz im, bo nie wiedzą co czynią"

ty mów: "Ojcze przebacz im". Mów to wtedy, kiedy nie jesteś w stanie przebaczyć, kiedy w tobie gotuje się wszystko z doznanej krzywdy

Pan Bóg wskazuje, że nawet mimo nadprzyrodzoności objawienia, człowiek, bliźni, jest wykładowcą tego, czego Bóg od nas chce.

Jeżeli czujemy, że Bóg czegoś od nas chce, do czegoś nas woła, przede wszystkim nie odwracajmy się od Niego!

Spytajmy o Jego wolę. A jeżeli żądania Jego wydadzą się nam dziwne, prośmy o ich zmianę.

Są natchnienia Boże niewątpliwe, to te, które pochodzą od bliźnich. Pan Jezus jest w naszych bliźnich i przez nich do nas się odzywa.

Spełniajmy więc prośby naszych bliźnich, a jeżeli jest to dla nas trudne, pomyślmy i przypomnijmy sobie jak sami odczuwamy każdą odmowę pomocy, która nas spotyka.

Na pewno Panu Jezusowi jest bardzo przykro, że nie chcemy wzajemnie sobie służyć!

spróbujcie zacząć spełniać prośby bliźnich! Czyńcie to z miłością, a zobaczycie że nie zabraknie wam czasu na ich spełnianie, bo waszym czasem rządzi Bóg!

Odnośnie każdego z nas ma On swój plan i w ramach tego planu udziela nam czasu tak, że służąc bliźnim nie zmarnujemy go. On sam udzieli nam sił, tak, że podołamy naszym obowiązkom; ułoży je tak, że wypełnimy je na czas i bez szkody. A nasze życie zostanie przepojone szczęściem i radością

Pan Jezus daje nam zrozumienie gradacji naszych uczynków. Na pierwszym miejscu jest On, Jego wola, Jego Osoba. Zaraz po Nim są rodzice (na drugim miejscu). Dla tych, którzy zawarli małżeństwo, na drugim miejscu po Chrystusie jest mąż dla żony, a żona dla męża. Potem są dzieci, a następnie wszyscy inni.

Cechą, wskazującą czy ktoś jest dzieckiem Bożym czy nie, jest całkowite uzależnienie się od Boga Ojca.

Jeśli nie umiesz się modlić, jeśli nie umiesz nic Panu Bogu powiedzieć, jeśli nie potrafisz się podnieść, to jesteś jeszcze niemowlęciem.

Może jesteś już tak mocny duchowo, że Pan Bóg żąda od ciebie pewnej samodzielności duchowej, samodzielnej pracy wewnętrznej, która i wtedy powinna być wyrazem dziecięctwa, a nie uniezależnieniem się od Boga... .

Postęp w życiu wewnętrznym może być tylko wtedy, gdy będziemy naśladować dziecko starsze od siebie.

jak niemożliwą rzeczą jest dorosnąć w ciągu trzech lat, tak też niemożliwością jest dorosnąć duchowo w krótkim czasie. Rozwój życia wewnętrznego nawet u wielkich świętych wymagał czasu.

Pan Jezus pragnie, byśmy w naszym dziecięctwie duchowym dorastali, aby mógł nas w końcu nazwać swoimi przyjaciółmi. Chce jednak byśmy w tym rozwoju nie zatracili swej dziecięcej zależności od Boga.

my musimy zaufać Panu Bogu, że stworzy dla nas nadprzyrodzone środowisko do wychowania nas. Może to będzie Opatrzność Boża, a może opieka Matki Najświętszej lub Anioła Stróża.

Pan Bóg używa, przynajmniej czasem, takich metod, których w ogóle nie rozumiemy. Są to nasze "ciemności wewnętrzne" i od duszy zależy jakimi metodami Pan Bóg ją wychowuje. Taka metoda "nieświadomości" jest dla duszy bardzo często konieczna.

Dziecko ma zawsze rodziców choćby w niebie.

dziecięce odnoszenie się do Pana Boga jest bardzo potrzebne każdemu z nas. To prawdziwe uzależnienie się od Boga, zaczyna się od czynów. Zastanówmy się, jako dzieci Boże, jaki wiek przyjąć za wzór dla nas, w naszym postępowaniu

Postępowanie dziecka Bożego, to prostsze, dziecięce podejście do życia.

Droga dziecięctwa kryje w sobie wiele tajemnic, ale pójście nią gromadzi wiele zasług...

Istotą drogi dziecięctwa jest posłuszeństwo natchnieniom Bożym.

Tym, którzy dziecięco miłują Boga, wszystko pomaga ku dobremu, nawet pokusy...

Droga dziecięctwa jest drogą aktywną. Bóg chce, byśmy szli za Jego natchnieniami. Jeśli ktoś zdaje sobie z tego sprawę, a nie słucha natchnienia, to ma grzech powszedni.

A co zrobić gdy natchnienie wydaje się za trudne, wręcz dziwaczne, nie ma się kogo zapytać, co wtedy czynić?

Spróbuj wykonać to natchnienie, ponieważ w tej chwili Bóg tego od ciebie chce, ale jak postąpisz w przyszłości - nie wiesz.

Możesz z Panem Bogiem się "umawiać" i prosić, aby tego od ciebie nie chciał (dziecko czasem przekona ojca i uzyskuje to, na co przedtem ojciec nie chciał się zgodzić: "Tatusiu, a ja bym jednak chciała tam pójść"). Pan Bóg też daje się czasem "przekonać".

Nie odwracaj się od Pana Boga, słysząc głos natchnienia, tak jak uczynił ewangeliczny młodzieniec gdy "zasmucił się, odwrócił i odszedł..."

Nie udawaj, że nie słyszysz Bożego głosu, bo to rani i jest niegrzeczne.

Podobnie i Pan Bóg może w końcu przestać odzywać się do nas, ale zrobiłby to jedynie z miłości, aby nie dawać więcej okazji do grzechu.

Rozważanie naszych natchnień powinniśmy rozpocząć od rozmowy z Panem Jezusem. Może nawet Pana Boga "przekonamy" i zmieni On swoje postępowanie w stosunku do nas, gdyż nie jest despotycznym wychowawcą.

Powinniśmy pamiętać o tym nie tylko teraz, ale zawsze i ciągle przepraszać!

Nie należy myśleć o sobie i swoim zbawieniu, ale iść za natchnieniem Bożym, nie zważając na zdrowie czy długie życie.

Jeśli się sobą zanadto będziemy zajmować, to natchnień Bożych nie usłyszymy i będzie nam ciężko. Zdajmy się na Najlepszego Ojca!

Jak wiele musiał św. Józef wycierpieć patrząc na nędzne narodzenie się Syna Bożego. Od ofiarowania Jezusa w świątyni aż do ucieczki do Egiptu spełniał ważną rolę Opiekuna.

Św. Józef ma być dla nas lekarstwem i podniesieniem w różnych trudnych sytuacjach życiowych.

To, że Św. Józef otrzymywał natchnienia w tak wyraźny sposób we śnie, nie powinno nas zniechęcać, ale raczej być dla nas "pociechą", bo to właśnie jest dowodem Jego ufności.

Nie myślmy, że nasze "zwyczajne" natchnienia są dla nas jakimś poniżeniem, dowodem, że nas Pan Bóg mniej miłuje.

Cała Ewangelia jest drogą "dziecięctwa", bo jej przyjęcie jest warunkiem zbawienia dla każdego człowieka.

W zaparciu się św. Piotra widzimy jeden z rysów drogi "dziecięctwa". Pan Jezus przestrzega św. Piotra, aby nie robił postanowień, aby swej przyszłości, nawet w stosunku do Pana Jezusa nie opierał w żaden sposób na sobie.

Jeśli już koniecznie chcemy robić postanowienia, to muszą one być drobne i na czas krótki, na przykład: nie palić papierosów w Wielkim Poście.

Droga dziecięctwa nie opiera się wcale na postanowieniach. Pokazał to Pan Jezus w rozmowie ze św. Piotrem. Rzuca się w oczy pokora św. Piotra, który nie przyrzeka Panu Jezusowi miłości, nie zapewnia Go osobiście, że Go kocha, ale mówi: "Panie, Ty wszystko wiesz ..."

My sami nie jesteśmy zdolni do niczego, nie potrafimy spełnić najmniejszego dobrego uczynku bez Pana Boga i na tej naszej bezwzględnej zależności od Niego, powinniśmy wszystko opierać.

Mamy oddać Mu się zupełnie, nie pytając o nic.

Jak mają wobec tego wyglądać nasze postanowienia? Mają być całkowicie poddane woli Bożej.

Jeżeli się komuś wydaje, że jest tak dobry, że nie ma już z czego się spowiadać, to jest chyba wielkie wypaczenie...

Takie swobodne uczynki, bez krępowania, najbardziej się Panu Bogu podobają. Uczynki dobre, wykonane z przymusu, są też dobre, ale nie są doskonałe.

Jeśli zrozumiemy istotę "drogi dziecięctwa" i stanie się ona naszą drogą, to tym samym zdobędziemy cały szereg cnót.

Kościół nakazuje, by uczestniczyć w niedzielę we Mszy św., ale to wszystko co ty możesz z tej Mszy św. "skorzystać", możesz oddać dla innych, za grzeszników, za chorych.

Cokolwiek czynisz, możesz ofiarować za innych...

Ty możesz też oddać swoją chorobę, swoje leczenie... Myślę, że tym, którzy tak czynią jest jakoś lżej na sercu

Nawet spowiedź św. możesz ofiarować za jakiegoś grzesznika, którego nie znasz... Komunię św. też. Dla siebie możesz nie prosić o nic ... Na przykład: Ja teraz tu nie klęczę, chciałbym, aby na moim miejscu, klęczał tu jakiś grzesznik.

Gdy mamy w życiu trudności - otwórzmy Ewangelię św. i zastanawiajmy się nad życiem Matki Bożej i św. Józefa...

Pytajmy często: "Św. Józefie co byś zrobił na moim miejscu?" Wtedy nasza wola, cały strumień naszego życia, skierowany będzie na Pana Boga i tylko wtedy serce nasze będzie spokojne.Asceza Chrystusa, to nie ucieczka przed światem, ale przezwyciężanie siebie i zachowanie czystości duszy. Jezus nie karcił swego ciała dyscypliną, ani postami, otaczał się atmosferą codziennego życia.

Będąc dzieckiem Bożym, wcale nie trzeba się umartwiać ale z całą swobodą korzystać z tego co daje Pan Jezus.

Umartwienie to powolne doprowadzenie do śmierci. Tego słowa Pan Jezus nigdy nie użył, powiedział tylko, że mamy "zaprzeć się siebie samego" - abnegare se ipsum.

To nie człowiek Bogu się oddaje, ale Pan Bóg go sobie zabiera.

To zaparcie się siebie idzie w parze ze stopniem miłości jaka jest w duszy.

"Jak się nie możesz modlić - to się umartwiaj, a jak się nie możesz umartwiać, to się módl" (Sługa Boży ks. Żychliński).

Gdy ktoś traktuje to zaparcie się tylko jako przygotowanie do miłości, to znaczy, że jeszcze nie zupełnie wszedł na drogę dziecięctwa, drogę miłości.

Świętych możemy naśladować, ale nie musimy. Naśladować musimy tylko Pana Jezusa.

Chociaż wiem, że jestem grzesznikiem, mogę jednak żyć jak Pan Jezus - to znaczy nie pokutować za siebie lecz za innych.

Gdy ktoś traktuje to zaparcie się tylko jako przygotowanie do miłości, to znaczy, że jeszcze nie zupełnie wszedł na drogę dziecięctwa, drogę miłości.

Chociaż wiem, że jestem grzesznikiem, mogę jednak żyć jak Pan Jezus - to znaczy nie pokutować za siebie lecz za innych.

Gdyby ktoś od tej chwili przestał się umartwiać, to dobrze zrobi. Wystarczy że powie: "Jezu, jeśli Ty chcesz, abym się umartwiał, to odpowiednio pokieruj moim życiem.Gdyby ktoś od tej chwili przestał się umartwiać, to dobrze zrobi. Wystarczy że powie: "Jezu, jeśli Ty chcesz, abym się umartwiał, to odpowiednio pokieruj moim życiem.

Droga dziecięctwa w dziedzinie umartwienia przeciwstawia się innym metodom życia duchowego. Jest oparta na pozostawieniu Panu Jezusowi pełnego prawa, aby w naszym życiu czynił, co Jemu się podoba.

Pan Jezus chce w Swoim Kościele wznowić zaufanie, ukazując ludziom życie tylko Ewangelią w całkowitym oddaniu Panu Bogu.

Zaparcie się samego siebie powinno mieć, prócz cechy "ukrycia", inną jeszcze cechę, mianowicie radość.

Każda naturalna dolegliwość, ból, ostrzega nas przed jakimś złem (ból w piersiach, kaszel - przed przeziębieniem, poparzenie przed spaleniem itd.). Pan Jezus każe nam każde cierpienie przezwyciężyć przez ufność.

Nie mamy sobie wmawiać, że nic nas nie boli, ale zło, które nam grozi nie powinno nas przerażać. Mamy dbać nie o zdrowie, ale o Królestwo Boże.

Znoszenie cierpień z radością ma nas doprowadzić do tego, byśmy przesadnie nie troskali się o nasze ciało,Znoszenie cierpień z radością ma nas doprowadzić do tego, byśmy przesadnie nie troskali się o nasze ciało,

Jak przedstawiają się możliwości zaparcia się siebie w praktyce? Jeśli chodzi na przykład o jedzenie - jeść co nam podają. Nie krytykować czy dobre, czy smaczne, czy zimne, czy ciepłe.

Wygoda: Tutaj zaparcie się siebie nie polega na noszeniu włosiennicy, spaniu na deskach, czy wkładaniu do posłania twardych przedmiotów. Możesz na przykład siedzieć w fotelu, ale kiedy ścierpną ci nogi - nie zmieniaj pozycji. To będzie duże umartwienie, o którym nikt nie będzie wiedział. Okazje do tych umartwień same się nadarzają, nie musisz ich szukać.

Umartwienie woli: Nie chcieć przeprowadzać naszej własnej woli - to rzecz najtrudniejsza, ale i najistotniejsza. Pozytywnie znaczy to wypełniać prośby, kaprysy i życzenia bliźnich, stosować się do zwyczajów innych ludzi, wyrzec się własnych przyzwyczajeń.

Ewangelia, to kanwa tkana, gdzie nitki tak są ze sobą powiązane, że nie można wyciągnąć jednej bez popsucia całości.

A przecież Pan Jezus nie jest gościem w naszej duszy, lecz mieszka w niej zawsze, przez łaskę uświęcającą. Jest On naprawdę Kimś takim, że trzeba by cały świat zostawić dla Niego, a jednak my zostawiamy Go samego w naszej duszy.

A Pan Jezus jest przecież Kimś niesłychanie ważniejszym, a my mimo to w stosunku do Niego zachowujemy się nieraz podobnie.

Dlatego Syn Boży stał się człowiekiem, aby być nam przykładem, być nam bliższym, abyśmy mogli podobnie bezpośrednio odnosić się do Niego.

Po przyjęciu Pana Jezusa w Komunii św. jesteśmy z Nim złączeni tak jak ludzie, którzy mieszkają w jednym mieszkaniu, a może nawet jeszcze ściślej.

Choć zjednoczenia z Panem Jezusem nie możemy nawet zrozumieć, to On rzeczywiście w nas mieszka i sam nie wyjdzie z naszej duszy, chyba tylko przez grzech.

Pan Jezus uczy nas jeszcze czegoś więcej: należy zawsze się modlić i nigdy nie ustawać (por. Łk 18,1).

Najbardziej bezpośrednim i najskuteczniejszym sposobem zwracania się do Pana Jezusa, jest pytanie Go o wszystko! Pan Jezus prosi, abyśmy zaczęli Go o wszystko pytać. Taka forma odnoszenia się do Pana Jezusa ratuje nas przed dewocją, przed czułostkowością.

Czy Pan Jezus rzeczywiście odpowie? Jeśli powiesz nie, to na pewno skrzywdzisz Pana Jezusa, bo nie uznasz Jego dobroci.

Można być w takim kontakcie z Panem Jezusem, że się Go zawsze o wszystko pyta. Może nie zawsze w takiej formie bezpośredniego pytania, ale tak, by nasza dusza była wewnętrznie nastawiona na Niego.

Pytajmy często, czego by Pan Jezus teraz od nas chciał, ale nie pytajmy w trzeciej osobie,tylko wprost: "Czego byś Jezu ode mnie teraz chciał?" Pytać się musimy bezpośrednio per "Ty". Do tego trzeba chcieć wykorzystać wszystkie wolne chwile w ciągu dnia.

Bo tylko On może sprawić, że będziemy chcieli się pytać. To nie ty zaczynasz się pytać, tylko Pan Jezus będzie w tobie działał i zachęcał do kontaktu ze sobą. To On, a nie ty. To jest łaska.

Najważniejsze jest, aby czas przeznaczony na formalną modlitwę wypełniony był faktycznie rozmową z Bogiem.

Jak rozmawiać z Panem Jezusem na przykład jadąc rano tramwajem? Można tak: "Jezu czy ten... już dziś mówił pacierz? Może nie..., to ja Cię za niego przepraszam". To świadczy, że kochasz i Pana Jezusa i ludzi.

Jak rozmawiać z Panem Jezusem na przykład jadąc rano tramwajem? Można tak: "Jezu czy ten... już dziś mówił pacierz? Może nie..., to ja Cię za niego przepraszam". To świadczy, że kochasz i Pana Jezusa i ludzi.

Pan Jezus, który chce, abyś pozostał sobą, daje łaskę stopniowo, aby wszystkie twoje dziwactwa wygładzać powoli. Na pewno Pan Jezus nie da ci takiej łaski, żebyś po wyjściu z tej kaplicy odrazu zawsze i wszędzie Pana Jezusa o wszystko pytał.

Pan Jezus będzie ci się sam przypominał, a ty będziesz mieć uczucie wielkiej radości, że On cię kocha i prosi: "Zacznij ze mną rozmawiać".

By zabezpieczyć was przed jego pokusami, które niewątpliwie przyjdą, Pan Jezus podał mi myśl rozważania, jak to było w Nazarecie. Czy Najświętsza Maria Panna pytała Pana Jezusa, czy Jej Syn pytał Matkę Bożą?

Najpierw pytał On, a kiedy miał około 20 lat zaczęła pytać Matka Boża.

Najpierw pytał On, a kiedy miał około 20 lat zaczęła pytać Matka Boża.

Warto pytać Pana Jezusa o wszystko, także i o to, co się ma mówić do ludzi.

Jeśli pytasz Pana Jezusa, to w tym momencie jesteś od ludzi "odcięty" i nikt nie może poznać, o czym myślisz, gdy się do Niego "zgłaszasz z pytaniem", gdyż On cię osłania.

Często stawiamy sobie pytanie, dlaczego Bóg tak się o nas troszczy, skoro jesteśmy właściwie niczym wobec Niego, jesteśmy jak gdyby "żartem Pana Boga".

Bóg jest bezwzględnym absolutem, wszystko jest od Niego zależne, musi się tak stać jak On chce. Jego działanie jest niechybne, a mimo to stworzył takie istoty, które mogą postępować inaczej, niż On chce, czyli istoty wolne i Bóg to uwzględnia w swoim planie.

Bóg ma jakiś plan co do nas, tak że człowiek, który Mu ufa nie musi mieć już żadnego swojego planu. Pan Jezus pozwala nam na plan tylko do wieczora, bo o jutrze nie wolno nam myśleć i martwić się. "Dosyć ma dzień swej nędzy", możesz więc robić tylko plan dnia dzisiejszego, od rana do wieczora, ale najlepiej jeśli z tego planu zrezygnujesz.

Jak może wyglądać nasz plan dnia? Już wieczorem trzeba poprosić: "Jezu, obudź mnie jutro, o której godzinie zechcesz"..., a budzika nie nastawiać, bo zresztą budzik i tak wiele razy przespałeś.

w ciągu dnia pytaj dalej o wszystko, a przede wszystkim pytaj, czy Pan Jezus pozwoli ci zjeść pierwsze śniadanie, jeśli nie przyjąłeś jeszcze Komunii świętej.

Gdy ktoś, przystępuje do Komunii św. raz na pół roku i weźmie na serio to pytanie, to może ono przewrócić całe dotychczasowe jego życie.

Pan Jezus wykonuje swój plan w ten sposób, że zwraca się do człowieka przez natchnienie lub przez innych ludzi.

Bóg przemawia do nas również przez bliźnich.

Podobnie i wtedy, gdy my zwracamy się do kogoś z jakąś prośbą, możesmy myśleć, że jest to wolą Pana Boga.

Jaka jest hierarchia próśb? Na pierwszym miejscu Pan Jezus, na drugim ojciec i matka, w małżeństwie żona i mąż, potem dzieci i wszyscy inni. Czasem dalszy bliźni potrzebuje więcej pomocy aniżeli ktoś bliski.

Prośby bliźnich mogą być wprawdzie wyraźnie samolubne, ale my nie mamy ludzi sądzić, mamy odpowiadać na ich prośby z takim nastawieniem, jak to czynił Pan Jezus, nawet, gdyby bliźni chcieli nas wykorzystać.

Tak istotnie, to jest naprawdę wielka radość "być zawieszonym" tylko na Bożej woli...

Pod względem cielesnym człowiek rozwija się po swym narodzeniu przez kilkanaście lat, w czasie których powinien być wychowywany.

Podobnie po chrzcie św. człowiek musi rozwijać się pod względem duchowym, czyli też musi być wychowywany. Jeśli jest ochrzczony, a nie jest wychowywany, też z niego nic nie będzie.

Naszym wychowaniem duchowym kieruje Matka Boża. Prawdziwym nieszczęściem byłoby, gdybyśmy nie mieli tej duchowej Matki, jaką jest Najświętsza Maryja Panna. Chciejmy wewnętrznie poddać się Jej wychowaniu.

Najświętsza Maria Panna, nasza Matka Niebieska, może wszystko. Nie jakoby była wszechmocna, ale dlatego, że wszystko może uprosić u Wszechmocnego Syna.

Pan Jezus pragnie, byśmy do Najświętszej Marii Panny odnosili się z bezgranicznym zaufaniem, tak - jak On się sam do Niej odnosił. Matka Najświętsza nigdy Jego zaufania nie zawiodła. Z największą miłością przyjmowała Jego wolę.

Pan Jezus dał Jej tę moc, by i nas mogła wychowywać, jeśli się Jej bez zastrzeżeń oddamy i bezgranicznie zaufamy.

Bo zaufanie to zasadnicza sprawa w wychowywaniu, nawet kiedy dotyczy ono drobnych, błahych codziennych spraw.

Powiedz, że Jej wierzysz i ufasz, iż Ona może wszystko załatwić. Na tej podstawie słuszne jest, abyś Ją o wszystko prosił. Możesz nawet przestać prosić Pana Jezusa, a prosić tylko Ją.

Nie ograniczajmy swej prośby tylko do oficjalnej modlitwy, ale prośmy w każdej chwili.

Nie ma bowiem takiego człowieka, który nie poprawiłby się pod wpływem Najświętszej Maryi Panny. Teoretycznie jest to dość trudne do zrozumienia, bo zdawałoby się, że jest dziwactwem, gdy co parę minut grzeszymy i równocześnie przepraszamy.

Mów i ty do Matki Bożej wszystko to, co ci przyjdzie na myśl, to co potrafisz.

Rozmawiajmy często z naszą Matką. Zaufajmy Jej bez granic. A Ona zajmie się naszym wychowaniem tak, że po kilku tygodniach, ani my nie poznamy siebie, ani nie poznają nas ci, którzy z nami żyją. Staniemy się zupełnie innymi ludźmi, prawdziwymi dziećmi Najświętszej Maryi Panny.

Aby oddać się Matce Bożej, a przez Nią Panu Jezusowi należy najpierw, w pierwszej fazie:

Uznać, że Matka Boża wszystko może i w oparciu o to uznanie bezgranicznie Jej zaufać

O wszystko prosić Ją, a nie kogo innego

Kto tak chce żyć, winien przez Matkę Najświętszą także przepraszać Pana Boga: "Matko Najświętsza, przeproś za mnie Pana Jezusa".

Mówić do Matki Bożej, chociaż się niczego nie potrzebuje - tak jak do matki - zupełnie bezinteresownie.

Kierować do Niej nie tylko same prośby, ale także pochwały, podziękowania i inne akty, takie które nieraz trudno zanalizować odnośnie tego, co się w nich mieści z tych czterech części modlitwy, które powinny być w każdym odnoszeniu się do Pana Boga: chwała Boża, dziękczynienie, prośby i przebłaganie.

W drugiej fazie oddania się Matce Bożej, należy:
ˇ Prosić, aby Matka Boża nas wzięła.
ˇ Odnosić się do Niej jak małe dziecko.
ˇ Pytać Ją o wszystko i prosić o pozwolenie.

Dlaczego mamy prosić, aby Matka Boża nas wzięła? Dlatego, że do oddania się Bogu, konieczna jest łaska. O tę łaskę trzeba prosić.

Najlepszym wyrazem naszej współpracy z łaską jest właśnie prośba.

Bo w oddaniu się Bogu przede wszystkim potrzebna jest szczerość, a w prośbie zwykle jest szczerość; większa kiedy prosimy o przyjęcie, aniżeli wtedy, kiedy sami oddajemy się Bogu.

musimy prosić o to, by Matka Boża zechciała nas przyjąć. Nie tak: "Masz i bądź rada, że możesz coś otrzymać"..., albo: "Łaskę Ci czynię, że się wreszcie zdecydowałem - wolę, rozum i wszystko co mogę Ci dać - masz".

Podstawowa grzeczność wobec Matki Bożej wymaga, żeby Ją prosić, aby zechciała nas przyjąć. Gdybyśmy stawiali sprawę inaczej, byłoby to dla Niej obrazą.

Jak mamy prosić?
ˇ Usilnie - żeby z tego wynikało, że przyjęcie uważamy za wielką łaskę. Dlaczego oddając siebie, mamy "usilnie" prosić o przyjęci

Nie mamy być obojętni, ale mamy usilnie prosić, by Bóg uczynił, jak chce, a nie jak my chcemy.

Oddając się Matce Bożej, mamy często prosić, by ona nas wzięła. Od tej prośby zaczynać wszelkie zwracanie się do Niej, chociażby sto i więcej razy na dzień. Każdą modlitwę od tego rozpoczynać: "Matko Najświętsza, weź mnie", a potem dopiero mówić to, co mieliśmy na myśli. Wszelkie akty zaczynać od tej prośby.

Mamy prosić ufnie - prośba nasza ma być ufna. Jest prawdą, że Matka Najświętsza chce nas wziąć. Inicjatywa wychodzi od Niej. Ona cierpliwie znosi przez jakiś czas, to że my się tak zachowujemy, jakbyśmy Jej robili łaskę. My dopiero z czasem dochodzimy do przekonania, że przyjęcie nas jest Jej wielką łaską, o którą trzeba prosić

Prosić szczerze - mamy chcieć zdać sobie sprawę z tego, czy naprawdę szczerze prosimy, czy nasza prośba wyraża rzeczywiście nasze pragnienie, czy nam zależy na tym, by Matka Boża nas przyjęła.

Mamy prosić jak małe dziecko.

Małość okazuje się wtedy, gdy spotyka nas jakaś trudność, której nie możemy przezwyciężyć. Zwykle jest tak, że człowiek zabiera się do przezwyciężenia jej raz, drugi, trzeci i wszystko na nic.

trudność w modlitwie. Myślę: Nie mam czasu, nie przychodzą mi żadne dobre myśli, nie mogę się skupić. Próbuję na różne sposoby i nic nie wychodzi.

Aby zobrazować przezwyciężenie trudności na drodze dziecięctwa duchowego, św. Teresa od Dzieciątka Jezus podaje taki przykład: Kiedyś koń zagrodził Jej drogę. Nikt nie mógł przejść, ale mała Tereska uczyniła się jeszcze mniejszą i przeszła pod koniem.

Na drodze dziecięctwa trzeba więc chcieć stawać się coraz mniejszym, a przynajmniej dla swego własnego rozwoju wewnętrznego szukać rysów charakterystycznych w życiu dziecięcym i odczytywać te, które dla danego człowieka są odpowiednie.

Pytać należy o najdrobniejsze sprawy, także o te znane. To będzie taka jakby grzeczność w stosunku do Matki Bożej.

Dzieci lubią pytać się kilka razy o to samo, a dobrej matce nie sprzykrzy się to, bo to jest potrzebne do rozwoju dziecka. Nie koniecznie chodzi o to, by się pytać słowem, dziecko nieraz spojrzeniem pyta ojca i matkę.

Gdy się pyta Boga o wszystko, nawet o najdrobniejsze rzeczy, znaczy to - nastawić się na otrzymanie odpowiedzi.

Bo Bóg wszystkim rządzi, odnośnie wszystkiego ma swoje plany.

Mamy więc pytać o najdrobniejsze szczegóły, a dopiero z czasem Pan Jezus sprawi, że zrozumiemy i już o niektóre sprawy pytać nie będziemy

Pytanie się o wszystko jest także fazą na drodze dziecięctwa, przez którą trzeba przejść.

Czy takie pytanie się nie jest sztuczne? Nie! Sztuczne jest coś wtedy, kiedy nie wypływa z przekonań, czy z uczuć.

A co to jest ta "odpowiedź", kiedy pytam i czekam odpowiedzi? Odpowiedzią może być natchnienie, o które prosimy, czyli łaska uczynkowa - oświecenie, które Bóg daje albo przez Anioła Stróża, albo przez dobrych ludzi lub pobudzając nasze władze i skłonności.

Tylko taka odpowiedź może pochodzić od Boga, która jest zgodna z przykazaniem Bożym i kościelnym i z poleceniami naszych przełożonych.

A gdy nie ma żadnej odpowiedzi? Człowiek pyta, chce się dowiedzieć, a nic się nie nasuwa? Wtedy można stosować zasadę św. Augustyna: "Kochaj i rób co chcesz". Ale słowo "kochaj" trzeba tu dobrze i prawdziwie zrozumieć. To musi być miłość prawdziwa, która pobudza pragnienie, by spełnić tylko wolę Bożą.

To musi być miłość szczera, miłość czysta, czyli nie pomieszana z miłością własną.Tylko ci, którzy naprawdę chcą oddać się Bogu do Jego dyspozycji, mogą korzystać z tej zasady św. Augustyna.Jeżeli szczerze pragniemy oddać się Bogu, jeżeli przez pytanie naprawdę chcemy szukać woli Bożej, to Pan Bóg rzeczywiście "bierze za nas odpowiedzialność".

Jeśli szukając woli Bożej uważałem, że tak będzie dobrze, to Pan Bóg na Sądzie Ostatecznym weźmie mnie w obronę i powie: "To ja chciałem, abyś tak postąpił".

Odpowiedź, którą w sumieniu słyszymy jest bowiem łaską uczynkową, która oświeca rozum i pobudza wolę - tak uczymy się w katechizmie. Nie chodzi tu o jakiś "głos", bo chodzi o łaskę uczynkową a "głosu" można nieraz przez całe życie nie usłyszeć, chociaż może się tak zdarzyć, że ktoś głos usłyszy.

Jest zasadą teologiczną, że należy działać zgodnie z sumieniem. To, że się pytam, ma właściwie na celu dobrze uformować sumienie, aby się poddało łasce Bożej.

Sąd sumienia to jest rozum i łaska, sąd sumienia to właśnie jest ta odpowiedź, której pragnę i o którą proszę, odpowiedź połączona z łaską.

Matkę Bożą można pytać tylko dzięki łasce Bożej. Gdy nie ma tej łaski, w ogóle na myśl nie przyjdzie, aby pytać. Pytanie jest wyrażeniem pragnienia, że nie chce się pełnić swojej własnej woli.

Kto wytrwa w pytaniu się i proszeniu o pozwolenie Matkę Najświętszą, kto będzie wierny łasce Bożej przejawiającej się w tej zachęcie: "zapytaj się", kto będzie pytał a otrzymawszy odpowiedź, będzie chciał ją zastosować, ten otrzyma łaskę wyższą.

przez wierność w rozmyślaniu nabyć można kontemplację, dojść do tzw. kontemplacji nabytej, podobnie też przez wierność tej łasce Bożej, która zachęca nas do "pytania się", można otrzymać łaskę wyższą polegającą na trwałym połączeniu się z Bogiem.Można to nazwać "chodzeniem w obecności Bożej".

Kiedy poczucie krzywdy jest szczególnie trudne do zniesienia? Zdajmy sobie sprawę z tego, że łatwiej jest znieść niesprawiedliwość ze strony obcych, a trudniej ze strony bliskich i najbliższych.

Poczucie krzywdy utrudnia życie. Trudno jest przejść ponad tym poczuciem krzywdy, trudno podjąć jakieś zadanie życiowe, trudno nie bronić się przed tym, że się doznaje jakiejś krzywdy, a jeszcze trudniej nie mówić z kimś, bo człowiek chciałby się chociaż podzielić, ale najtrudniej jest o tym nie myśleć.

Co oznacza słowo sprawiedliwość? Jest to skłonność do działania zgodnie z prawem. By być jednak sprawiedliwym, nie wystarczy raz po raz działać zgodnie z prawem, ale należy zawsze mieć takie wewnętrzne nastawienie.

Do działania zgodnie z prawem potrzebne jest po pierwsze właściwe działanie rozumu, bo jego zadaniem jest poznać prawo i poznać tę rzeczywistość, która powinna być przez prawo uregulowana.

Do działania rozumu musi przyłączyć się wola. Wola winna zacząć działać tak, jak rozum podyktował, że jest to zgodne z prawem, wtedy człowiek działa sprawiedliwie i natura ludzka, (a więc najpierw rozum), doznaje zadowolenia z prawdy, a czuje niezadowolenie z fałszu i niesprawiedliwości.

Jest to zresztą jedyny przypadek, gdzie Pan Jezus tak się upomniał. W dalszym przebiegu męki poddawał się niesprawiedliwości. Pan Jezus prawdopodobnie zauważył dobrą wolę sługi, któremu zdawało się, że musi stanąć w obronie arcykapłana i zwrócił mu uwagę bo przypuszczał, że on ją przyjmie. W Kazaniu na Górze Pan Jezus wypowiada znane nam słowa: A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi! Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz! Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące! (Mt 5, 39-41). To jest oczywiście rada Pana Jezusa i to nie jest sprzeczne z tym, co poprzednio powiedziałem, że ktoś może jednak się bronić, jeżeli to czyni w dobrej intencji, z miłości. A co radzi Pan Jezus? Nie zwracać uwagi na to, czy cię ktoś krzywdzi, czyli po prostu pozwolić się krzywdzić. Jeżeli Pan Jezus tak radzi, to przede wszystkim jest to dla mnie dobra rada. Pan Jezus nie broni tego, kto krzywdzi, bo przecież będzie on na pewno sądzony.

Przykład takiego postępowania daje Pan Jezus w czasie męki, gdy pozwala siebie krzywdzić.

Pan Jezus swoje poczucie krzywdy przezwyciężył, choć miał prawo je mieć. Przecież krzywdy, których Pan Jezus doznawał były prawdziwe.

A Pan Jezus przezwyciężał je w każdym przypadku właśnie przez zgodzenie się na wolę Ojca. Bo Ojciec ma taki plan, że chce nas zbawić przez "krzywdę". Znoszenie krzywdy jest okupem za grzech, jest po prostu odkupieniem.

Poczucie krzywdy nie zawsze jest wynikiem niesprawiedliwości. Czasem może być w kimś poczucie krzywdy jako wynik domysłów, choć niesłusznych.

Pan Bóg jest wszystkim w świecie, jest centrum świata, a tymczasem ja siebie stawiam na Jego miejscu, może nie tyle świadomie, co praktycznie, bo niby Pana Boga nie detronizuję. Ten egocentryzm może być nieświadomy, po prostu nie wiem, nie umiem zobaczyć, że ciągle myślę tylko o sobie.

Egocentryzm objawia się też wtedy, kiedy ci zwracają uwagę, a tobie trudno ją przyjąć. Ty jakoś usiłujesz dopasować innych do siebie, a gdy ci się to nie udaje, masz poczucie krzywdy.

Wydaje się, że krzywdę prawdziwą, nie urojoną, jest łatwiej oddać Bogu, zgodzić się, że Pan Bóg to dopuszcza, że ktoś mnie krzywdzi i nie bronić się.

Jeżeli więc poczujesz, że trudno ci jakąś krzywdę oddać Panu Bogu, to znaczy, że jest to krzywda urojona, a za nią kryje się twój egocentryzm. Jesteś w wielkim niebezpieczeństwie i działa w tobie zły duch.

Wszystkie uczucia, które są w człowieku, zaczynają być sprężynami złego działania i zagłuszają rozum.

Praktyczny wniosek: Im trudniej ci Bogu oddać jakąś krzywdę (którą ty czujesz jako krzywdę) - tym bardziej konieczne jest, byś bronił się przed złudzeniem i przed zasadzką złego ducha.

Wielki pokój płynie z oddania swego poczucia krzywdy. To jest pierwsza nagroda za oddanie go Panu Bogu: to jest spokój, radość, siła do pracy, to jest po prostu chęć do życia, niezależność od ludzi, taka prawdziwa wolność.

Pan Bóg okazuje wtedy zawsze "zadowolenie" z takiego człowieka.

Jeżeli ktoś potrafi swoje krzywdy oddać Panu Bogu, a są to zwykle sprawy, które szczególnie głęboko w nim tkwią, jeżeli takie sprawy potrafi oddać, może być pewny, że rzeczywiście siebie oddał całkowicie.

A jeżeli czegoś chociaż w jednej jakiejś sprawie nie chciał oddać, to musi mieć wątpliwości, czy jego oddanie Panu Bogu jest prawdziwe, czy nie żyje w złudzeniu.

człowiek, który nas krzywdzi, jeżeli czyni to świadomie, jest biedniejszy niż my.

Trzeba pamiętać, że jeżeli ja będę się bronił, to Pan Bóg powie: Dobrze, broń się! Mówisz, że się możesz obronić, proszę bardzo. Z chwilą jednak, kiedy ja się nie chcę się bronić, to Pan Bóg zacznie mnie bronić.

Dlatego człowiek, który się nie broni, zawsze postępuje właściwie. To jest prawdziwa mądrość życiowa, która okazuje się w życiu praktyczna.

W naszym codziennym życiu szukamy sprawiedliwości dla siebie, a może czasem domagamy się jej dla innych, a jej brak wywołuje w nas słuszne poczucie krzywdy.

Teologia uczy, że miłosierdzie okazywane stworzeniom jest najdoskonalszym przymiotem Boga. Jego wyższość wskazana jest nam po to, abyśmy zapragnęli kierować się nim.

Jeżeli nie spotkasz się z wdzięcznością (wdzięczność jest jakby dalszym ciągiem cnoty sprawiedliwości, jakby ozdobą sprawiedliwości) - gorycz napełnia twoje serce.

Jeżeli w innych nie widzisz dobra ( chociaż ono powinno tam być), już nie jesteś zdolna świadczyć dobro, bo nie masz go dostatecznie w sobie. Nie masz go, nie czerpiesz go z Boga.

Co masz czynić? Spójrz na Pana Jezusa. On zawsze czynił dobro, leczył, uzdrawiał, karmił głodnych. Dla pocieszenia strapionych nawet wskrzeszał zmarłych. A co otrzymał w zamian? Spotkał się z niewdzięcznością, nawet z prześladowaniem, ze zdradą, ze śmiercią krzyżową.

A w jaki sposób Pan Jezus na to reagował? Może nie masz prawdziwego obrazu Jezusa? Zapominasz, że jako człowiek sam doświadczał bólu i współczuł. On ma przecież czulsze serce aniżeli ty. Zawsze odpowiada miłosierdziem.

Że komuś dobrze życzysz - to jest słuszne, to jest dobre, to jest potrzebne, ale nie byłoby wcale dobrze, gdybyś mówił tak: Ja mu dobrze życzę, ale nie chcę mieć z tym człowiekiem nic do czynienia - to jeszcze nie byłaby prawdziwa miłość życzliwa.

Miłość życzliwa musi się wyrazić w czynie, w postępowaniu.

Miłość życzliwa powinna zlikwidować uprzedzenia. Jeżeli ty nie umiesz jeszcze zlikwidować w sobie uprzedzeń, to dowód, że miłość nie jest jeszcze prawdziwa.

Gdy tylko odmawiamy modlitwy, grozi nam niebezpieczeństwo, że wiara pozostanie w nas bez uczynków. Ale istnieje też inne niebezpieczeństwo, że oddając się uczynkom zamiast Bogu, przestaniemy mieć z Nim łączność przez modlitwę.

Poprzez te kontakty ludzie wzajemnie oddziałują na siebie, ale najbliższe współżycie i też największe oddziaływanie jest w rodzinie, największy wpływ wzajemny, największe jakby wzajemne wykorzystanie.

Ale nawet rodziców można czasem zastąpić, gdy ich zabraknie.

Tylko Pana Jezusa nie można zastąpić, tylko kontaktu z Nim nie można zastąpić, tylko dóbr, które On daje, nie można zastąpić. To znaczy, że On Jedyny jest naprawdę nieodzowny.

Tam, gdzie jest kontakt, dwa istnienia są obok siebie, a Pan Jezus nie tylko chce być obok nas, On chce być w nas, w naszym życiu i w naszej duszy. Pragnie abyśmy byli z Nim.

Jaki będzie pierwszy etap tego zbliżenia się do Pana Jezusa, tego szukania kontaktu z Nim? Pierwszy etap zawsze musi być oczyszczeniem. Najważniejsze jest oczyszczenie z grzechu śmiertelnego.

Dusza w grzechu ma kontakt, tylko przez wiarę, przez jakąś nadzieję, ale miłości wtedy nie ma. Najważniejsze, by przez żal doskonały i przez Sakrament Pokuty oczyścić się z grzechu ciężkiego i znaleźć się w kontakcie z Bogiem przez łaskę uświęcającą.

Dla przyjaźni z Panem Jezusem jest potrzebne zbliżenie. Nie można tak na serio kochać na odległość. Odległość osłabia przyjaźń.

Najwięcej potrzebne nam jest zbliżenie, które nazywa się Komunią św., a przynajmniej szczere staranie się o to, aby ona była codzienną.

Każdy ma prawo zbliżyć się do Niego. Nikt nie ma wymówki, jakoby nie mógł przyjąć Komunii św.

Kto przyjął Komunię św. niejako ma prawo, nawet powiedziałbym, ma obowiązek "wykorzystać" Pana Jezusa. Niech usiłuje Go wykorzystać, żyjąc przez cały dzień z Nim i dla Niego.

Po obudzeniu się należy Pana Jezusa pozdrowić, powitać w jak najbardziej osobisty sposób. Na pewno dobrze jest uczynić znak Krzyża św.. Nie takie jakieś pośpieszne machnięcie ręką z przyzwyczajenia, przy szybkim wstawaniu, ale uczynić ten znak jako rzecz najważniejszą w ciągu dnia, z sensem i poważnie.

A potem ubierasz się, a więc w czasie ubierania rozmawiaj z Nim, nawet o sprawach takich, jak i w co się masz ubrać, to też może być ważne.

w drodze, do tramwaju, przecież nie idziesz sam, ale z Nim. Czasem ta droga jest dla kogoś długa. Ten kto ma długą drogę, powinien to wykorzystać, a nie narzekać, że ma daleko do tramwaju.

W tramwaju kogoś spotykasz i już grozi jakieś większe rozproszenie. W tramwaju oddaj się Jemu, oddaj również wszystkich jadących z tobą. To jest znowu okazja do rozmowy z Nim.

Czego mamy uczyć się od Pana Jezusa? Pan Jezus sam powiedział o Sobie, że jest cichy i pokornego serca. On, który jest prawdziwym Bogiem, który mógłby dokonać najwspanialszych rzeczy na świecie, wszystko czynił w wielkiej cichości, nie urządzał reklamy co do swojej osoby.

A więc w naszych kontaktach z ludźmi ma być cichość i pokora, unikanie rozgłosu o sobie, o swoich czynach, o swoich zdolnościach, poświęceniu, o tym, że może rzeczywiście jesteś wykorzystany przez innych.To wszystko przeszkadza. To nie jest Jego duch i to wprowadza niepokój. Potem zamiast myśleć o Nim, będziesz myślał o tych sprawach i to zupełnie niepotrzebnie, bo to się na nic nie zda.

Nie chciej wzbudzać jakiegoś zachwytu swoją osobą, nie chciej wysuwać siebie naprzód.

Trzeba pamiętać, że czyny głośne na ogół nie mają znaczenia dla Pana Jezusa, bo są skażone miłością własną. Dlatego właśnie musimy ich unikać. Czasem to nie jest możliwe, wtedy nie ma rady i trzeba to znieść z uśmiechem, ale uważać, żeby nas to wszystko nie odciągało od Boga.

W pracy zawodowej oddaj Jemu wszystkie rozmowy....W pracy na pewno nieraz spotka cię jakaś przykrość...Jest co ofiarować.

Pan Jezus patrzy na czystość intencji i dlatego ty też czuwaj nad czystością twoich intencji, by to co czynisz, było naprawdę z miłości do Boga, a nie po to, aby ci się lepiej w życiu powodziło, aby kogoś sobie zjednać, mieć dobrą opinię... to już nie jest czysta intencja.

Warto czynić wszystko tylko dla Pana Boga, w łączności z Nim. Kto oczyszcza swoje kontakty z ludźmi z miłości własnej, kto dba o czystość serca, chce wszystko czynić tylko z miłości do Boga, ten ma prawo włączyć Pana Jezusa do swoich kontaktów z ludźmi.

To On będzie działał i będziesz wiedział, że to nie ty działasz, tylko On, ale warunkiem tego jest zachowanie wielkiej czystości intencji i życie tylko dla Niego.

On będzie pomagał rozwiązywać trudne problemy życiowe.

Gdy jednak twoje kontakty z ludźmi będą skażone miłością własną, to nie będzie w nich działania Bożego, pozostanie tylko ludzkie. Ono może nie będzie złe i właśnie dlatego łatwo się łudzić, że niby wszystko jest w porządku, ale to będzie tylko ludzkie działanie, którego skuteczność może unicestwić nasz wróg - szatan.

Po powrocie z pracy, uczyń przegląd, zbadaj stan swoich uczuć.

Przedstaw to wszystko Panu Jezusowi. Może trzeba będzie ustalić, jak naprawić, co było niewłaściwe, jak na drugi raz postąpić lepiej. Może postąpiłeś niezbyt roztropnie, kierowałeś się jakimiś uczuciami. Na drugi raz ustaw się odpowiednio wewnętrznie, przygotuj się do walki ze źródłem niepokoju.

Posiłki - jedzenie - to też może łączyć z Bogiem. Co ci smakuje, zjedz z wdzięcznością na chwałę Bożą. A co nie smakuje, bo jest może zimne, letnie, może niedogotowane, to ofiaruj jako ten ocet zmieszany z żółcią, którą Panu Jezusowi podano przed śmiercią.

Oglądanie telewizji, albo inne rozrywki, też mogą być czasem pokusą, taką pokusą, która ma na celu przerwanie twojej łączności z Panem Jezusem. A więc nie włączaj radia, czy telewizora machinalnie, ale świadomie.

Zastanów się, czy Pan Jezus tego chce, czy to cię od Niego nie oddali. Odwiedziny chorych przedkładaj nad odwiedziny zdrowych. Tam na pewno Pan Jezus pójdzie z tobą, tam będzie z tobą, i wrócisz z Nim.

Na początku listu postaw krzyżyk, zupełnie świadomie, nie tak tylko pro forma, bo tak jest przyzwoicie, po chrześcijańsku - aby pisać to, co On ci podyktuje.

Modlitwa na końcu dnia. Tę ostatnią modlitwę umieść w programie około godziny 21- szej, może to będzie Apel Jasnogórski. A jeśli potem musisz jeszcze pracować, czytać, to na końcu wzbudź żal, uczyń akt pokuty, może na kolanach. Niech to będzie prawdziwa pokuta.

Wieczorem niech to będzie zamknięcie dnia, ale wcale nie po to, aby pozostawić Pana Jezusa, tylko dlatego, by z radością niejako zasnąć w Jego ramionach. Sen wtedy będzie pokrzepiający.

Czy my zdajemy sobie sprawę, że Uczta, do której nas Pan Jezus zaprasza, jest naprawdę "wielka", nie tylko dlatego, że wielu jest zaproszonych, ale dlatego, że samego Boga na niej przyjmujemy.

Dzisiaj ludzie mówią Panu Jezusowi: "Nie mogę przyjść na Ucztę, bo jestem zbyt zajęty cały tydzień i przepracowany, więc w niedzielę należy mi się trochę wypoczynku i chcę się wyspać" ...

A jeszcze inny: "Idę na spacer do lasu. Tam bardziej niż w kościele odczuwam bliskość Boga, więc tam się pomodlę ..."

Pan Jezus zaprasza do Swego stołu i ślepych i chorych duchowo i ubogich i ułomnych.

Ludziom często ta Uczta, na którą Pan Jezus zaprasza, "nie smakuje" i dlatego nie chcą brać w Niej udziału. Najwyżej raz na rok, "dla oka". Zachowują się tak, jak gdyby byli na jakiejś proszonej wizycie, gdzie między innymi potrawami podano coś, co im nie smakuje.

Nie możemy w Komunii św. zasmakować, bo zbyt jesteśmy zajęci innymi sprawami doczesnymi. Niekoniecznie grzechami, ale tym codziennym, ludzkim życiem. Wielu wprawdzie twierdzi, że dusza i życie wieczne jest czymś ważniejszym od ciała, ale praktycznie tego u nich nie widać.

Uważają życie wieczne za pewnego rodzaju asekurację: może to życie rzeczywiście jest, choć to na pewno nie wiadomo, no ale na wszelki wypadek trzeba się zabezpieczyć...

nie odsuwajmy spraw duchowych "na potem", nie wymawiajmy się od Uczty, na którą nas Pan Jezus zaprasza. Pamiętajmy, że przypowieści o Uczcie nie kieruje Pan Jezus do uczniów, ale do faryzeuszów, to znaczy, do obłudników.

My wszyscy, którzy się od Komunii św. wymawiamy, jesteśmy też obłudnikami i na dnie serca czujemy dobrze, że nie mamy racji, ale głośno mówimy: nie mogę przyjść. A czy my za to Pana Jezusa przepraszamy, czy też uważamy naszą nieobecność za rzecz całkiem naturalną?

wielu uważa, że częsta, codzienna Komunia św. jest przesadą, że nie jest konieczna, a może nawet jest wręcz niebezpieczna.

Dotychczas nie żyłeś z Panem Jezusem, nie rozmawiałeś z Nim. Zacznij rozmowę z Nim

Jeśli chodzi o przygotowanie ze strony ciała wypada pamiętać o schludnym ubraniu, gdy się przystępuje do Komunii św.

Co do przygotowania duchowego Sobór Trydencki określił, że "nikt bez specjalnego objawienia Bożego nie może określić, czy jest w stanie łaski". Ale jeśli "wydaje mi się", że nie mam grzechu, mogę do Komunii św. przystąpić.

Są jednak przypadki, że ktoś przystąpi do Komunii św. w stanie grzechu, a ma czystą intencję, wówczas świętokradztwa nie popełnia. Na przykład pali się Kościół, nie ma nikogo odpowiedniego, wówczas gdyby ktoś dla ratowania Eucharystii spożył ją, nie popełnia świętokradztwa,

Czysta intencja zatem jest najważniejszym warunkiem godnego przystępowania do Komunii św.

Intencja, to jest cel, dla którego przyjmuję Komunię św., to jest pobudka tego przyjmowania, to jest powód dla którego przystępuję do Komunii św. Intencja musi być czysta, to znaczy nie pomieszana z innymi.

czystą intencją jest to, aby Pan Jezus mieszkał we mnie, a ja w Nim.

Pan Jezus przyrzeka, jako skutek Komunii św. wskrzeszenie w dzień ostateczny. Jeżeli ktoś chce przyjmować Komunie św. z czystą intencją, to powinien o tym wszystkim pamiętać. Te inne "konkretne" intencje można przy tej okazji tylko dodać. Właściwą pobudką, która nas "popycha" do Komunii św., najczystszą intencją, jest Sam Pan Jezus, Jego Osoba, nasza miłość ku Niemu.

1. Aktualna - kiedy w danej chwili zdaję sobie sprawę, co jest celem mojego działania. Praktycznie: mówię Panu Jezusowi (oczywiście per "Ty"), że to, a to jest intencją, dla której chcę Go przyjąć.

2. Wirtualna - to intencja, która kiedyś została wzbudzona i jeszcze wciąż działa.

Taka intencja wirtualna wystarczy do przyjęcia Komunii św. Na przykład: Ktoś chce przystąpić do Komunii św., a jest wielki ścisk i nie może się w ogóle modlić, ani nic powiedzieć Panu Jezusowi, ale przedtem pragnął tego, a więc teraz może bez obawy przyjąć Pana Jezusa i wcale Go tym nie obrazi,

3. Najlepszą chwałę oddajemy Panu Jezusowi, gdy mamy intencję zjednoczenia się z Nim przez miłość. Wypowiadamy wtedy akty uwielbienia, dziękczynienia lub prośby, z czego nie wynika wcale, że nasza intencja staje się "nieczysta".

4. Najmilsza Bogu, bo oczyszczoną z własnego "ja" jest intencja wynagradzająca, kiedy przepraszamy Boga za grzechy własne i innych ludzi, ale nie z obawy kary Bożej, lecz z czystej miłości, by Pan Jezus był przeproszony za nasze grzechy i grzechy innych ludzi. Ta pobudka najwięcej się Panu Jezusowi podoba.

Wypadałoby, aby przy Komunii św. zachowywać się z godnością, spokojnie, tak jak u kogoś na wizycie. Zdarza się, że czasem w kościele jest ścisk, ludzie nawzajem popychają się, to wszystko wygląda jakoś niegrzecznie.

W czasie dziękczynienia po Komunii św. trzeba dbać o to, aby wszyscy skupiali się i klękali obok siebie, dla zaznaczenia, że wszyscy stanowią jedną, Bożą rodzinę.

Ojciec Święty Pius X tłumaczy, że gdyby ktoś tylko z przyzwyczajenia przystępował do Komunii św., byłaby to zła intencja, ponieważ miłość nie zgadza się z przyzwyczajeniem. Póki istnieje miłość, trzeba wzbudzać ciągle nowe akty miłości.Miłości nie ma tam, gdzie jest przymus i przyzwyczajenie.

Pan Jezus powiedział do siostry Faustyny, że gdy dusze przyjmują Go tylko z przyzwyczajenia, wtedy lepiej byłoby gdyby Go w ogóle nie przyjmowały.

Niedobra intencja byłaby jeszcze wtedy, gdyby pochodziła z próżności. Gdyby ktoś mimochodem, niechcący, chciał pochwalić się przed innymi swoją "pobożnością", tym, że przystępuje codziennie do Komunii św. To tam na pewno byłaby próżność. Prawdziwa pobożność nie polega na praktykach zewnętrznych ani na mówieniu o nich.

Niedobrą byłaby też intencja, gdyby pobudką był wzgląd ludzki.

To, czy Pana Jezusa kochasz, czy nie, możesz poznać po tym, czy rzeczywiście pragniesz Komunii św.

Czy kochasz Pana Jezusa, czy nie, poznaje się po tym, czy się Go pragniesz. Czy praktycznie układamy sobie życie tak, aby Go móc przyjąć?

Co byście byli gotowi dać, jaką ponieść ofiarę w zamian za przyjęcie Komunii św.? Czasem człowiek tego nie wie, nie ma sprawdzianu. Sprawdzianem obiektywnym jest miłość bliźniego. Pan Jezus jest obecny w bliźnich w sposób tajemniczy, choć nie mniej rzeczywisty, nawet w człowieku grzesznym, żyjącym bez łaski uświęcającej.

Pan Jezus do nas przemawia przez bliźnich, nawet przez wrogów i nieprzyjaciół. To nie jest "jakoby", ale naprawdę.

A przecież Komunia św. to jest nasz udział w ofierze. Może matka uczyła cię, że przed spowiedzią masz wszystkich przeprosić i może zwyczaj ten dziś przestałeś już praktykować.

To jest wielka łaska, gdy ktoś umie tak postąpić. Trudność jest tylko wtedy, gdy druga osoba nie chce przyjąć przeproszenia. Nie wolno bowiem odmawiać drugim zewnętrznych oznak przyjaźni, mimo pewnych wewnętrznych niechęci

Nie może być ani jednego człowieka, którego byś nie chciał z całego serca kochać. Dowodem, że kochasz naprawdę Pana Jezusa jest to, że uczyniłbyś dla bliźnich wszystko, co jest w twojej mocy.

Musimy walczyć na dwa fronty: z wrogiem wewnętrznym i zewnętrznym. Musimy się zdecydować na to, że będziemy wykorzystywani, ale dzięki temu innych zjednamy.

Przedmiotem naszych modlitw i naszej ofiary niech będzie chęć wynagrodzenia Panu Jezusowi za wszystkie zgorszenia, jakie ludzie dają, przystępując do Komunii św. bez chęci pogodzenia się z bliźnimi.

warunkiem koniecznym do godziwego przyjęcia Komunii św. jest konieczność posiadania stanu łaski i czystej intencji.

warunkiem jest dobra wola tak nastawiona, by skutecznie pomagała wyrzec się grzechów powszednich świadomych.

Dobrowolny grzech powszedni nie zachodzi w istocie wówczas, gdy na przykład ktoś wybucha gniewem i w pierwszych chwilach nie zdaje sobie z tego sprawy, że to jest grzech.

Grzech śmiertelny jest to świadome przekroczenie przykazań lub nie spełnienie woli Bożej w rzeczy ważnej. Wówczas gdy nie jest to rzecz istotna lub ważna, jest to grzech powszedni.

Nie będzie grzechu śmiertelnego, gdy człowiek posiada całkowitą świadomość, że to jest złe i nawet posiada złą wolę, lecz wewnętrznie jest szczerze bez oszukiwania siebie przekonany, że to jest grzechem powszednim. Natomiast ktoś, kto ma uprzednią lub równoczesną wątpliwość, czy to, co czyni jest grzechem śmiertelnym, lub nie, popełnia grzech śmiertelny.

Grzeszność polega tu nie na czynie, ale na tym, że człowiek decyduje się na zły czyn, i w ten sposób wyrzeka się miłości Bożej i pozbawia łaski uświęcającej.

Wielu ludzi na zarzut, że obmawiają, powiada, że mówili prawdę. Tu trzeba rozgraniczyć, że mówienie nieprawdy jest oszczerstwem.

Każdy człowiek ma prawo do dobrej sławy.

...

Mówienie o spowiedzi może nie jest obmową, jednak jest to coś bardzo szkodliwego dla duszy danego człowieka, bo tu zwykle wchodzi w grę miłość własna, a poza tym jest również szkodliwe ze względu na dobro innych dusz.

O spowiedzi można mówić tylko ze spowiednikiem i z biskupem.

Gdy ktoś wyrzeka się obmowy nie jest to jeszcze jednoznaczne z tym, że od razu musi się poprawić. Człowiek będzie jeszcze nieraz upadał, gdy sam Pan Jezus zechce go jeszcze czasem upokorzyć, aby mu się jeszcze nie zdawało, że jest już doskonały. Kto by nie chciał wyrzec się obmowy, to właściwie nie może codziennie przystępować do Komunii św.. Najlepiej o tym rozstrzygnie spowiednik.

Chciejmy się naprawdę wyrzec tego, co jest podstaw obmowy, to jest sądzenia.

Są takie przypadki, kiedy należy sądzić i wydać wyrok nawet do najcięższej kary w świecie włącznie, to jest do wyłączenia z Kościoła.

Do rodziców należy sąd o tym, jak postępują ich dzieci. Kierownictwo może sądzić swoich podwładnych, ma bowiem wtedy władze, a za tą władzą stoi Pan Bóg.

Jeśli miłujesz Boga miłością czystą, możesz czynić, co chcesz i możesz mówić, co chcesz.

Kiedy wykluczysz ze serca miłość własną, gdy nic innego nie ma w twej duszy tylko miłość Boga i po przez Boga płynąca miłość bliźniego - to możesz mówić o innych ludziach, co chcesz. wić o innych ludziach, co chcesz.

Tylko wtedy będziesz mógł się wyleczyć z nałogu obmowy i sądzenia.

Jedynym zabezpieczeniem przed sądzeniem innych, to ciągłe oddawanie się Panu Jezusowi,

Kłamstwo bowiem dotyczy najdelikatniejszego przedmiotu przykazania Bożego, tej niezgodności między dusza, a rzeczywistością.

Na czym polega istota kłamstwa? Może na tym, że człowiek ulega chęci tworzenia, lub unicestwienia. Jedno i drugie jest możliwe tylko u Boga. Człowiek chciałby zrobić to, co tylko jest Bogu właściwe: stworzyć coś, czego nie ma lub unicestwić coś, co jest.

Ojcem kłamstwa jest szatan. W Ewangelii św. Jana, Pan Jezus mówi, że kiedy szatan kłamie, to mówi od siebie, to jest dla niego coś naturalnego, to jest jak gdyby druga jego natura.

Kłamstwo nie może się przez dobrą intencje stać czymś dobrym, bo samo w swej istocie jest czymś złym. Świadome wprowadzenie bliźniego w błąd jest grzechem, gdy jednak ja sam jestem w błędzie - nie jest grzechem, tylko obiektywnie brakiem doskonałości.

Najgorszy rodzaj kłamstwa, to obłuda. Jest popełniana nie słowem ale czynem. To fałszowanie czynem swego "ja". Z nią łączy się prawie zawsze pycha, chęć wyniesienia się, udawanie, że we mnie jest jakaś wyższość, jakaś świętość, której nie ma. To przewrotność, faryzeizm.

Kłamstwem nie jest zachowanie dyskrecji, zachowanie tajemnicy, zatajenie jakiejś prawdy. Są różne tajemnice: zawodowe, urzędowe, rodzinne, spowiedzi.

Jak wielką sprawą jest na przykład tajemnica lekarska. Jak bardzo nieprzyjemnie byłoby ludziom, gdyby lekarz opowiadał innym o ich chorobach.

Kłamstwo jest złem nieskończonym, bo obraża nieskończonego Boga. Świadome kłamstwo jest większym złem, niż wojna z wszystkimi swoimi okropnościami. Nie wolno w dyplomacji skłamać dla uniknięcia wojny.

Jakie są dla nas skutki gdybyśmy nie chcieli się wyrzec kłamstwa? Byłoby to udaremnieniem Komunii św.

Postęp miłości jest wtedy niemożliwy, a Komunia św. Jest wtedy bezprzedmiotowa. Kłamstwo pociąga za sobą szereg innych błędów .

Obłuda wywiera ogromnie szkodliwy wpływ na otoczenie, zraża bardzo ludzi do Kościoła i Pana Boga.

1. Zerwać totalnie z każdym kłamstwem świadomym. Nie chcieć go nigdy dopuścić do swej duszy, w żadnej, nawet najdrobniejszej sprawie. Jeśli byłoby inaczej, to znak, że ta "grudka lodu" wciąż jest w naszej duszy.

2. Odwołać każde kłamstwo nawet podświadome. Nie trzeba wcale powiedzieć: skłamałem, ale właściwie to nie jest tak, jak wtedy powiedziałem

Odwołanie kłamstwa będzie skuteczne wtedy, gdy ktoś totalnie chce z nim zerwać.

Ten, który się nie zdobędzie na całkowitą ufność w stosunku do Pana Boga, nie pozbędzie się nigdy kłamstwa, nie postąpi w miłości. Potrzebna jest bezgraniczna ufność, zupełne oddanie się Panu Bogu.

Jakie są skutki mówienia prawdy? Ona zupełnie przekształca nasze życie. "Prawda nas wyzwoli" z niewoli złego ducha. Gdy ktoś kłamie, staje się narzędziem złego ducha, a ty masz być przecież narzędziem w ręku Boga, bo Pan Bóg nieraz chce się tobą posłużyć, chce coś zdziałać przez ciebie, a to kłamiąc udaremniasz Mu to.

Gdy ktoś kłamie napełnia swoją duszę "niczym", a gdy mówi prawdę, to napełnia duszę Bogiem.

Gdy prawda będzie cię kosztować, unikniesz próżnych pytań i odpowiedzi i zaraz będziesz miał bardzo wiele czasu na rozmowę z Panem Bogiem

Człowiek nie może obojętnie odnosić się do kogoś, kto go kocha. Musi tę miłość przyjąć i odwzajemnić ją, albo też odgrodzić się od niej, usunąć się. Tak nakazuje prosta uczciwość.

Miłość, nawet ta ziemska, jest tylko jedna: od Boga. Ale my ją często deprawujemy miłością własna, egoizmem.

Pan Jezus jest też człowiekiem i "zaczepia" nas swoją miłością, chce zjednoczenia z nami

Pan Jezus popełnił "szaleństwo" przychodząc do nas, dając się nam w Komunii św.. To może zrozumieć tylko człowiek wierzący

Pan Jezus oddaje się nam w Komunii św., chce do nas przychodzić, by z nami żyć na co dzień.

Przychodzi do człowieka, choć ten jest pełen egoizmu. Egoizm ten razi Go bardzo, ale mimo to Pan Jezus tak bardzo nas kocha.

My kochamy Pana Jezusa dlatego, że jest dobry, a On kocha nas dlatego, że jesteśmy niedobrzy...To jest prawdziwa miłość i takiej miłości powinniśmy się od Pana Jezusa uczyć. Kochać ludzi, choć są dla nas "niedobrzy".

Przyjmowanie Pana Jezusa w Komunii św. polega na tym, że praktycznie wykorzystujemy Jego obecność w nas.

Pan Jezus chce z nami żyć na co dzień, chce uszlachetnić nasze życie, chce, byśmy Mu podziękowali za Jego dla nas oddanie. Prawdziwe podziękowanie po Komunii św. To nie słowa, ale praktyka życia, okazanie Panu Jezusowi, że ty Go przyjmujesz pełną wola, że chcesz Go "wykorzystać" i używać, co ci daje.

Prawdziwą twoją podziękę i wdzięczność dla Pana Jezusa okażesz wtedy, gdy wykorzystasz to, co ci daje. Gdy zaczniesz mówić z Nim jak z przyjacielem, gdy zechcesz z Nim ułożyć całe swoje życie.

Powiedz Mu, co masz do zrobienia w ciągu dnia. Poproś, by ci pomógł i przypomniał. Wykorzystaj tę Jego obecność.

Nie chodzi o odmawianie i czytanie "cudnych" modlitw z książeczek, ale o przeżycie, o rozmowę, o pytanie Go o wszystko...Pan Jezus wtedy poprowadzi cię i da ci zrozumieć Swoje natchnienia.

Słuchanie tego, co Pan Jezus mówi, zobowiązuje. Nie można być na nie obojętnym i ono w końcu prowadzi do tego, że człowiek musi się całkowicie oddać Panu Jezusowi.

Komunia św. Jest to Uczta, na którą Pan Jezus nas zaprasza. Jak mamy się na niej zachować? Jeśli jesteśmy gdzieś proszeni na obiad czy na jakieś inne przyjęcie, to prosta grzeczność i dobre wychowanie nakazują za zaproszenie przynajmniej podziękować.

Tym bardziej winniśmy dziękować Bogu za Komunię św. I choćbyś nic innego nie umiał i nie mógł Bogu powiedzieć, jak tylko powtarzać bez przerwy: "Dziękuję, dziękuję"...ale tak ze serca, to już wystarczy.

Wypada opowiedzieć Mu o sobie, o swoich kłopotach, wszystkich zmartwieniach, radościach.

Kościół św. ma w ciele swych świętych, ale ma i grzeszników, bo celem Kościoła jest zbawienie ludzi, wyrywanie spod zła i doprowadzenie do świętości.

Jeżeli mnie Pan Jezus cierpliwie znosi na tym świecie, to muszę przyjąć, że i dziecko może Pana Jezusa pokochać, że i człowiek uwikłany w grzechy chce być dobrym.

Ewangelia odżegnuje się od gorszenia się tym, że Pan Jezus jadał z grzesznikami. A czy ja nie przesadzam w przeciwnym kierunku? Czy nie chciałbym, aby Kościół św. naprzód pozwolił na niektóre grzechy?

Niektórzy ludzie gorszą się, że małe dzieci dopuszczamy do Komunii św.. Ządają od tych dzieci tak wielkiego przygotowania, tak skupionego dziękczynienia, jakiego nie wymagają od siebie.

Wczesną Komunię św. dzieci zawdzięczamy Piusowi X, który został niedawno kanonizowany, gdy udowodniono dwa cuda po jego beatyfikacji, dokonane za jego wstawiennictwem. Pius X bardzo zasłużył się Kościołowi przez to, że małym dzieciom niewinnym pozwolił dawać Komunie św. Jeśli Pan Jezus mnie znosi, to też między innymi dlatego, że zawsze głosiłem częstą Komunię św..

... my często myślimy, że przygotowanie do Sakramentów św. to księdza sprawa, a my jesteśmy zwykłymi katolikami...Tak sądząc zapominamy, że pełen katolicyzm to jest dla każdego z nas. Odrzucać co od Boga odtrąca, a przyjmować wszystko, co z Bogiem łączy.

Kościół nie wstydzi się swych grzeszników. Odnosi się do nich z miłością. Mówi śmiało: "Tak, był taki w łonie moim. Chciałem go wychować, ale on nie chciał być wychowanym. Może powróci, może dopiero przy śmierci - czekam na niego. Kościół św. szuka grzeszników, bo na to jest i dlatego grzesznicy w nim być mogą i muszą.